William Scott, „Oranż i błękit”, olej, płótno, 86,5x112 cm, 1957 r.
William Scott, „Oranż i błękit”, olej, płótno, 86,5×112 cm, 1957 r.
Fot. British Council Collection
Recenzje

Zupełnie gdzie indziej

Niby wszystko się zgadza. Selekcja prac pozwoliła bowiem na wskazania artystycznie – w większości przynajmniej – udane. Reprezentacja polskich artystów wręcz może zachwycać, a momentami nawet przyćmić brytyjskich odpowiedników. Problem zaczyna się, gdy zapytamy, o czym właściwie opowiada prezentacja w Muzeum Sztuki w Łodzi. Trudno uciec od wrażenia, że nie do końca nawet wie kurator. A

w tytule „St Ives i gdzie indziej” ten drugi człon ewidentnie wybija się na plan pierwszy.

Fot. Jane White / Domena Publiczna
Zupełnie gdzie indziej
St Ives współcześnie

Kolonia St Ives była grupą artystów działających na przełomie XIX i XX wieku. Mała rybacka miejscowość w zachodniej Kornwalii zawładnęła wyobraźnią artystów, chcących zanurzyć się w otaczających ich surowych, pełnych dramatyczności krajobrazach. Szybko stała się też enklawą artystycznych rewolucjonistów, którzy zmienili historię brytyjskiego modernizmu. Na marginesie warto zaznaczyć, że

historia tego miejsca jako artystycznej inspiracji zaczyna się na dobre już około 1880 roku, a rozwija się, m.in. dzięki kolei żelaznej.

Ba! Słynny William Turner pojawił się w tej małej rybackiej wiosce – i się nią zachwycił – na początku XIX wieku. Nieco później przybył w to miejsce także James McNeill Whistler. Więc popularność St Ives nie wzięła się znikąd i nie pojawiła się dopiero w XX wieku.

Fot. British Council Collection
Zupełnie gdzie indziej
Barbara Hepworth, „Forma zakrzywiona – Trevalgan”, brąz, drewno, 68x100x63 cm, 1956 r.

W poszukiwaniu Świętego Graala

Ma kilka niezaprzeczalnych zalet ta wystawa. Doceniam przede wszystkim jej walor edukacyjny. Bo o ile o tym, co się działo po drugiej stronie kanału La Manche w Barbizon czy w Bretanii historia sztuki uczy w Polsce dość dokładnie (także ze względu na obecność sporej grupy Polaków), o tyle o Kornwalii i jej kolonii artystycznej właściwie dotąd opowiadano niewiele. Ani na wystawach, ani w książkach podsumowujących światową sztukę, ani na studiach historii sztuki (a może się mylę?) szczególnie nie zwracano uwagi na to grono artystyczne. I nie jest to uzasadnione, nawet jeśli nie ma tym gronie wielu tak znanych artystów jak Théodore Rousseau czy Paula Gauguina – jak w wypadku barbizończyków i Bretończyków. Choć i tu

nie brakowało przecież gwiazd. Wystarczy wspomnieć postać Barbary Hepworth. Artystka dzięki swoim technikom rzeźbiarskim wspięła się na sam szczyt,

zdobywając uznanie światowej krytyki – zwłaszcza po wystawie, która jej karierę pchnęła na zupełnie nowe tory. Mowa o pokazie na Biennale w Wenecji. Pojawiły się zamówienia projektów dla budynku ONZ w Nowym Jorku i Hakone Museum w Japonii w 1970 roku.

Ale takie zjawiska jak St Ives działają właśnie nie przez jednostkowe, wybitne przykłady, ale sieci relacji, wzajemne natchnienia, towarzyskie układy i artystyczne inspiracje. I to jest największy walor takich opowieści. Środowisko to – jak zaprezentowane na wystawie postaci: Wilhelmina Barns-Graham, Sandra Blow, Terry Frost, Roger Hilton, Peter Lanyon, Margaret Mellis, William Scott czy Bryan Wynter – nie stanowiło formalnej grupy, której działalność byłaby określona jednolitym i spójnym manifestem programowym. Wręcz przeciwnie. „Interesuje mnie odnalezienie Świętego Graala, jakim są minimalne środki do wyrażania najbardziej złożonych idei” – komentował Ben Nicholson. I może w dużym skrócie i uproszczeniu byłby to jakiś wspólny mianownik?

Język artystyczny ukształtowany przez abstrakcyjne zestawienia wyjęte z prac tego artysty oraz – wspomnianej już Barbary Hepworth, prywatnie jego żony – a także z surowych morskich krajobrazów Alfreda Wallisa, służył do opisu rzeczywistości, widzianej za oknem pracowni w tej rybackiej miejscowości.

Zresztą ten ostatni twórca jest też ciekawym przypadkiem.

Rybak, który był artystycznym samoukiem, odstawał od reszty i nigdy do końca nie został zaakceptowany.

Fot. Domena Publiczna
Zupełnie gdzie indziej
Alfred Wallis, „Wrak statku Alba” (ok. 1940 r.)

Pozostaje – szczególnie dziś – ciekawym punktem odniesienia na kornwalijskiej mapie sztuki. Właśnie przez – modny teraz – surowy, nieartystyczny, nieprofesjonalny charakter prac.

Dobrze więc, że udaje się zapisać białe karty w światowej historii sztuki (…)

Cały tekst w kwartalniku „Spotkania z Zabytkami”nr 2/2025.

Pismo dostępne na rynku od początku kwietnia 2025. Do kupienia ONLINE oraz w Salonikach Prasowych Kolportera, w Empiku i sklepach z prasą. Zapraszamy i polecamy serdecznie!

„St Ives i gdzie indziej”, Muzeum Sztuki w Łodzi, do 7 czerwca, kurator: dr Paweł Polit


Łukasz Gazur

Krytyk sztuki i teatru, wieloletni szef działu kultury w "Dzienniku Polskim" i "Gazecie Krakowskiej". Publikował i współpracował m.in. z "Przekrojem", "Tygodnikiem Powszechnym", "Wprost", TVP Kultura. Wykładowca akademicki na kierunkach kolekcjonerskich i antykwarycznych oraz dziennikarskich. Czterokrotnie wyróżniony Nagrodą Dziennikarzy Małopolski. Członek polskiej sekcji międzynarodowego stowarzyszenia krytyków AICA. Zastępca redaktora naczelnego magazynu "Spotkania z Zabytkami".

Popularne

Miasto godne nieustannych odkryć

Ile jest Sopotów w nadbałtyckim Sopocie? To akurat proste – Górny i Dolny. Ale poza tym jest też Sopot rybaków, turystów, Niemców, Polaków, hazardzistów, kapitalistów, katolików, ewangelików, Żydów, artystów, tenisistów, imprezowiczów, bandytów, bogaczy, niebieskich ptaków...