Tadeusz Rolke przed siedzibą ZPAF. Warszawa, maj 2010 r.
Tadeusz Rolke przed siedzibą ZPAF. Warszawa, maj 2010 r.
Fot. Albert Zawada / Agencja Wyborcza.pl
Wywiady

Żeby to nie była pocztówka…

Gdy jako młody chłopak z Polski pojechałem w 1965 roku do Paryża, nie fotografowałem rolls-royce’ów, tylko życie, ulicę, ludzi – mówi niedoszły architekt i historyk sztuki Tadeusz Rolke, którego dotknięte szlachetną patyną kultowe dziś fotografie wciąż zachowują świeżość.


Twoja tegoroczna wystawa w warszawskiej Galerii Le Guern nosiła tytuł „Zbiór A”. Co to jest „Zbiór A”?

Zbiór odbitek z moich dawnych zdjęć.

A dlaczego „A”?

To znaczy, że on ma specjalną jakość, o czym czytelnik prasy, magazynu, w którym te zdjęcia są drukowane, nie musi wiedzieć. Litera „A” zwraca uwagę, że to pierwszy wybór. Nie dziesiąty, nie trzynasty od końca, ale pierwszy – od momentu spojrzenia na to archiwum.

Żeby to nie była pocztówka…
Wystawa w galerii Le Guern, wystawa “Zbiór A”

To był twój tytuł?

Nie, tytuł wybrała kuratorka, Olga Guzik-Podlewska. Ona też wybrała zdjęcia. Ma dobry smak, zrobiła ciekawy zestaw, nieoczywisty wybór.

To galeria robiła odbitki?

No właśnie nie – o to tutaj chodzi. Zdjęcia na wystawie były moimi własnymi odbitkami z powiększalnika, z mojego archiwum. Sam nie wiedziałem, że istnieje jeszcze aż tyle odbitek, które nadal można śmiało pokazać bez żadnych problemów, jeśli chodzi o jakość. I że uda się z nich ułożyć przyzwoitą wystawę. Zdjęcia były metrykalnie dość stare, wygrzebaliśmy m.in. fotografie z mojego pobytu w Paryżu w 1965 roku, potem z lat 70., też z Francji, z hamburskiego projektu „Fischmarkt”…

Do Paryża w 1965 roku jedziesz na zaproszenie Romana Cieślewicza, który pracował wówczas dla francuskiego „Elle”…

Tak, Cieślewicza znałem z „Ty i Ja” (kultowego dziś miesięcznika wydawanego w latach 1960–1973 – przyp. red.), którego był współtwórcą. Do Paryża pojechałem na miesiąc. Miałem temat: fotografia mody. Miałem opowiedzieć o tym, jak w Paryżu fotografuje się modę. Właśnie dla „Ty i Ja”.

Przyjeżdża młody chłopak z Polski. Paryż w 1965 roku jest wspaniały, wtedy chyba dzieje się w nim wszystko, co najlepsze. Co cię uwodzi?

No, to widać po moich zdjęciach – nie są to samochody marki Rolls-Royce. Tylko życie. Życie, ulica, ludzie.

Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Wyborcza.pl
Żeby to nie była pocztówka…
Paryż, 1965 r.

A co ze sztuką? W Polsce interesujesz się awangardą, wyjazd do Paryża musi być pod tym względem dość niezwykłym doświadczeniem.

Sztuka współczesna bardzo mnie wówczas interesuje, chodzę po galeriach, oglądam abstrakcję, która wówczas dominuje na świecie, powoli zaczyna wchodzić popart, co widzę w Paryżu. Bardzo wiele się dzieje.

Popart wszedł i wyszedł. Obserwowałeś pojawienie się kilku awangard. Co okazało się humbugiem?

Nie jestem krytykiem sztuki. Jeśli coś skończyło się najszybciej i czemu czas najmniej służył, to pewnie właśnie popartowi. Ale z kolei conceptual art stał się sensacją stulecia. Wrócił i do dziś jest w galeriach, chociaż to już może nie to. Ja w każdym razie chodziłem wtedy po paryskich galeriach i fotografowałem sztukę konceptualną.

A polskie środowisko artystyczne w Paryżu? Otarłeś się o nie wtedy?

Specjalnie nie szukałem środowiska emigracyjnego, trochę nie miałem na to czasu, trochę robiłem to, co było dla mnie dostępne. Spotkałem Romka Owidzkiego, który był wtedy czasowo w Paryżu – profesor ASP, wspaniale znał historię sztuki XX wieku. Dużo mi powiedział, zwrócił uwagę na niektóre zjawiska. Dużo razem chodziliśmy po mieście. Ale z polskim środowiskiem artystycznym nie nawiązywałem kontaktu, choć jego przedstawicieli spotykałem czasem w galeriach. Nie udało mi się też odwiedzić Maisons-Laffitte.

1. Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Wyborcza.pl
2. Fot. Tadeusz Rolke / Agencja Wyborcza.pl
Wystawa "Powroty" w paryskiej galerii sztuki. Francja, 1965 r.
Żeby to nie była pocztówka…
Paryż, 1965 r. (pierwszy slajd) i Sopot, 1963 r. (slajd drugi)

Wróćmy do fotografowania mody. Zajmowałeś się tym wcześniej, przed Paryżem?

Miałem jakąś sesję modową dla „Polski”, coś tam czasem robiłem dla „Stolicy”. Ale potem było „Ty i Ja”, do którego trafiłem przez Cieślewicza i Alinę Szapocznikow. Tam mody robiłem już więcej. Ale na razie fotografowałem modę w Paryżu i akurat pojawiła się tam ówczesna supermodelka, Jeanne Shrimpton, wielka gwiazda. Przyjechała z Londynu niespodziewanie, miałem szczęście, sfotografowałem ją. Byłem i szczęśliwy, i zadowolony z tej sesji. Po miesiącu wróciłem do Polski i modę w Paryżu, a także Jeanne Shrimpton miałem już w „dorobku twórczym” – rzecz w PRL dość niecodzienna. Robiłem dalej modę dla „Ty i Ja” i aż do mojego wyjazdu w 1970 roku pracowałem dla Barbary Hoff, czyli dla „Przekroju”.

Ale to były monograficzne prezentacje ubrań Barbary Hoff, prawda?

Tak. I ja się z tym bardzo dobrze czułem. Za każdym razem, kiedy przychodziła jej nowa kolekcja, byłem naprawdę zadowolony, że będę ją fotografować. Mieliśmy z Barbarą dobry kontakt, często fotografowałem u niej na poddaszu, w pomieszczeniu niewielkim, ale wdzięcznym. Nie mieliśmy wtedy atelier.

Robiłeś też dużo mody na ulicy…

Tak, ale mniej modę uliczną, raczej uliczne sesje, np. dla Jadwigi Grabowskiej z Mody Polskiej (…)

Cały tekst w kwartalniku „Spotkania z Zabytkami” nr 4/2025.

Pismo dostępne na rynku od początku października 2025. Do kupienia ONLINE oraz w Salonikach Prasowych Kolportera, w Empiku i sklepach z prasą. Zachęcamy do kupna przenumeraty i egzemplarzy archiwalnych.

Polecamy serdecznie!

Żeby to nie była pocztówka…

Łukasz Modelski

Dziennikarz i pisarz, historyk sztuki i kultury średniowiecza, znawca historii kuchni. Autor radiowej (PR2) audycji literacko-kulinarnej „Droga przez mąkę” i książek takich jak „Dzieje się je. Mała historia kuchni” czy „Piąty smak. Rozmowy przy jedzeniu”.

Popularne

Niewinna etnografia nie istnieje

Wystawa „Wybielanie” w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie wzbudziła szeroką dyskusję – o języku, pamięci, kolonialnych ambicjach II RP i odpowiedzialności instytucji. O tym, czy etnografia jest dziś nadal użytecznym narzędziem i dlaczego muzeum postanowiło zakwestionować własne zbiory, opowiadają kuratorzy wystawy, Magdalena Wróblewska i Witek Orski...

Photoshop w XIX wieku? Oczywiście! To pomysł tak stary jak sama fotografia

Mogłoby się wydawać, że poprawianie wyglądu na zdjęciach to wynalazek naszych czasów – okresu kolorowych pism, celebrytów i mediów społecznościowych. Nic bardziej mylnego – pokusa, by coś „zamalować lub zeskrobać”, jest tak stara, jak sama fotografia. Na temat tego, jak w zakładach fotograficznych w XIX wieku poprawiano klientom urodę, opowiada konserwatorka fotografii Anna Seweryn z Archiwum Narodowego w Krakowie...