Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Przez stulecia podróżowanie nie było zajęciem dla kochających wygodę. Przejezdni mieszkali w karczmach, zajazdach, oberżach, o ile udało się jeszcze znaleźć w nich miejsca. Ich stan wołał o pomstę do nieba, o czym dowiadujemy się z dawnych pamiętników. Rzeczą zwyczajną było, że goście spali na podłodze wyściełanej słomą, na ławach do siedzenia, w najlepszym przypadku na stołach bilardowych. Maria Kietlińska wspominała:
„Nieubłagana proza życia w postaci brudnej karczmy żydowskiej stanęła mi przed oczyma. Wtłoczyliśmy się z powozem w wąską sień zajazdu na rynku, gdzie nam dano »wielką salę« […]. W »sali« nie było nic, prócz starego, krzywego bilardu z potarganym, niegdyś zapewne zielonym, suknem. Przyniesiono dwa brudne stołki i siano na posłanie. […] Leżąc wszyscy pokotem na ziemi […], usnęliśmy rychło. Obudziło mnie po chwili nie tylko głośne chrapanie kuzynki, lecz także jakieś mrowie, przebiegające po ciele. Zapaliwszy świecę, spostrzegłam z przerażeniem, że dopadło mnie czarne robactwo. Myślałam, że mrówki wypełzły spod brudnej podłogi. Były to – pchły! Takiego roju nie widziałam nigdy. Zerwałam się z posłania i zmieniwszy bieliznę, wlazłam na bilard, gdzie okrywszy się pledem, bez poduszki pod głową się położyłam” [1].
Wirginia Jezierska informował, że w Polsce, szczególnie zaś na Litwie, na początku XIX wieku, spotykało się tylko „szkaradne, trzymane przez Żydów gospody, w których świnie, cielęta i kury” konkurowały z podróżnymi o miejsce w pokoju, a wzrok nie wiedział, „na czym bez wstrętu spocząć”[2].
Nie lepszą opinię wystawił karczmom żmudzkim Leon Potocki:
Kiedy zajedziesz sam jeden, mieścić się musisz w szynkowej izbie z Żydami, kurami, kaczkami, z kozą domową, słowem z całym inwentarzem, do którego należą szczur w norze, pies pod stołem, kot na piecu i świerszcze za piecem.[3]
Jeszcze mniej szczęścia miał król Jan III Sobieski, który w liście pisanym do Marysieńki z Dziecinowa skarżył się, że musiał spać w stodole.[4]
Niektórzy autorzy opracowań wszystkie miejsca noclegowe dla podróżnych nazywają hotelami i tym samym ich początki przenoszą do średniowiecza, a nawet starożytności. Dla mnie jest to pewna przesada. Nie można przydrożnej karczmy, w której goście niejednokrotnie spali na podłodze, określać tym mianem.
Po raz pierwszy w materiałach źródłowych z terminem hotelu spotkałam się w odniesieniu do prowadzonego w Warszawie w 1797 roku przez Ludwika Nesti obiektu pn. Hotel Pruski (następnie w 1803 r. zmienił on nazwę na Hotel Angielski).[5]
Rozwój polskiego hotelarstwa miał miejsce w XIX wieku (wcześniej można mówić co najwyżej o pojedynczych obiektach), a samo słowo trafiło do języka polskiego z Francji. Z uwagi na brak istniejącej dziś standaryzacji, początkowo to właściciele decydowali, jak nazwą miejsca noclegowe, mając do wyboru takie określenia jak: „oberża”, „dom zajezdny”, „zajazd”, „hotel”. Pojęcia te stosowano zamiennie i uznaniowo.
Z czasem słowo hotel zaczęło stawać się synonimem czegoś lepszego – podnosić renomę obiektu. W konsekwencji dawne oberże oraz zajazdy zmieniały nazwy i stawały się hotelami tam, gdzie właściciel aspirował do wyższej jakości usług. W Krakowie ten słowotwórczy proces nastąpił w odniesieniu do: Hotelu Saskiego (wcześniej była tu oberża „Pod Znakiem Króla Węgierskiego”), hotelu Drezdeńskiego i Pollera. Inne obiekty nazywane były od początku tym określeniem obiecującym wyższy standard.
W drugiej połowie XIX w. nie było już wątpliwości co do tego, że „hotel” to coś więcej niż oberża. To synonim luksusu, wygody i troski o zadowolenie klienta, na co konsekwentnie zwracano uwagę w reklamach prasowych.
Wraz z ewolucją od oberży do hotelu wzrastały oczekiwania klientów i pomysłowość właścicieli w zaspakajaniu ich potrzeb. W hotelach zaczęły pojawiać się pomieszczenia takie jak: pokoje z fortepianami dla pań, saloniki do pisania listów, czytelnie gazet, pokoje spotkań zwane „salonami konwersacyjnymi”, osobne pokoje dla panów, w których mogli spotkać się, wypalić cygaro, porozmawiać o sprawach poważnych i poopowiadać „tłuste” dowcipy (jak wtedy mawiano). Nie mogło też zabraknąć stajni i wozowni.
Kolejnym pomieszczeniem, które mogło znajdować się w hotelu była sala balowa. Jej istnienie mogło uchodzić za element luksusu w miejscowościach uzdrowiskowych, gdzie zabawy taneczne były ulubioną rozrywką kuracjuszy. W pozostałych miejscowościach pomieszczenia te była zapewne traktowana jako uciążliwe z uwagi na hałas.
W Krakowie sale balowe posiadał m.in. Hotel Saski, Hotel Drezdeński i Hotel Europejski. W mieście tym publiczne zabawy taneczne organizowano prawie wyłącznie w okresie karnawału. Potem natomiast sale balowe służyły jako miejsce wesel, koncertów, „wystaw osobliwości”. Organizowano tu też występy magików, „odgadywaczy myśli”, spirytystów, zgromadzenia przedwyborcze „urzędników i podurzędników służby kolejowej stacyi krakowskiej”…
Na jednej z reklam czytamy nawet o „wystawie narzędzi domowo – gospodarczych”. Czyli kto zapłacił za wynajem, miał prawo korzystać, co bez wątpienia wpływało na obniżenie komfortu nocujących i zwiększenie dochodu właścicieli.
Na nie lada „atrakcję” mogli liczyć goście Hotelu Kleina w Krakowie, w ogrodach którego regularnie odbywały się przedstawienia cyrków wędrownych, o czym informują liczne afisze zgromadzone w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej.
Za jeszcze bardziej osobliwe wydarzenie, jakie mogło mieć miejsce w hotelowym budynku, należy uznać wystawianie zwłok na widok publiczny połączone z organizowaniem ceremonii pogrzebowych. Jak wynika z nekrologów, tą zdumiewającą – z dzisiejszego punktu widzenia usługę – świadczył Hotel Lwowski i Hotel Drezdeński w Krakowie. Sporo tego typu dokumentów życia społecznego zachowało się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej.
Hotel to nie tylko nocleg, ale także usługi. W dawnych ogłoszeniach i reklamach znajdziemy wiele takich, które dziś mogą zdumiewać W niejednym goście mogli korzystać z pomocy służącego, który spełniał wszelki zachcianki. Pomagał ubrać się, czesać, czyścił buty, załatwiał sprawunki na mieście (choć ten ostatni częściej zwany był „ekspresem”). W piśmie „Architekt” (z 1902 roku nr 9), znajdujemy informację, że właściciele hotelu zdecydowali się na nie lada praktyczne rozwiązanie. By uniknąć wystawiania odzieży do czyszczenia przez służbę na korytarzach, przy drzwiach do pokojów zamontowano specjalne szafki, w których można było ukryć garderobę.
Gość przed udaniem się na spoczynek, nie potrzebuje wywieszać garderoby i wynosić obuwia dla wyczyszczenia przed drzwi na korytarz, co nieraz gościa ambarasuje i z korytarza hotelowego czyni nieestetyczny wygląd wystawy ubrania. Zamiast tego umieszcza się rzeczy w szafce przy drzwiach i drzwi szafki zamyka się na klucz. Rano znajdujemy obuwie i garderobę wyczyszczone; szafka ma drugie drzwi, wychodzące na korytarz, a służący posiada klucz i wczesnym rankiem czyni przegląd wszystkich szafek.
Dodatkowo, jak wynika z reklam, gości w hotelach kuszono: służbą we frakach, dzwonkami elektrycznymi do przywoływania służących, materacami sprężynowymi, pokojami z pościelą, telefonem, centralnym ogrzewaniem… Innym razem zwracano uwagę na istnienie restauracji „zalecającej się” wykwintną kuchnią, która jest „wytworna”, a do obiadów grywa orkiestra.
W reklamie z 1912 roku jeden z obiektów informował, że ma automatyczny przyrząd do budzenia oraz „autogaraż”, a wszystko to jest „ostatnim wyrazem komfortu i higieny”.
Na początku XX wieku bardzo wysoko na liście zalet plasowały się łazienki. I tak oto w reklamie z 1907 roku hotel Skoczyska w Zakopanem szczyci się tym, że ma je aż… dwie. Grzech było nie przyjechać.
[1] M. Kietlińska, Wspomnienia, Kraków 1986, s. 231, 232.
[2] Za: A. Pachocka, Karczmiane historie. Relacje z miejsc noclegowych w dziewiętnastowiecznych wspomnieniach pamiętnikarskich, Lublin 2010, s. 392.
[3] Tamże.
[4] Jan Adamczewski „Kraków od A do Z” Kraków 1992 r., str. 86
[5] „Historya Hotelu Angielskiego w Warszawie i opis pobytu w nim cesarza Napoleona I w 1812 r.”, brak miejsca wydania 1914 r., strona nienumerowana – wtęp
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Będąc na trzecim roku studiów pojechałyśmy w ramach zajęć na wycieczkę do Pszczyny. Lubiłam wyjazdy, a na historii sztuki było ich całkiem sporo. Nie pamiętam dokładnie, jak nazywał się ten przedmiot, ale miał w nazwie „antyki”. Prowadząca była antykwariuszką, a...
„Uzdrowisko leży w Dolinie Dunajca, w bezpośrednim sąsiedztwie Parku Narodowego w Pieninach wśród malowniczych zalesionych wzgórz, osłaniających je od wiatru. Czyste i spokojne powietrze, duże nasłonecznienie, małe wahania ciepłoty dziennej stwarzają idealne warunki klimatyczne” – fragment ten otwiera akapit poświęcony...
W dolinie rzeki San, w województwie podkarpackim, w otoczeniu malowniczego parku wznosi się malownicza twierdza, o niespotykanej elewacji, czterech majestatycznych basztach oraz wnętrzach, w których można spędzić niejedną noc. Obecną formę architektoniczną zamek w Krasiczynie zawdzięcza Marcinowi Krasickiemu, który w...