Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Uprząż bałagulska – szlejowa, wykonana ze skóry jest elementem zaprzęgu bałagulskiego związanego z historią bałagulszczyzny. Tak nazwano ruch młodzieży szlacheckiej zapoczątkowany około 1835 roku na Wołyniu i Podolu. Jego podłożem była ówczesna sytuacja polityczna i gospodarcza na Kresach.
Zbuntowana młodzież nazwała siebie bałagułami, zapożyczając typ uprzęży – szleję skórzaną – oraz nazwę od bałagułów, czyli woźniców żydowskich, którzy na tych terenach trudnili się rozwożeniem poczty, towarów i osób. Podobnej uprzęży używali miejscowi chłopi, ci biedniejsi – wykonanej z partu, czyli płótna, z konopnymi postronkami, parcianym uździenicami, naszelnikami i lejcami.
Bałaguli prowadzili hulaszczy tryb życia, gardząc obowiązującymi konwenansami, zwłaszcza wyższych sfer, żyjąc po swojemu, zajmując się handlem końmi, grą w karty, polowaniami, szukali mocnych wrażeń. Stworzyli własny styl zaprzęgu bałagulskiego, z czwórką odmastnych koni, „w poręcz”, które ciągnąc prymitywny niewielki wózek były zdolne poruszać się na długich dystansach w szybkim tempie wyciągniętego kłusa.
Podróży zaprzęgiem towarzyszył dźwięk dzwonków bałagulskich; starano się, aby ich melodia była specyficzna dla każdego zaprzęgu.
W uprzęży szlejowej sama szleja składa się z nakarczka i napierśnika, które wraz z postronkami są częściami ciągnącymi, a częściami wstrzymującymi są natylnik i naszelnik wpięty do okucia dyszla i pierścienia napierśnika. Natylnik i naszelnik miały zawsze konie dyszlowe. Po powstaniu styczniowym bałagulszczyzna odrodziła się, ale bez wcześniejszej ideologii. „Czwórki bałagulskie” stały się modne; z powodu braku źródeł pisanych starano się je odtwarzać korzystając z relacji starszego pokolenia. Od lat 90. XIX wieku do I wojny światowej odbywały się konkursy dla „czwórek bałagulskich”, w których oceniano umiejętność powożenia, a przede wszystkim styl zaprzęgu. Konkursy urządzano okazjonalnie w Jarmolińcach, Humaniu i Winnicy; ostatnie przed wojną odbyły się w Równem w 1912 i 1913 roku.
Uprząż bałagulska jest bardzo rzadko spotykana w zbiorach polskich. Jedna z nich znajduje się w zbiorach Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa – Oddział Muzeum Łazienki Królewskie. Jest to uprząż przeznaczona do zaprzęgu parokonnego. Jest niekompletna, brakuje uździenic, lejcy, postronków, dzwonków. To szleja wykonana ze skóry; dla każdego konia składa się z napierśnika (z pierścieniem do naszelnika) i nakarczka połączonych dużymi stalowymi pierścieniami na podkładce skórzanej, natylnika z upinaczem, szelkami i pasem oporowym.
Uprząż posiada mosiężne okucia: duże koła z sześcioramienną gwiazdą, pierścienie lejcowe na nakarczku, kółeczka mocujące szelki nośne, skuwki na zakończeniach wszystkich przystuł, duże i małe sprzążki dwuskrzydełkowe, ozdobny guz natylnika. Uprząż w całości uszyta jest trokami cienkimi i grubszymi, w wielu miejscach także ozdobnym plecionym ściegiem. Posiada naszywki skórzane z dziurkami i mereżką. Po jakości wykonawstwa widać wprawną rękę znakomitego rymarza, który zadbał o każdy detal uprzęży.
Uprzęże bałagulskie są zawsze rękodziełem, które nosi cechy indywidulanego wytwórcy, tak jak użyte do nich ozdoby, a nawet dzwonki. „Nie spotykało się dwóch uprzęży [bałagulskich] identycznych w wykonaniu i wyglądzie”.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Rok 1904 dla zoo w Breslau – czyli dzisiejszym Wrocławiu - był rekordowy. W ciągu jednego dnia przewinęło się przez nie 41 tysięcy zwiedzających. Był to pierwszy dzień niezwykłego pokazu. Ludzie przyszli oglądać… ludzi. Eksponatami stali się bowiem mieszkańcy Tunezji...
Stara kuchnia znajduje się w podziemiach pałacu, ale ma dostęp do naturalnego światła dzięki oknom na poziomie gruntu. Zachowała się tam oryginalna posadzka, a także kuchenka węglowa, prawdopodobnie z lat 20. XX wieku. Pokryta emalią, składająca się z kilku komór piekarniczych oraz blatu do gotowania, jest nowoczesnym (jak na ówczesne czasy) sprzętem, który pochodził z fabryki Antona Senkinga w Hildesheim...
– Drugi raz nie zdecydowałbym się na to – mówi pół żartem, pół serio Zdzisław Korzybski, właściciel dworu w Wilczyskach. – Skoro jednak podjąłem się odbudowy rodzinnej siedziby, chcę ją dokończyć – dodaje. Przed nim jeszcze sporo pracy, choć najważniejsze zadanie udało się zrealizować: dwór się nie zawalił i powoli wraca do życia...