Tańczący z wilkami
Repr. Muzeum Okręgowe w Suwałkach
Artykuły

Tańczący z wilkami

Z tego artykułu dowiesz się:
  • na czym polegał zmysł marketingowy Alfreda Wierusz-Kowalskiego
  • jakim tematem chciał zastąpić obrazy z wilkami
  • jaką cenę podał za swój najdroższy obraz

Pracowitość, talent i wybitna technika nie wystarczą, by artysta zyskał sławę i pieniądze. Potrzeba jeszcze doskonałego wyczucia rynku i gotowości do nieprzerwanej produkcji w rytmie zamówień marszandów. Przyda się trauma z dzieciństwa i sprawne działania PR. Alfred Wierusz-Kowalski wiedział to doskonale. Odniósł sukces, choć koledzy patrzyli na niego wilkiem.

„Mój ojciec chwycił powtórnie załadowaną broń, wyskoczył z sani, tak silnie uderzył napastnika, że sam stracił równowagę (…). Upadł w głęboki śnieg i przycisnął swoim ciałem ciało wilka. Widzieliśmy to i staliśmy się ze strachu kredowobiali. Moja matka, nieomal bez namysłu, przygarnęła nas w rozpaczy do siebie (…). Ojciec przytomnie w czasie tej walki na śmierć i życie zawołał do woźnicy, aby ten przednie konie, i tak już przez wilki strasznie pokaleczone, odciął z uprzęży i wilkom na pożarcie poświęcił”

– wspominał Alfred Wierusz-Kowalski wydarzenie z suwalsko-litewskiego dzieciństwa. To doświadczenie ośmiolatka okazało się kształtującym, być może najsilniejszym, jakie stało się udziałem chłopca. Można nawet powiedzieć, że prześladowało go przez całe życie, choć dobór słów nie byłby tu najodpowiedniejszy. Wilcza obsesja przyniosła malarzowi fortunę.

Repr. cyfrowe.mnw.art.pl
Tańczący z wilkami
“Wilki napadające na sanie”, olej na desce dębowej, ok. 1880 r., Muzeum Narodowe w Warszawie

Ciągnie wilka do lasu

Teofil, notariusz, i Teofila, córka plenipotenta dużego majątku, należeli do ścisłej elity garnizonowych Suwałk. Miasto przeżywało niezwykle dynamiczny rozkwit.

W 1849 roku, kiedy Alfred pojawił się na świecie, Suwałki były miastem wojewódzkim, wyposażonym w nowy, murowany odwach, ratusz, gimnazjum, nową cerkiew i szpital.

Właśnie zakończono klasycystyczną przebudowę kościoła św. Aleksandra, budynków murowanych w mieście było już 128, od dwóch lat obowiązywał zakaz wznoszenia w centrum drewnianych budowali. Przy budowach i przebudowach pracowali Aigner, Corazzi i Marconi – pierwsze nazwiska architektury Królestwa Polskiego, a liczba mieszkańców miasta w ciągu trzech dekad wzrosła niemal czterokrotnie. Kowalscy mieli w Suwałkach solidną, piętrową kamienicę i niewielki majątek w Dębszczyźnie koło nieodległego Filipowa. Pierwsze 16 lat życia artysty upłynęło między obu domami. Dębszczyzna, choć wykorzystywana przede wszystkim jako letnisko, była też miejscem zimowych kuligów i polowań, w których rozsmakował się przyszły malarz. Obecność wilków na styku puszcz – Augustowskiej, Knyszyńskiej, Białowieskiej, Piskiej i kilku pomniejszych – była naturalna i powszechna. Lasy, dukty i bezdroża ciągnące się przez setki kilometrów w głąb cesarstwa stanowiły naturalny wilczy habitat.

Związek rodziny z regionem i jego zwyczajami był bardzo silny. Kowalscy nie pozbyli się suwalskiego domu nawet po przeprowadzce do wielkomiejskiego Kalisza. Teofila sprzedała kamienicę wiele lat później, kiedy Alfred, po warszawskiej Klasie Rysunkowej, studiach w Dreźnie i akademii monachijskiej, na dobre osiadł w Bawarii.

1. Repr. Muzeum Okręgowe w Suwałkach
2. Repr. Muzeum Okręgowe w Suwałkach
Tańczący z wilkami
Tańczący z wilkami
Alfred Wierusz-Kowalski na fotografii autorstwa Franza Hanfstaengla, Monachium, 1875 r. (slajd pierwszy) i Carla Holzera, Monachium, ok. 1875 r. (slajd drugi) / Muzeum Okręgowe w Suwałkach

Wilcze oczy

W 1873 roku, niemal tuż po przeprowadzce do Monachium, udało mu się wziąć udział w wiedeńskiej Wystawie Powszechnej. Namalowany już w Monachium „Powrót kwestarza” zapowiadał kierunek artystycznych poszukiwań i upodobań Wierusza. Scena rodzajowa i anegdotyczna – przechylający się na błotnistej drodze wóz, uciekająca gęś, zarys wiejskich chat w mglistym tle – nie zdobyła serc salonowej publiczności. Wystawę jednak odwiedziły miliony (!), a młody malarz zaistniał na międzynarodowym rynku sztuki. Odtąd, studiując w obleganej pracowni tytanów niemieckiego akademickiego historyzmu, Carla Theodora Piloty’ego i jego ucznia, Alexandra Wagnera, Wierusz świadomie wybrał drogę „burżuazyjnego realizmu”, pompierskiego malarstwa salonowego, które za wysokiej klasy umiejętności techniczne – przy jednoczesnym ograniczeniu tematyki i powstrzymywaniu się od formalnych eksperymentów – odpłacało uprawiającym je artystom lawiną zamówień i masową sprzedażą. Choć lata 70. są w twórczości malarza czasem rodzajowych anegdot z polskim krajobrazem w tle („Wypadek w podróży”, „Przyjazd karetki pocztowej do miasteczka”) czy „brandtowskich” i kresowych historyzmów („Na zwiadach”), to majątek przyniosły mu przede wszystkim sprzedawane na pniu „zopfy” – konne (często myśliwskie) sceny rodzajowe, udrapowane w XVIII-wieczne kostiumy (trójgraniaste kapelusze, fraczki, plastrony, harcapy) typowe dla niemieckiego gustu epoki. Polski malarz (zapatrzony wówczas prawdopodobnie w styl Gierymskiego) produkował je masowo, a niemieccy marszandzi z solidnych, mieszczańskich firm obrotu sztuką współczesną równie masowo je upłynniali.

Wilczy apetyt

Prestiżowa monachijska Galerie Wimmer, najbardziej zainteresowana polskimi malarzami, sprzedała 44 obrazy artysty, który z czasem stał się jednym z najczęściej przez nią wystawianych. W 1880 roku „Spacer konny w parku” (sprzedany zresztą przez Galerie Wimmer) ukazał się na okładce warszawskiego „Tygodnika Illustrowanego”, pozycja Wierusza na rynku sztuki była ugruntowana.
W 1876 roku malarz zakłada własną pracownię, dwa lata później żeni się z córką redaktora naczelnego poczytnego „Kuriera Warszawskiego”, co daje Julianowi Fałatowi asumpt do złośliwości, jakoby małżeństwo kolegi było podyktowane przede wszystkim względami marketingowymi. Spostrzeżenie to, nawet jeśli nieuzasadnione, miało niewątpliwy związek z dość konserwatywnym (choć dziś może uchodzącym za nowoczesne) podejściem Wierusza do tzw. zawodów artystycznych.

Żadnego przymierania głodem, żadnej sztuki dla sztuki, zawód jak każdy inny, rzemiosło podążające za publicznym gustem, uczciwa praca za godną płacę.

Repr. Muzeum Okręgowe w Suwałkach
Tańczący z wilkami
Trójka starszych dzieci malarza: Janina, Michalina i Czesława – fotografia z monachijskiego atelier Otto Reitmayera, ok 1883/1884 r., Muzeum Okręgowe w Suwałkach

A przy tym samoograniczenia stylistyczne, znoszenie nudy wynikającej z powtarzania motywów i – wszechobecność. Na salonach (także w krakowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych), na wydarzeniach charytatywnych, w galeriach i – koniecznie – w mediach. Tam, gdzie jest dostęp do potencjalnych nabywców.
Państwo Kowalscy mieszkali na stałe w Monachium, podróżowali, często odwiedzali Polskę i płodzili dzieci. Trzeba było zarabiać. Zresztą – apetyty rosły. W 1880 roku malarz miał 31 lat, najbliższa dekada miała być okresem prawdziwej prosperity. Wtedy, na przełomie lat 70. i 80., powraca do obrazu zapamiętanego z dzieciństwa. W 1880 roku „Wilki napadające na sanie” są gotowe. Odtąd nic już nie będzie takie samo.

Repr. Muzeum Okręgowe w Suwałkach
Tańczący z wilkami
“Osaczony”, olej na desce, 47,5 x 77 cm, 1888 r., Muzeum Okręgowe w Suwałkach

Jak dostać wilka

„Krąg śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa/Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane” – śpiewał Jacek Kaczmarski, bezwiednie (?) opisując szczegóły ulubionego tematu malarstwa Alfreda Wierusza-Kowalskiego.

Śnieg, wilki i krew (plus sanie i strzelby) to motywy, których warianty malarz opanował do perfekcji.

Każdy z nich zresztą można opisywać osobno, zasługuje na to. Pompierzy byli artystami, którym udawało się osiągnąć techniczną doskonałość. W tym przypadku – odwzorowanie różnych faktur śniegu w różnych stadiach zmrożenia, światła poranka lub (częściej) wieczora, dzikość przerażenia koni, pęd sań, które w każdej chwili mogą się przewrócić, chaotyczne ładowanie dubeltówek, walka psów z wilkami, kły i napięte mięśnie atakujących zwierząt. Niemal fotograficzny zapis momentu, kulminacja napięcia, zupełny brak pewności co do tego, jak rozwinie się i zakończy ta przygoda. „Artysta tak buduje kompozycję, aby widz w swojej wyobraźni dopowiadał wcześniejszy i dalszy bieg wydarzeń. Zabieg ten wprowadza w twórczości malarza czwarty wymiar – czas. (…) Upadający wilk, składana po strzale broń, tuman śniegu za saniami, para wilków zabiegających przerażonego konia uruchamiają wyobraźnię widza” – pisała o jednej z wersji „Napaści wilków na sanie” biografka artysty, Eliza Ptaszyńska.

Repr. Bew
Tańczący z wilkami
“Orszak weselny”, olej na płótnie, 48,5 x 39 cm, ok 1890 r.

Kiedy do wiejskich lub wiejsko-dworskich scen rodzajowych, chłopskich wozów, wesel, zaprzęgów, polowań i sań artysta dodał dramatyczne zdarzenie zamknięte w dynamicznej migawce, był jedyny.

Zgodnie z najlepszymi (choć niezdefiniowanymi jeszcze) zasadami sprzedaży stworzył potrzebę, którą konsekwentnie zaspokajał. Innymi słowy – zbudował rynek „wilczego” malarstwa, którego był najjaśniejszą gwiazdą.

Repr. Muzeum Okręgowe w Suwałkach
Tańczący z wilkami
“Sanna”, olej na desce, 28 x 48 cm, 1890-1900 r., Muzeum Okręgowe w Suwałkach

Choć nadal malował sanny i wiejskie obrazy rodzajowe, chociaż zabrał się za całe serie „Czerkiesów” reagując na modny (i popłatny) orientalizm i choć Wieruszowe „wilki” nie dominowały wśród obrazów wystawianych przez niego w monachijskich galeriach, jednak popyt na ten motyw był ogromny. Także poza Monachium.

„Najsłynniejsze były sceny z wilkami. W.-Kowalski wystudjował wilka jak mało kto. (…) Zwykle noc zimowa, szalony pęd sani, zapienione konie, oszalałe ze strachu, rwą co ducha w piersiach poprzez zarośla.

W saniach ktoś z okiem obłąkanym zaciska krócicę w garści, tam dalej wali się jakaś bestia, farbując śnieg posoką. W całości – niebanalne zestawienie ludzi, koni i wilków, ale istotny, do dna wyczuty dramat, gdzie chodzi o śmierć i życie,

oddany ze zdumiewającą swobodą, prawdą i rozmaitością wariantów jednego i tego samego pomysłu. Obrazy te miały szalone powodzenie, kupowali je bogaci Niemcy, a zwłaszcza Amerykanie i Anglicy” – pisał w syntezie „Malarstwo polskie XIX i XX wieku” niesławnej pamięci Eligiusz Niewiadomski.

Repr. Muzeum Okręgowe w Suwałkach
Tańczący z wilkami
“Atak wilków”, olej na płótnie, 110 x 150 cm, ok. 1885-1890 r., Muzeum Okręgowe w Suwałkach

Amerykanie i Anglicy rzeczywiście kupili (a właściwie – niemal hurtowo kupowali) wilczy motyw. Do dziś w amerykańskich i brytyjskich kolekcjach znajduje się wiele obrazów artysty. Egzotyczna, śnieżna sanna i potyczka z dzikimi zwierzętami okazały się motywem doskonale wpisującym się w modę, która w Anglii towarzyszyła Rudyardowi Kiplingowi, a w Stanach miała niebawem przynieść popularność powieściom Jamesa Curwooda czy Jacka Londona.

Wilki stały się modne i międzynarodowo pożądane.

W 1882 roku „Kłosy” umieszczają drzeworytniczą reprodukcję „Napadu wilków”. Odtąd wilki Wierusza wchodzą do masowego, nie tylko galeryjnego obiegu. Grafiki na podstawie jego obrazów pojawiają się w czasopismach, na pocztówkach, są drukowane jako autonomiczne dzieła sztuki, przynosząc artyście bardzo wysokie honoraria. Wydawnictwa specjalizujące się w fotografii dzieł sztuki drukują wilcze obrazy w tysiącach egzemplarzy, salonowa groza ataków na sanie („Starannie wyważał równowagę pomiędzy dramatyzmem, siłą oddziaływania na widza a poczuciem komfortu obserwującego” – zauważa Eliza Ptaszyńska) sprzedaje się świetnie, przynosząc malarzowi sławę. W końcu dekady Alfred Wierusz-Kowalski zostanie honorowym profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, a w 1892 roku otrzyma złoty medal I klasy na monachijskiej wystawie malarstwa w Pałacu Szklanym. Nagrodzony obraz przedstawia samotnego wilka.

Samotny wilk

Napady wilków na sanie, malowane na zamówienie w dziesiątkach (setkach?) kopii, powtarzane i opracowywane na wiele sposobów, ale zawsze w tym samym wariancie kompozycyjnym, mogły się znudzić (malarzowi, bo rynek wciąż był chłonny). Nowy motyw zachęcał też do pogłębionej, psychologizującej interpretacji i uwodził melancholią.

Repr. Muzeum Okręgowe w Suwałkach
Tańczący z wilkami
“Wilk w nocy”, olej na płótnie, 79 x 104 cm, ok. 1910 r., Muzeum Okręgowe w Suwałkach

Samotny wilk (zawsze na śniegu, najczęściej nocą) spoglądający na oddalone ludzkie siedziby lub odległe stado kojarzył się z alienacją, osamotnieniem, czyniąc ze zwierzęcia (zawsze pięknego i wyniosłego) rodzaj porte-parole osamotnionego człowieka.

„Nad czarno-błękitnym fiordem było widać krew oraz języki ognia – moi przyjaciele szli dalej, a ja stałem tam i trząsłem się z wrażenia – poczułem nieskończony krzyk przepływający przez naturę”– pisał o swoim najsłynniejszym obrazie Edvard Munch. Alfred Wierusz-Kowalski znów usłyszał ostatni krzyk mody i doskonale na niego odpowiedział. „To już nie bestie, ale symbol egzystencjalnego osamotnienia” – pisze o motywie samotnych wilków biografka malarza, a obraz namalowany przez Polaka równo rok po „Krzyku” Muncha i zakupiony przez monachijską Nową Pinakotekę nosi jasny tytuł „Melancholik”. Nic dziwnego, że samotny wilk błyskawicznie dorównał popularnością napadom na sanie.

„Wilk” z Muzeum Polskiego w Rapperswilu, „W lutym na Litwie” z Muzeum Narodowego w Poznaniu, „Wilki w nocy” z suwalskiego Muzeum Okręgowego i niezliczone „Wilki na czatach”, „Wilki”, „Wilki zimą”, „Wilki nad rzeką” itd. operują jednym motywem. Są do złudzenia podobne do siebie, posługują się ograniczoną liczbą wariantów, a przy tym są daleko mniej pracochłonne niż „napady”. Malarz nie nadąża z zamówieniami, do kopiowania zatrudnia uczniów. Często niemal dosłownie powtarza całe kompozycje prawie bez zmian, czasem dostrzeżenie różnic między obrazami wymaga wnikliwej analizy. Trzeba się spieszyć, zamówień jest mnóstwo. Szalony popyt na wilczą melancholię oraz monachijska nagroda pozwalają artyście na zakup wystawnego pałacu i ogromnego (ponad 600 hektarów) majątku w podkonińskim Mikorzynie. Państwo Kowalscy przenoszą się do Wielkopolski.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Repr. Muzeum Okręgowe w Suwałkach
Tańczący z wilkami
Fotografia autorstwa Carla Teufela: pracownia Alfreda Wierusz-Kowalskiego, na ścianie powstający obraz “Napad wilków”, Monachium, 1889-1890 r., Muzeum Okręgowe w Suwałkach

O wilku mowa

„Pracownia była obszerna. Jedną ścianę zakrywał ogromny obraz »Napad wilków«. Na podłodze stało kilka sztalug, a na nich we wspaniałych ramach skończone już obrazy, koło drzwi wypchany wilk, a pod ścianami kilkanaście zaczętych obrazów” – opisywał monachijską pracownię Wierusza jego przyjaciel Marian Trzebiński. Wypchany wilk (lub dwa, jak chcą inni) teraz ustąpiły miejsca prawdziwym. W Mikorzynie Wierusz hodował angloaraby oraz… wilki właśnie. „Między innymi wybudowano specjalne pomieszczenie i wybiegi dla wilków. Wilków było sześć, w tym dwa, które otrzymał w prezencie od niemieckiego cesarza Wilhelma” – pisała wnuczka artysty, Barbara Nasierowska. Kajzer do wilczych dokonań Polaka najwyraźniej odnosił się ze zrozumieniem i z szacunkiem.

Syty chwały i pieniędzy artysta w latach 90. był powszechnie obecny. Wystawiał w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych, w warszawskim salonie Aleksandra Krywulta, w Zachęcie, na wiedeńskiej wystawie zdobył złoty medal. W okolicy przełomu stuleci gwiazda Wierusza poczęła jednak blednąć. Opuszczenie Monachium nie wpłynęło dobrze na międzynarodową sprzedaż obrazów, motyw samotnego wilka przez niemal dwie dekady zdążył się nieco opatrzeć, rynek bliski był nasycenia. Co więcej, wydatki związane z zapewnieniem przyszłości pięciorgu dzieci i utrzymaniem posiadłości okazały się nadspodziewanie wysokie, a zdrowie malarza zaczęło szwankować. Po 1900 roku było jasne, że trzeba rozejrzeć się za nowymi tematami. Wprawdzie chłopskie sceny rodzajowe (wozy, fury, wesela), polowania i jeźdźcy w różnych konfiguracjach nadal wystawiali i sprzedawali się dobrze, ale sprzedaż ta daleka była od standardów, do których przywykł artysta dzięki „wilkom”. „Wilka zawsze kupią” – miał mawiać malarz, ale w pierwszych latach nowego stulecia zainteresowanie tą tematyką było jedynie (wilczym) echem dawnej popularności.

Wilk niesyty

Ostatecznie malarz zdecydował się na nowy temat. W nadziei, że ostatecznie wywoła takie zainteresowanie jak tematy wilcze, zainwestował sporo pracy w przygotowanie przyszłej popularności nowego motywu.

Jego wybór był poprzedzony badaniem rynku i śledzeniem mód. Miał charakter strategiczny, bardzo odległy od tematów dotychczas podejmowanych przez artystów.

Repr. Cyfrowe.mnv.art.pl
Tańczący z wilkami
“Beduini”, olej na płótnie, 80 x 129 cm, 1904 r., Muzeum Narodowe w Warszawie

Jedynie bowiem koń łączył suwalsko-litewskie pejzaże wiejskie z egzotycznymi arabskimi motywami, którymi Wierusz właśnie zamierzał się zająć. Zaplanował w tym celu podróż do Afryki Północnej. Sama wyprawa trwała zaledwie miesiąc, ale jej zapowiedzi w „Kurierze Warszawskim” (przypomnijmy: redaktorem naczelnym pisma był teść artysty) pojawiały się już od dość dawna. Starannie zredagowane informacje o planach, a następnie o przygotowaniach malarza do wyjazdu, jego organizacji i samym wyjeździe pojawiały się w kilku wydaniach gazety. Trudno mówić o poważnym malowaniu podczas miesięcznej eskapady, chodziło raczej o wzbudzenie zainteresowania publiczności, stworzenie oczekiwania na nową serię obrazów. Beduinów i pustynię Wierusz, podobnie jak niegdyś Czerkiesów, mógł malować z pocztówek i zdjęć. Konie pozostały te same, zmienił się kostium jeźdźców i paleta barw. I choć „Beduini”, „Przed meczetem” czy „Jeźdźcy marokańscy” to obrazy bardzo udane, pokazujące wszechstronność i techniczne mistrzostwo artysty, „arabiana” nie zdobyły ani serc publiczności, ani rynku. Malarz tym razem źle ocenił perspektywę biznesową. Wyprawa do Afryki niczego nie zmieniła, tymczasem „samotne wilki” wciąż powstawały i nadal cieszyły się względną popularnością. Kolejna wersja „Wilków w nocy” otrzymała nawet srebrny medal na paryskiej wystawie w 1910 roku.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Tańczący z wilkami
“Wilk”, reprodukcja obrazu Alfreda Wierusz-Kowalskiego, pocztówka z epoki, pocz. XX w.

Rozczarowany (i zapewne zdziwiony) niepowodzeniami artysta w tym samym roku postanowił na dobre wrócić zatem do tematów, które przyniosły mu popularność i majątek.

Nosił wilk razy kilka

Ogromny obraz „Napad wilków” z monachijskiej pracowni, o którym pisał Marian Trzebiński, mierzył pięć na dziesięć metrów. Powstał w latach 90. jako początek marketingowego przedsięwzięcia, którym miało być jego tournée po stolicach Europy i największych miastach Stanów Zjednoczonych. Amerykański partner malarza, który miał się zająć organizacją objazdu, zmarł, nim dzieło zostało ukończone. W końcu, w 1910 roku, stojący na rozstajach Wierusz skończył obraz. Planował wrócić do pomysłu tournée, mającego uzasadnić astronomiczną cenę 50 tysięcy marek (mniej więcej 50 rocznych zarobków niemieckiego robotnika), za którą ostatecznie zamierzał sprzedać „Napad wilków”. Wielkoformatowe panoramy ciągle pozostawały w modzie, ich pokazy ściągały tłumy, dla „Napadu” również była szansa. Malarz podjął próbę. Pierwszy pokaz odbył się w maju 1910 roku w monachijskim Starym Ratuszu. Towarzyszyło mu mnóstwo działań spod znaku PR, w dodatku – skutecznych. Bawarska para książęca odwiedziła pokaz, wypowiedziała się o nim nad wyraz ciepło, a prasa ochoczo wtórowała zachwytom Wittelsbachów. Niestety, publiczność nie dopisała. To jednak dopiero początek trasy. Jeszcze tego samego roku obraz pokazano we Lwowie i w Warszawie, w 1912 roku – w Poznaniu. Odzew nigdzie nie był wystarczająco entuzjastyczny, by zbudować klimat właściwy dla planowanej spektakularnej sprzedaży. Zresztą malarz przestał mieć nadzieję, że znajdzie się kolekcjoner gotów za dzieło zapłacić tak zawrotną sumę.

Nie zamierzał jednak obniżać ceny, rozważał rozpisanie publicznej zbiórki – wszak Panorama Racławicka, która objeździła wiele wystaw, była zamówieniem publicznym. Czy podobnie nie mogłoby się stać z „Napadem”?

Śmiały koncept malarza nie doczekał się realizacji. Wybuch Wielkiej Wojny odwrócił uwagę publiczności (i sponsorów) od wilków napadających na sanie (i sztuki salonowej w ogóle). Na lepsze czasy obraz czekał więc w Monachium. Podobnie jak jego autor, który w bawarskiej stolicy zmarł niecały rok później. Wyjęty z ram i zrolowany wielki format trafił do jednego z magazynów monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pięć lat później padł ofiarą przypadkowego pożaru.

Fot. Desa Unicum
Tańczący z wilkami
„Napad wilków” („Niebezpieczna jazda”), 98 x 135 cm, 1895 r. Obraz sprzedany za 1,3 mln zł (+20% ceny aukcyjnej)

Do ostatniej sprzedaży „Napadu wilków” (98×135 cm) Alfreda Wierusz-Kowalskiego doszło w grudniu zeszłego roku. Obraz wylicytowano na 1 560 000 złotych.

Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 2/2025


Stałą galerię przedstawiającą życie  i twórczość Alfreda Wierusza-Kowalskiego można zobaczyć w Muzeum Okręgowym w Suwałkach, któremu redakcja – podobnie jak i spadkobiercom artysty – chce szczególnie podziękować za pomoc w realizacji powyższego artykułu.


Łukasz Modelski

Dziennikarz i pisarz, historyk sztuki i kultury średniowiecza, znawca historii kuchni. Autor radiowej (PR2) audycji literacko-kulinarnej „Droga przez mąkę” i książek takich jak „Dzieje się je. Mała historia kuchni” czy „Piąty smak. Rozmowy przy jedzeniu”.

Popularne

Bartholomäus Bruyn: tajemnica dwóch paneli  

Dwa kameralnych wymiarów obrazy na dębowych deskach brano za dzieła szkoły Jana van Eycka, eksponowano je w sąsiedztwie „Monny Luizy” (sic!), a finalnie okazały się formalnie związane z  Albrechtem Dürerem. Co mogło znajdować się między dwoma zachowanymi w warszawskim Muzeum Narodowym skrzydłami, i dlaczego na przestrzeni lat zmieniano nie tylko ich atrybucję, ale nawet wymiary?