Samotna synagoga
Janusz Marciniak, performance „Atlantyda”. Pływalnia miejska w dawnej synagodze (basen urządzony przez Niemców podczas okupacji, działał do 2011r.). Poznań, 2004 r.
Fot. Mikołaj Kamieński, dzięki uprzejmości Janusza Marciniaka
Artykuły

Samotna synagoga

Z tego artykułu dowiesz się:
  • czemu wielkopolska diaspora żydowska
  • ilu wiernych mogła pomieścić poznańska bóżnica
  • dlaczego Niemcy nie zburzyli obiektu podczas okupacji

Dwieście metrów od Starego Rynku niszczeje w Poznaniu ostatni znaczący ślad po żydowskiej społeczności miasta. Jednak o to, by dawna synagoga trafiła do rejestru zabytków i nie stała sią apartamentowcem, walczą nie władze miasta, instytucje kultury lub żydowskie organizacje, tylko… zdeterminowany społecznik.

1. Fot. NAC
2.
Samotna synagoga
Samotna synagoga
Synagoga u zbiegu ulic Wronieckiej i Stawnej w Poznaniu (między 1919 a 1939 r.)

Nie ma chyba w centrum Poznania drugiego budynku o tak smutnej historii.

Tam, gdzie do 9 września 1939 roku modlili się poznańscy Żydzi,
jeszcze 13 lat temu działała pływalnia, którą utworzyli Niemcy podczas okupacji, upraszczając i obniżając przy tym budynek.
Fot. Tomasz Hejna /Lagomphoto
Samotna synagoga
Współczesny widok nieczynnej poznańskiej pływalni w dawnej synagodze

Kilka lat temu w dawnej bóżnicy miał znaleźć się hotel. Teraz ma powstać… kilkunastopiętrowy apartamentowiec. Była synagoga, wybudowana w 1907 roku, nie trafiła nawet do rejestru zabytków, figuruje jedynie w gminnej ewidencji. Ostatnio niszczeje coraz szybciej, w zeszłym roku omal nie spłonęła. Poznańscy decydenci byli skłonni dopuścić nawet jej rozbiórkę. Dopiero teraz trwa oddolna akcja na rzecz wpisu do rejestru.

Zniknęli już przed Holokaustem

Jak mogło do tego dojść w dużym, zamożnym mieście, z aspiracjami do otwartości na inne kultury i wszelkiego rodzaju różnorodność? Łatwej odpowiedzi brak, ale na pewno pojawi się w niej słowo „obojętność”. Z historią żydowskiej obecności w mieście stolica Wielkopolski radzi sobie bowiem kiepsko, choć mogłoby się zdawać, że endecki i niechętny Żydom niegdyś charakter miasta należy do odległej przeszłości.

W pielęgnowaniu pamięci o nieistniejącej już społeczności dzisiejsze miasto nie widzi nawet oczywistych (dających się przy tym spieniężyć) atutów wizerunkowych i turystycznych.

Dość wspomnieć, że Poznań był w okresie odrodzenia największą i najprężniejszą gminą żydowską w Rzeczypospolitej, ale nie dowiemy się o tym w żadnym z lokalnych muzeów. Obszernej wiedzy dostarcza dopiero stała wystawa warszawskiego Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. O późniejszych losach poznańskich Żydów też dowiemy się niewiele, także o tym, jak – korzystając z liberalnego pruskiego prawa – asymilowali się w XIX wieku do niemieckiej kultury oraz że w porównaniu z Polską centralną i wschodnią

odsetek Żydów w mieście był w pierwszych dekadach XX wieku wyjątkowo niski. W okresie międzywojennym spadł do jednego procenta, a widok tradycyjnie odzianego Żyda z dawnej Kongresówki lub Galicji budził na ulicach Poznania sensację.

Silnym i właściwie jednym z nielicznych świadectw żydowskiej obecności, dobrze widocznym w przestrzeni miasta, jest dziś jeszcze budynek dawnej synagogi. Masywna bryła domyka przestrzennie północne obrzeża Starego Miasta u wylotu ul. Wronieckiej. Jest znaczącym urbanistycznym akcentem na skraju historycznej żydowskiej dzielnicy, której początki sięgają XIII wieku. Pusty i ponury dziś gmach dobrze widać z trasy szybkiego ruchu, która bezceremonialnie przecięła ten fragment miasta przed półwieczem. Wcześniej przed bóżnicą rozpościerał się pl. Wolnica, nanizany na trakt między Starym Rynkiem a historycznym Wzgórzem Świętego Wojciecha.

1. Fot. Domena Publiczna
2. Fot. Tomasz hejna / Lagomphoto
Samotna synagoga
Samotna synagoga
Wnętrze synagogi w Poznaniu: początek XX w. (slajd pierwszy) i współcześnie (slajd drugi)

Architektura jako oręże walki

Nowa Synagoga, jak ją wtedy nazwano, stanęła przy Wolnicy w 1907 roku według wybranego w konkursie projektu berlińskich architektów Wilhelma Alberta Cremera i Richarda Wolffensteina, mających na koncie jeszcze kilka innych bóżnic w Niemczech. Był to budynek okazały, zwieńczony miedzianą kopułą sięgającą niemal 50 metrów, zaprojektowany w stylu neoromańskim i neomauretańskim. Stanął na rzucie greckiego krzyża. Jak pisał historyk sztuki, prof. Jan Skuratowicz, „układ planu o jakby dwóch ramionach transeptu i półkoliście zamkniętym prezbiterium upodobnia poznańską budowlę do popularnego wówczas w Niemczech typu centralizującej świątyni katolickiej czy protestanckiej zrealizowanej z reguły w romańskiej konwencji stylowej”. Typowy dla żydowskich budowli sakralnych tamtych czasów był z lekka orientalizujący wystrój wnętrza autorstwa Juliusa Senfta i Gottholda Riegelmanna. Budynek mógł pomieścić 1200 wiernych, kosztował prawie milion marek, a łożyli na niego bogaci żydowscy mieszczanie oraz państwo pruskie.

Skąd ten rozmach w zestawieniu z niewielką już wtedy żydowską społecznością miasta? Endecka z ducha miejska legenda mówi, że spektakularną budowlą osadzeni w niemieckiej kulturze Żydzi chcieli przyćmić pobliski ratusz i kościoły polskiego Starego Miasta. Te przytaczane nawet przez historyków sztuki opowieści prostuje jednak prof. Przemysław Matusik w wydanej przed trzema laty „Historii Poznania”:

Fot. Architekturmuseum TU Berlin
Samotna synagoga
Wnętrze synagogi w Poznaniu, początek XX w.

„Trudno Nową Synagogę uznać za przejaw zamierzonej germanizacji poznańskiego krajobrazu. Był to raczej wyraz rosnącej samoświadomości poznańskich Żydów chcących dość demonstracyjnie zaznaczyć swe odrębne i wybitne miejsce w życiu miasta, i to nie tyle wobec Polaków, co właśnie wobec Niemców wypychających ich ze swej wspólnoty narodowej coraz bardziej antysemickim obliczem niemieckiego nacjonalizmu”.

Apogeum nienawiści nastąpiło, jak wiemy, kilka dekad później. Tym bardziej dziwić może fakt, że we włączonym do Rzeszy Poznaniu – mającym stać się wzorcowym nazistowskim miastem – synagogi po prostu nie zburzono. Zdecydowały względy praktyczne: koszty rozbiórki. Z niemieckich artykułów z 1940 roku, przytaczanych niedawno w OKO.press przez Violettę Szostak, przebija zadowolenie, że udało się bóżnicę przerobić na użyteczną pływalnię. Przy okazji nastąpiła trwała desakralizacja. Według żydowskiej tradycji synagogą nie może być ponownie budynek zbezczeszczony przeróbką na rzeźnię lub łaźnię.

Zrobiono przy tym wiele, by gmach nie przypominał domu modlitwy. Kopułę zastąpił niższy od niej czterospadowy dach, zniknęły także mniejsze kopułki silnie rozczłonkowanej bryły. Budynek został znacznie uproszczony, elewacje pozbawiono detali. Wnętrze z wbudowaną w nie niecką basenu odarto z dekoracji i symboli. Po wojnie Polacy zalegitymizowali działania okupanta. Budynek przetrwał silny ostrzał Starego Miasta w lutym 1945 roku i niebawem zaczął służyć poznaniakom jako pływalnia miejska. Nic nie wiadomo o tużpowojennych planach upamiętnienia dawnej funkcji lub adaptacji na cele kulturalne bądź muzealne. Zresztą budynki po dwóch starszych synagogach z sąsiednich ulic, które mimo uszkodzeń nadawały się do odbudowy, rozebrano w 1947 roku.

Społecznik i cała reszta

W sprawie problematycznej pływalni głos zabierali jedynie co wrażliwsi. Często cytowany jest krótki wiersz „Miasto” z 1979 roku poznaniaka Ryszarda Krynickiego: „Nade wszystko ceni gospodarność, porządek i czystość: / zamieniło synagogę w miejską pływalnię, / na parkingach targowych / nie ma śladu po żydowskim cmentarzu”.

Nekropolię, o której pisze poeta, zlikwidowali Niemcy w czasie wojny, a po niej teren wchłonęły rozrastające się Międzynarodowe Targi Poznańskie. Bardzo małe lapidarium płyt nagrobnych udało się urządzić na (zazwyczaj niedostępnych) tyłach budynku przy targach dopiero w 2007 roku. Jest tam też kilka macew wydobytych ze sztucznego jeziora Rusałka, popularnego miejskiego kąpieliska i miejsca rekreacji. Podczas okupacji zaprojektowali je Niemcy, a wykonali głównie żydowscy więźniowie. Większość macew nadal umacnia brzegi, a decydenci nie kwapią się, by je stamtąd usunąć. Walczy o to od kilku lat Maciej Krajewski, pielęgniarz, społecznik i fotograf, twórca facebookowego profilu Łazęga Poznańska i galerii oraz miejsca spotkań mieszkańców pod tą samą nazwą. O wiele dłużej Krajewski walczy jednak o synagogę.

Pierwszą petycję w jej sprawie napisał w latach 90. Apelował do władz miasta, by zamknąć wreszcie pływalnię. Pod dokumentem podpisali się naukowcy, historycy, artyści. Na próżno. Władze miasta nie przedstawiły żadnego pomysłu na zarządzany przez siebie obiekt. Dopiero w 2002 roku zwróciły go Związkowi Gmin Wyznaniowych Żydowskich RP. Lokalnym przedstawicielem organizacji była utworzona trzy lata wcześniej gmina żydowska kierowana przez Alicję Kobus.

Miasto oddało budynek, ale nie zapłaciło za 57 lat jego użytkowania.

Z kolei gmina nie była zamożna i – jak się po latach okazało – zabrakło jej operatywności oraz zdolności pozyskiwania fundatorów i sojuszników. Nic zatem nie wyszło z zapowiadanego wielokrotnie przez Kobus utworzenia w byłej synagodze Centrum Dialogu i Judaizmu.

Z powodów finansowych gmina podtrzymywała działanie pływalni do 2011 roku, kiedy trzeba było zamknąć ją z przyczyn technicznych.

Fot. Mikołaj Kamieński, dzięki uprzejmości Janusza Marciniaka
Samotna synagoga
Janusz Marciniak, performance „Atlantyda”. Pływalnia miejska w dawnej synagodze (basen urządzony przez Niemców podczas okupacji, działał do 2011r.). Poznań, 2004 r.

Po zmianie właściciela zaczął się jednak ferment artystyczny i społeczny. Wnętrze i bryła budynku były przedmiotem udanych interwencji i wydarzeń artystycznych. Podczas organizowanych w gmachu koncertów ujawniła się dobra akustyka wnętrza. Placyk przed synagogą przemianowano na skwer Akivy Egera – słynnego rabina i talmudysty z Poznania.

W 2006 roku pojawił się jednak zaskakujący postulat odkupienia budynku przez miasto i… zrównania go z ziemią.

Ogłosił go Marcin Libicki, prawicowy polityk, ale i historyk sztuki. Uznał, że, primo, obiekt ma nikłą wartość historyczno-architektoniczną; secundo – „psuje estetykę” Starego Miasta; tertio – przywołał mit o… antypolskim charakterze budowli.

Pomysł oburzył wiele osób ze środowisk kulturalnych i naukowych, protestował nawet ówczesny prezydent miasta Ryszard Grobelny. Za oburzeniem nie poszły jednak deklaracje lub działania na rzecz współtworzenia z gminą żydowską placówki kulturalnej lub muzealnej. Zaczęło robić się dziwnie.

W połowie drugiej dekady XXI wieku gmina weszła bowiem w układ z jedną z międzynarodowych sieci hotelowych i zaczęła przymiarki do przeobrażenia budynku w hotel. Miało w nim również powstać, mniejsze niż w pierwotnych planach, miejsce pamięci.

Fot. Dzięki uprzejmości Janusza Marciniaka
Samotna synagoga
Janusz Marciniak „9.09.1939”, instalacja ze zniczy na pływalni w dawnym budynku synagogi. Poznań, 2005 r.

Prasa pokazywała kolejne architektoniczne koncepcje nawiązujące do dawnego kształtu bóżnicy, bliskie jednak słabej jakości polskiego postmodernizmu lat 90. W 2016 roku urząd miasta wydal pozwolenie na budowę, a trzy lata później gmina zaskoczyła poznaniaków i… sprzedała budynek prywatnemu inwestorowi. Ten najpierw chciał budować hotel, ale zmienił zdanie i od dwóch lat próbuje dostać zgodę na przekształcenie budynku w kilkunastopiętrowy apartamentowiec według lepszego, choć przeskalowanego projektu Przemysława (zm. 2022 roku) i Iwona Borkowiczów. Obecnie umożliwia mu to uchwalony w zeszłym roku plan zagospodarowania dla Starego Miasta.

Z projektu planu, m.in. dzięki miejskiej konserwator zabytków, udało się szczęśliwie usunąć możliwość rozbiórki dawnej synagogi.

W urzędzie miasta nie ma ona bowiem wielu obrońców. Wysoki rangą urzędnik odpowiedzialny za architekturę i przestrzeń orzekł nawet, że „skoro Żydzi to sprzedali, to ja bym to wywalił”. Podobnych komentarzy wśród decydentów jest więcej. Nie dostrzegają zupełnie, że dawna bóźnica i jej historia są częścią ogólnomiejskiego dziedzictwa, a nie tylko mikroskopijnej dziś żydowskiej gminy. Nie umieli też nigdy zaproponować lub współzorganizować konkursu na funkcję i formę budynku. Podkreślają nieudolność gminy żydowskiej oraz uważają, że prywatny właściciel ma wielką swobodę w decydowaniu o przyszłości obiektu.

Warto przy tym zauważyć, że gdy autentyczna dawna synagoga niszczała, pasjonatom specyficznie rozumianej historii udało się wybudować powyżej Starego Rynku niskiej jakości imitację nieistniejącego od wieków zamku królewskiego, zwaną zasłużenie „zamkiem Gargamela”. Więcej: przez ostatnie dekady poznaniacy oswoili i darzą szacunkiem nawet neoromański Zamek Cesarski z 1910 roku – wymierzony w polskie miasto symbol niemieckiego panowania, a okaleczone dziedzictwo żydowskie wydaje się im obojętne.

Na szczęście nie wszystkim. Kiedy w synagodze wybuchł w zeszłym roku pożar (niegroźny i szybko ugaszony), pojawiły się obawy, że niszczejący budynek będzie się wkrótce kwalifikować do rozbiórki. Maciej Krajewski napisał zatem petycję, w której wezwał „władze miejskie i wojewódzkie do kooperacji oraz objęcia ochroną prawną i konserwatorską oraz nadzorem budowlanym niegdysiejszej synagogi. Liczymy na zobligowanie obecnego właściciela – inwestora do rzetelnego zabezpieczenia budynku (…)”. Pod petycją podpisało się do dzisiaj prawie trzy tysiące osób, odbyło się kilka manifestacji. Krajewski napisał też list otwarty do prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka, który jednak nie podjął tematu. Wcześniej dystansował się od sprawy synagogi także w tekście OKO.press.

Fot. Mikołaj Krajeński, dzieki uprzejmości Janusza Marciniaka
Samotna synagoga
Maciej Krajewski podczas akcji w obronie synagogi, 27 stycznia 2024 r.

Na szczęście starania Krajewskiego, sygnatariuszy petycji i zaangażowanych w działanie innych organizacji przyniosły efekt

w lutym br. Wojewódzki konserwator zabytków wszczął z urzędu postępowanie w sprawie wpisania byłej synagogi do rejestru zabytków nieruchomych województwa.

Dzięki temu inwestor nie może prowadzić w tej chwili żadnych prac budowlanych aż do podjęcia ostatecznej decyzji. Oczekując na możliwy wpis do rejestru, trzeba teraz zmobilizować wszystkie siły sprzyjające sprawie, by wypracować realny i sensowny sposób rozwiązania spraw własności i przyszłej funkcji poznańskiej bóżnicy.

Tekst pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 3/2024


Jakub Głaz

Z wykształcenia architekt, dziennikarz („Architektura”, architekturaibiznes.pl), działacz organizacji pozarządowych (Nowy Plan, Centrum Otwarte).

Popularne

Sześć zabytkowych basenów

„Buch - jak gorąco! / Uch – jak gorąco! / Puff – jak gorąco! / Uff – jak gorąco” - pisał w 1936 roku Julian Tuwim, a początek tego sympatycznego wiersza o pojemnościowych możliwościach kolejnictwa można z powodzeniem wykorzystać do opisu lata’23. Z roku na rok robi się coraz cieplej – tak mówią naukowcy, a ich słowa potwierdzają odczyty termometrów. Na szczęście mamy się gdzie w Polsce ochłodzić. Zapraszamy na subiektywny przegląd najciekawszych polskich basenów – oczywiście z zabytkowym twistem...