Fot. Muzeum Architektury we Wrocławiu
Dr Magdalena Ławicka, kierowniczka Działu Architektury XIX i XX wieku Muzeum Architektury we Wrocławiu, zdradza, jakie tajemnice skrywa kolekcja witraży tej instytucji.

Muzeum Architektury świętuje w tym roku 60-lecie. To dobry moment, by przyjrzeć się bliżej zbiorom. Witraże można uznać za jedną z wizytówek tej instytucji.
Na pewno kolekcja witraży i zabytkowych oszkleń ze wględu na swą rangę i liczebność jest doskonałą wizytówką muzeum.
2. Fot. Muzeum Architektury we Wrocławiu
Ponieważ witraży z tej epoki jest w Polsce niewiele, stanowią one bezcenne artefakty.
Kolekcja tych szklanych arcydzieł wrocławskiego muzeum jest imponująca – od XIII po XX wiek. Jak zrodził się pomysł jej tworzenia?
Dwa lata po powstaniu muzeum, w 1967 roku, zapoczątkował ją pierwszy dyrektor instytucji – i to od razu z najwyższego pułapu. Profesor Olgierd Czerner zakupił we wrocławskiej Desie romański witraż z prorokiem Ezechielem, do dziś najcenniejszy szklany eksponat w zbiorach.

Patrząc na nasycone barwy jego szkieł, trudno uwierzyć, że ma już około 800 lat i powstał w dalekich Nadreniach w czasach, gdy Śląskiem władał książę Henryk Brodaty. Wraz z romańskim dziełem zostały zakupione także dwie kwatery witrażowe ilustrujące starotestamentową opowieść o zesłaniu manny. Pierwsza z nich przedstawia zbieranie, a druga niesienie manny do namiotu. Po latach te dwie kwatery sprawiły nam niespodziankę, wcale nie tak rzadką w pracy muzealnika.
Czym was zaskoczyły?
Zakupiono je jako dzieła powstałe w początkach XVI wieku i to datowanie obowiązywało ponad 20 lat. Po 1989 roku, gdy Polska otworzyła się na świat, dwójka wrocławskich badaczy zwiedzając w Monachium renomowaną pracownię witrażową Mayera, dawny Mayer´sche Hofkunstanstalt zauważyła identyczny witraż „z niesieniem manny” w supraporcie nad wjazdem do pracowni przy ulicy Seidlstrasse 25. Informacja o tej ewidentnej kopii i sugestie mediewisty, znawcy witrażownictwa, prof. Lecha Kalinowskiego, skłoniły nas do zbadania szkieł z wrocławskich kwater. W rezultacie także one okazały się świetnej jakości kopiami gotyckich witraży z końca XV wieku, wykonanych dla monachijskiego kościoła Salwatora.


Ta historia brzmi jak gotowy scenariusz filmu detektywistycznego. Czy takie odkrycia są dla muzealników bardziej rozczarowaniem czy fascynującym tropem?
Przede wszystkim rozczarowaniem, ponieważ im obiekt starszy, tym cenniejszy jako eksponat w zbiorach. I oczywiście tym trudniejszy do pozyskania na rynku antykwarycznym. Natomiast fascynujące jest odkrywanie przeszłości zabytków, wyjaśnianie ich proweniencji, okoliczności powstania oraz ich losów zanim dotarły do muzeum.
Wróćmy do całej kolekcji. Co ją wyróżnia na tle innych polskich zbiorów?
Kolekcję w muzealnym „rankingu” sytuuje wysoko fakt, że jej elementem jest najstarszy należący do państwa polskiego witraż. To wyżej wspomniane już dzieło z prorokiem Ezechielem z około 1230 roku.
Wiązany z warsztatem przy kościele św. Kuniberta w Kolonii, niewątpliwie jest perłą zbiorów. Warto wymienić także trzy świetnej jakości średniowieczne witraże figuralne: Boże Narodzenie i Ofiarowanie, będące częściami tego samego, nieznanego nam bliżej wielodzielnego okna z ok. 1330 r. wykonane w II warsztacie przy katedrze we Fryburgu Bryzgowijskim oraz medalion z około 1300 r. ze sceną Bożego Narodzenia w XIX-wiecznej oprawie z motywem winorośli.

Fot. Muzeum Architektury we Wrocławiu

Fot. Muzeum Architektury we Wrocławiu
Poza tym kolekcja odznacza się różnorodnością. Zawiera eksponaty reprezentatywne dla każdego okresu w rozwoju witrażownictwa, co bardzo ułatwiało stworzenie wystawy stałej rzemiosła artystycznego związanego z architekturą.
Czy można powiedzieć, że kolekcja witraży z muzeum, to nie tylko opowieść o szkle, ale też o historii samego Wrocławia – miasta wielowarstwowego, artystycznie i tożsamościowo?
Oczywiście kolekcja witraży, zwłaszcza jej część zaprezentowana na wystawie stałej pozwala dociekliwym widzom śledzić przemiany stylistyczne i technologiczne w witrażownictwie na przestrzeni wieków, w tym zmiany w wyglądzie stosowanych szkieł.
Jednak trudno ją odnosić wyłącznie do historii Wrocławia czy regionu. Pomimo że ponad połowa kolekcji pochodzi z Wrocławia i Dolnego Śląska, ma ona charakter szerszy. Jej jakość ma wymiar europejski, choć dotyczy głównie niemieckiego kręgu kulturowego. Poszczególne witraże, te których pochodzenie zidentyfikowaliśmy, zostały wykonane w pracowniach rozrzuconych na znacznym obszarze Europy Środkowej: poczynając od Szwajcarii, poprzez Austrię, Fryburg Bryzgowijski, Nadrenia, Wrocław, aż po Pomorze Zachodnie.
Te identyfikowane ze Śląskiem powstało głównie w okresie 1900-1945, tak więc w wymiarze prawnym należą do mienia poniemieckiego. Najwięcej zabytków zostało wykonanych na przełomie XIX i XX wieku, gdy w świeżo zjednoczonych Niemczech trwał jeszcze boom budowlany i moda na zdobienie okien oraz wewnętrznych drzwi witrażami i oszkleniami.

Eksponaty nasze pochodzą z kamienic i willi Wrocławia, Jeleniej Góry, Jawora, Kłodzka, ale także z obiektów publicznych jak Schronisko na Ślęży czy legnicka Akademia Rycerska, gdzie śląskie ziemiaństwo posyłało swoich synów na naukę. Pochodzą także z miejsc kultu jak wrocławska Synagoga pod Białym Bocianem, żydowska kaplica pogrzebowa przy ulicy Ślężnej czy kościoły katolickie np. w podwrocławskim Trestnie.

Witraże to często dzieła anonimowe. Czy wrocławska kolekcja pozwala na identyfikację konkretnych twórców lub warsztatów?
Witraże identyfikuje się przede wszystkim dzięki sygnaturom artystów, a także m.in. dzięki źródłom i analogiom. Metodę analogii zastosowano np. przy ustalaniu warsztatów, w których wykonano witraże średniowieczne. Co do sygnatur autorów, to niestety, znajdują się tylko na części witraży. Do tych wyjątków należy witraż szwajcarski autorstwa Jacoba Spengle, a także duży zespół witraży herbowych z w.w. Akademii Rycerskiej z 1903 roku, zrealizowany przez znaną pracownię profesora Fritza Geigesa z Fryburga Bryzgowijskiego. Podpis „Seiler Breslau” odnajdujemy na niewielkim witrażu z księciem Henrykiem Probusem, który wykonano do schroniska na Ślęży w 1908 roku. Podpis wskazuje na wrocławską firmę witrażową Adolpha Seilera – najbardziej znaną firmę witrażową na Śląsku. Z kolei Gebhard Utinger, profesor wrocławskiej Akademii Sztuki i Rzemiosła Artystycznego w 1914 roku zaprojektował i wykonał witraż z okazji 25 rocznicy ślubu teściów Heyerów, na którym wymieniona jest cała rodzina.
Natomiast niewielką sygnaturę Johannesa Prechtla nadwornego szklarza cesarza Austrii, pracującego w letniej siedzibie w Laxenburgu, udało się dostrzec nie bez kłopotu, ponieważ została wydrapana cieniutkim rylcem delikatnie na białym szkle. W przypadku pięknego witraża Ukrzyżowania sygnatura została zatarta i z trudem można było rozróżnić litery A i L, które identyfikowały braci Andreasa i Lorenza Helme – witrażystów eksperymentatorów z Fryburga Bryzgowijskiego. To dzieło z lat 20. XIX wieku wykonane zostało według grafiki Albrechta Dürera. Przypuszczalnie któryś z właścicieli witraża chciał je sprzedać jako dzieło średniowieczne i próbował zlikwidować podpis artystów.

Witraże szwajcarskie, które także macie w kolekcji, słynęły z precyzji. Dziś są cenione wręcz jako arcydzieła tej dziedziny.
W kolekcji znajduje się 5 witraży gabinetowych, które wiążemy ze Szwajcarią. Reprezentują techniczne i artystyczne wyżyny tej trudnej sztuki.


Powstawały przede wszystkim w rodzinnych pracowniach rozrzuconych wokół Jeziora Bodeńskiego, w których tajniki warsztatowe przechodziły z ojca na syna. Przeważnie heraldyczne, zawierały także przedstawienia biblijne, mitologiczne, rodzajowe, sceny polowań i wojskowych potyczek. Były symbolem prestiżu. Miały sławić fundatorów, ich pozycję społeczną, ale także miasta i kantony.
Kiedy patrzymy na secesyjne przedstawienia z rudowłosą damą czy rycerzem w srebrzystym hełmie, czujemy inny rodzaj światła, bardziej emocjonalny niż religijny. Czy właśnie tu kończy się „kościelny” witraż, a zaczyna nowoczesny design?
2. Fot. Muzeum Architektury we Wrocławiu
Z pewnością mamy tu rodzaj preludium do nowoczesnego designu. Obydwa witraże pochodzą z wrocławskiej kamienicy przy ul. Krasińskiego 13. Dominuje w nich materia szkła pozbawiona malatury oraz mocny kontur ołowianych listew kształtowanych falistą, miękką linią. Te formy w witrażach świeckich są z biegiem czasu coraz bardziej syntetyczne i geometryczne. Natomiast nie można mówić o końcu tradycyjnego witraża kościelnego. Przeważnie witraże sakralne z przełomu XIX i XX wieku kontynuują tradycję form witrażowych z poprzedniego stulecia, ale w tym rodzaju przeszkleń w 1 tercji XX wieku również pojawiają się witraże nowocześniejsze. Przykładem w naszej kolekcji jest przepiękny ekspresjonistyczny witraż z kościółka w Trestnie.


Czy można powiedzieć, że witraż – podobnie jak architektura – jest zwierciadłem epoki, jej technologii, stylu i ducha?
Sądzę, że można sformułować taką opinię. Szczególnie widać to w epoce średniowiecza, choć później również, choć w mniejszym stopniu. W okresie panowania stylu gotyckiego, witraże doskonale łączące kolor i światło, stały się medium, które najlepiej ze wszystkich sztuk plastycznych wyrażało ducha epoki, mającej szczególne upodobanie do blasku, kosztowności i nasyconej barwy. Wielkie barwne przeszklenia okien kreowały we wnętrzach kościołów sferę sacrum i sprzyjały kontemplacji Boga. W okresie renesansu, który w centrum uwagi postawił człowieka i otaczający świat, w witrażach zaczyna się pojawiać realistycznie wyobrażona roślinność, ówczesna architektura, postacie we współczesnych strojach. Następne epoki:
barok i klasycyzm preferowały wnętrza oświetlone naturalnym, dziennym światłem i witraż stał się zbędny. Powrócił w XIX wieku, kiedy wraz z falą romantyzmu rozbudzono tęsknotę za wiekami średnimi,
a istniejące ruiny dawnych twierdz i zamków inspirowały do wznoszenia neogotyckich rezydencji, w których dzięki przywróconym do łask witrażom budowano nastrój “historycznej” siedziby i podkreślano “starożytność” rodu właściciela. W epoce industrializacji w drugiej połowie XIX wieku witraże wstawiane w okna willi i pałaców majętnych przedsiębiorców zawierały często malowany pejzaż miejski z widokami ich fabryk, a także alegorie przemysłu w postaci Industrii, wyobrażonej jako kobieta z atrybutem typu koło zębate, oraz Handlu w postaci Merkurego z kaduceuszem. Natomiast w dobie fin de sieclu zwrot w sztukach pięknych w kierunku natury wprowadził do secesyjnych witraży bogactwo świata ozdobnych roślin i wybranej, dekoracyjnej fauny.

Witraż to sztuka światła, ale też rzemiosła. Jak zmieniały się techniki witrażownicze na przestrzeni tych wieków – od średniowiecza po secesję?
Tak w dużym skrócie… Klasyczna technika witrażowa, znana co najmniej od czasów karolingów, polega na łączeniu giętką listwą ołowianą szkieł tak, aby powstała kompozycja. Szkła barwione w masie tlenkami metali i szkła powłokowe w wiekach średnich wytwarzano w leśnych hutach w kolorystyce ograniczonej do barw: czerwonych, zielonych, błękitnych, fioletowych, żółtych. Przed połączeniem ołowiem na pojedyncze szkła za pomocą ciemnej farby witrażowej nanoszono rysunek i światłocień (konturówkę i patynę). Około 1300 roku do malowania szkieł wprowadzono jeszcze jedną farbę – emalię srebrową, która wbrew nazwie ma kolor żółty w odcieniach od jasnej cytryny po barwę pomarańczową. W okresie nowożytnym opracowano emalie witrażowe w wielu innych kolorach, co pozwoliło stosować przede wszystkim malowanie na szkłach bezbarwnych. Nowatorstwem były niewielkie witraże wprawione w bezbarwne oszklenie z gomółek lub szkieł wielobocznych. Czasem były malowane tylko szarymi emaliami.


Wiele zdziałano, żeby XIX-wieczne witraże tak rozpraszały światło, jak te wykonane w średniowieczu. Po połowie wieku opracowano tzw. szkła katedralne i antyczne, zbliżone do dawnego szkła, wyrabiane już w przemysłowych hutach. Przełom XIX i XX wieku przyniósł amerykańskie wynalazki Tiffany’ego, czyli tzw. szkła mącone, łączące w jednej tafli odcienie tej samej barwy lub przenikające się różne kolory.
W tekstach o tym zbiorze pojawia się motyw „kolekcji z Pogórza Izerskiego”, odnalezionej po wojnie przez kapitana Majewskiego. Czy to jedna z tych powojennych historii, które do dziś budzą pytania o losy sztuki na Dolnym Śląsku?
Historia ta sięga początków tworzenia kolekcji w Muzeum Architektury. W dwa lata po zakupie w Desie pierwszych witraży, muzeum pozyskało w 1969 roku, nieoczekiwanie i w atmosferze sensacji trzy wyżej opisane witraże z XIV wieku. Sytuacja wynikła z toczacego się przed wrocławskim sądem procesu kierownika Desy oskarżonego o nadużycia w handlu antykwarycznym. W związku z przestępstwem Milicja Obywatelska przekazała muzeum witraże zajęte podczas śledztwa.
Dochodzenie ujawniło, że zarówno witraże zakupione w Desie przez muzeum, jak i przekazane przez milicję pochodzą z tej samej kolekcji ukrytej w czasie II wojny na Pogórzu Izerskiem.
W maju 1945 roku została ona „odnaleziona” przez osadnika wojskowego kapitana Edmunda Majewskiego, jak sam zeznał przed sądem, w Krobicy koło Mirska. Przez 22 powojenne lata witraże były przechowywane wraz innymi dziełami sztuki w jego willi w Mirsku. Do dziś nie udało się niestety ustalić, do kogo należały przed II wojną te zbiory.
Kwatery witrażowe z naszej kolekcji nie są dużych rozmiarów. Są wyeksponowane w układzie chronologicznym w specjalnych metalowo-drewnianych konstrukcjach ustawionych w rzędach wzdłuż ścian oraz w dwóch rodzajach kiosków posadowionych w przestrzeni kaplicy i nawy. Co ważne,
wystawa „Architektoniczne Rzemiosło Artystyczne od XII do XX wiek” od 27 lat znajduje się w dawnym gotyckim kościele Bernardynów – siedzibie Muzeum Architektury.
Każdy witraż jest zabezpieczony szkłem i osobno podświetlony ledami.







