Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Żyła intensywnie, tworzyła odważnie, a jednak została niemal zapomniana, schowana w cieniu Władysława Strzemińskiego. Na nowo wydobywa ją na światło Fundacja Arton wystawą „Hanna Orzechowska. W relacji”. O artystce i jej dramatycznych losach rozmawiamy ze współkuratorką wystawy, Luizą Nader.
Urodzona w 1923 roku malarka, twórczyni kolaży, rysunków i tkanin, zaangażowana wykładowczyni akademicka. Jako studentka, w drugiej połowie lat 40. była aktywna w łódzkim, artystyczno-przyjacielskim kręgu, który tworzyły m.in. Judyta Sobel, Halina Olszewska, Danuta Kulanka, Stanisław Fijałkowski i Władysław Strzemiński. Dorobek Hanny Orzechowskiej znalazł się w polu zainteresowań prowadzonej przez Marikę Kuźmicz Fundacji Arton, zajmującej się archiwami twórców współczesnej awangardy, dzięki mieszkającej we Francji córce artystki, Agacie Siecińskiej – malarce, która opiekuje się spuścizną po zmarłej w 2008 roku matce. Orzechowska studiowała w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi na Wydziale Architektury Wnętrz (dyplom w 1951 roku) i na Wydziale Włókienniczym (dyplom w 1953 roku), a także w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Malarstwa (1953–1955). Do 1976 roku uczyła na Wydziale Tkaniny łódzkiej PWSSP. Dlaczego o niej zapomniano?
Kuratorki – Marika Kuźmicz i Luiza Nader zaczynają opowieść o Hannie Orzechowskiej od kameralnej wystawy „Hanna Orzechowska. W relacji” w siedzibie Fundacji Arton w Warszawie (do 30 listopada 2023). Kolejna, retrospektywna odsłona twórczości artystki planowana na jesień 2024 roku w warszawskiej Galerii Studio. Z Luizą Nader o zawikłanych losach twórczyni rozmawiamy na Artonowskiej wystawie, w otoczeniu jej niezwykłych prac i próbujemy usłyszeć, co Hanna do nas poprzez nie mówi.
Hanna Orzechowska ostatnią wystawę indywidualną przed tą obecną miała w 1970 roku, a przecież żyła potem 38 lat. Jak zaczęła się jej historia?
Luiza Nader: Kariera Hanny zapowiadała się spektakularnie. W latach 40. studiowała na dwóch wydziałach, żywo angażowała się w wydarzenia artystyczne. Była słuchaczką wykładów historii sztuki (czyli teorii widzenia) prowadzonych na łódzkiej uczelni przez Władysława Strzemińskiego. Po jego śmierci w 1952 r. studiowała na Wydziale Malarstwa w Warszawie, potem rozpoczęła pracę w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego, następnie otrzymała stypendium w Paryżu, co było wtedy rzadkością. W 1960 roku w Warszawie odbyła się jej pierwsza indywidualna wystawa w Kordegardzie w Warszawie, o której prasa pisała bardzo pozytywnie. Orzechowska była odważną, autonomiczną artystką, świadomą, w którym kierunku podąża. Łączyła brawurowo sztukę użytkową z tzw. (wówczas) sztuką czystą: tkaninę z kolażem, kolaż z tkaniną, malarstwo, tkaninę i kolaż.
A potem wszystko zaczyna się walić.
Nie wiemy do końca dlaczego. Być może początkiem tej historii stopniowego wykluczania Orzechowskiej z pola historyczno-artystycznej wiedzy jest pierwsze wydanie „Teorii widzenia” Strzemińskiego w 1958 r. – jej nazwisko nie jest tam nawet wspomniane, choć to właśnie Orzechowska po śmierci Strzemińskiego zaangażowana była w kompletowanie fragmentów maszynopisu. Drugim powodem, jak przypuszczam, mogłyby być kolaże wykonywane przez artystkę około roku 1968, które znajdują się tu na wystawie: „Nie strzelajcie do…”, „By nigdy więcej” i trzeci kolaż, którego tu nie eksponujemy – „Zabrałam tobie koronki, tobie skrzydła, tobie ręce żeby o mnie pamiętali”. Po raz pierwszy kolaże te wystawione zostały w 1969 r. w Warszawie, a zatem w okresie, gdy nadal trwały polityczne, społeczne i kulturowe wstrząsy spowodowane haniebną antysemicką i antyinteligencką kampanią, która trwała od połowy czerwca 1967 r. To prace z gruntu antyprzemocowe. „Nie strzelajcie do…” jest chyba najbardziej umiejscowiony w ówczesnej rzeczywistości. Przedstawia obraz ciała kobiety od wewnątrz: wystawionej na cierpienie, jakby pozbawionej skóry, rozczłonkowanej, w którą wpisana jest tarcza strzelnicza. Warstwa językowa tego kolażu czyli „nie strzelajcie do…“ to słowa wypowiadane w czyjejś obronie, niezgoda na przemoc. W 1969 roku kolaż był wystawiany w Domu Artysty Plastyka ZPAP na ulicy Mazowieckiej w Warszawie, niedaleko miejsca bezpośrednio związanego z marcowymi protestami – Uniwersytetu Warszawskiego.
Kolejny kolaż „By nigdy więcej” łączy obozowy pasiak, skrawki tkanin, fragmenty gazet i zdjęć.
Odnosi się do wojny i Zagłady, ale jednocześnie znów – do przemocy, która spiralnie powraca w historii. Angażuje pamięć wielokierunkową, wkluczającą kolejne kategorie ofiar nazistowskiego ludobójstwa. Praca ta musiała w 1969 r. robić piorunujące wrażenie.
Jest jeszcze wspomniany trzeci kolaż, którego na wystawie nie pokazujemy ze względu na jego stan konserwatorski. Niesamowity – w centrum znajduje się postać kobiety-zjawy. Patrzy na swoją przeszłość i widzi zgliszcza. Wokół walają się resztki kultury, cywilizacji, fragmenty gazetowych komentarzy odnoszące się do zagłady Żydów. Wspólnie z Natalią Zawadzką, która na temat m.in. tego kolażu napisała tekst (ukaże się wkrótce w publikacji zbiorowej poświęconej twórczości Orzechowskiej), nazwałyśmy ją Aniołem Herstorii.
Dlaczego mogły się przyczynić do tego, że jej kariera została zatrzymana?
Hanna pod koniec lat 60. pisała w PWSSP w Łodzi pracę przewodową (obecnie powiedziałybyśmy, że pracowała nad habilitacją) poświęconą kolażowi. Przypuszczam, że podobnie jak w dzisiejszej procedurze otrzymywania kolejnych stopni akademickich, nie była to tylko praca teoretyczna, ale przede wszystkim korpus prac wizualnych czyli m.in wspomniane kolaże. Z tą pracą przewodową stało się coś dziwnego, dzisiaj pewnie nazwalibyśmy to instytucjonalną przemocą. Orzechowska otrzymała dwie pozytywne recenzje, a mimo to nie mogła otrzymać stopnia docentki, procedurę zablokowały kolejne głosowania na senacie jej rodzimej uczelni.
Wygląda to jak cicha zmowa.
Następnie pozbawiono ją asystentki, którą władze łódzkiej uczelni zwolniły z pracy. Asystentka nazywała się Zofia Pruchnicka i poszła z tą sprawą do sądu. Odbyła się rozprawa przeciwko rektorowi PWSSP w Łodzi, Orzechowska zeznawała na rzecz swojej asystentki. Pruchnicka wygrała, ale na uczelnię już nie wróciła, natomiast ze sprawami Orzechowskiej było coraz gorzej. Zabrano jej pracownię, dezawuowano jej kompetencje. Możemy to prześledzić na podstawie dokumentacji, którą skrupulatnie zbierała, i która zachowała do dnia dzisiejszego. W 1976 roku odeszła z pracy w bardzo złej atmosferze, ogromnie zraniona. Całą sprawę opisuje Tola Mielnik w swoim tekście zawartym we wspomnianej książce poświęconej twórczości Hanny, która staraniem Fundacji Arton za chwilę się ukaże.
Czy kolaże to po prostu ludzki odruch artystki wobec ofiar antysemickiej nagonki, czy wynika to z jej osobistych relacji?
Myślę, że obie te kwestie leżały wśród jej motywacji. Do jej koleżanek z kręgu Strzemińskiego należały dwie kobiety ocalałe z Zagłady, które wyjechały z Polski w związku z kolejnymi falami powojennego antysemityzmu. Po pierwsze, Halina Olszewska, po mężu Ołomucka. Jako dziewiętnastoletnia dziewczyna trafiła z matką i rodzeństwem do getta warszawskiego, przeżyła tam powstanie, następnie trafiła do obozów: na Majdanku, do Auschwitz, Ravensbrück i Neustadt Glewe, skąd została wyzwolona. Drugą osobą była Judyta Sobel, ukrywająca się podczas wojny na wsi pod Lwowem. Przypuszczam, że były z Hanną w bliskiej przyjaźni, widać to po ich pracach np. angażujących powidoki.
Halina Ołomucka tworzyła powidoki pamięci – odnoszące się do Zagłady, które dziś znajdują się w Izraelu, w Muzeum Bojowników Getta Warszawskiego. Powidoki Hanny powstają w tym samym czasie, część z nich jest niezwykle mroczna. To nie tylko promienie słońca pod powiekami, ale również blask czarnego słońca, obecność niepokojącej ciemnej materii. Jeżeli chodzi o wojenne losy Hanny, wiemy mało. Była wtedy w Warszawie, Łodzi, Sochaczewie, ale ten fragment życiorysu wymaga jeszcze szczegółowych badań.
Mówisz o kobietach dla niej ważnych, ale to całe środowisko łódzkie, w którym jest Strzemiński i relacja z nim. W filmie Wajdy o Strzemińskim, reżyser prawie całkiem pominął Katarzynę Kobro, także Orzechowska została potraktowana lekceważąco. Strzemiński jest do dziś podziwiany, z drugiej strony wiemy, jak przemocowy był wobec Kobro, swojej żony. Orzechowska, filmowa Rudowłosa to jedna z wpatrzonych w mistrza studentek, ty sugerujesz, że to był raczej krąg wzajemnych inspiracji. Jak ta relacja przebiegała?
Według mojej wiedzy to było środowisko niesłychanie partnerskie, bardziej towarzyskie, niż akademickie. Pozbawione wyrazistych hierarchii, oparte o przyjaźń i ekscytację nową sztuką. Młoda generacja była zafascynowana „Teorią widzenia” Strzemińskiego – niezwykłym konglomeratem refleksji dotyczących historycznych praktyk malarskich, architektonicznych i teorii, z szerokimi odniesieniami do filozofii, psychologii i neurologii. W artystycznej relacji Strzemińskiego i Orzechowskiej widać wiele wzajemnych inspiracji i przepływów, świadczą o tym ich prace. Być może to kolejna przyczyna, dla której kariera Orzechowskiej nie nabrała rozpędu. Jak sądzę, było wiele zazdrości, zawiści w związku z ich niezrozumiałą dla innych relacją; dużo plotek dezawuujących Orzechowską przede wszystkim jako niezależną artystkę, niekonwencjonalną kobietę.
Czy uważasz, że Hanna redagując „Teorię widzenia” miała i tutaj swój znaczący wkład?
Nie ma na to dowodu, że Hanna redagowała “Teorię widzenia”. Na pewno jednak przepisywała tekst na maszynie, bo podczas wojny była maszynistką i sprawnie sobie z tym radziła, a Strzemiński nie miał części lewej ręki. Jako przyjaciółka towarzyszyła mu do końca w dramatycznym procesie umierania, a po jego śmierci kompletowała fragmenty dzieła rozsiane w różnych miejscach. Jak wspominałam, cała jej aktywność została wygumkowana z pierwszego wydania „Teorii widzenia“ w 1958 r. (co powielano w kolejnych edycjach). Nie ma ani słowa o Orzechowskiej i jej roli, redaktorami byli mężczyźni.
Pokazujecie też rysunki dzieci wykonane przez Orzechowską, które, podobnie jak portret Strzemińskiego jej autorstwa, mają nadpalone brzegi. Za tym kryje się inna tragiczna historia z jej życia.
W 1979 roku jej pracownię w Warszawie okradziono i podpalono, pozostaje jeszcze do wyjaśnienia – co się wydarzyło? Właśnie wtedy dużo prac przepadło, a te, które ocalały, noszą w sobie ślady ognia (domagając się pilnej konserwacji!). Również z tej przyczyny, Orzechowska była tak długo nieobecna w historii sztuki. Jeśli chodzi o rysunki, to w 1949 roku Hanna i Władysław jadą razem na wakacje do Nowej Rudy. A obok są Bierutowice i sierociniec. Za namową Hanny odwiedzają go i ramię w ramię robią portrety osieroconym dzieciom. On rysuje portrety, na których widać tylko twarz, dzieci wyglądają jak starcy, są bohaterami swoich tragicznych historii. Ona rysuje je jako dzieci: jest w nich i radość, i zachwyt, i lęk, i zaciekawienie. Ostrość widzenia, ale i wielka czułość w odtwarzaniu ich fizjonomii. Opublikowano je w czasopiśmie „Wieś” i co ciekawe – to nie są anonimowe sieroty, tylko za każdym razem KTOŚ. Ma imię, nazwisko, dopisaną króciutką historię. Wzruszające i wyjątkowe. Rysunki Strzemińskiego powinny być rozpatrywane razem z jej rysunkami, są bezpośrednio ze sobą powiązane.
Mówimy o międzyludzkich powiązaniach, ale jest jeszcze kwestia tego, jak Hanna tworzy, jak łączy – materiały i tematy.
Zależało mi na tym, żeby pokazać te różnorodne związki, przenikającą się komunikację, postawy „wobec”, pamięć: relacje. Jak zachodzi wielostronna wymiana między światami, podmiotami, głosami, mediami, materiałami. Powstawanie ciągle nowych przepływów między przeszłością a teraźniejszością – jak wątków w tkaninie, w której wszystko wzajemnie się splata i rozplata. To też relacje rozumiane jako ruch, przemieszczanie się, podróż. Tego dotyczy trzeci kolaż pokazany na naszej wystawie.
Kolaż kosmiczny.
Tutaj mamy myślenie warstwami, skrótem, metonimią. Niesamowita podróż, która rozpoczyna się… obok domu, w sklepie. Popatrz, tu jest wklejona odręczna lista zakupów. Potem bilet LOT-u z wakacyjnej wycieczki do Warny. A dalej podróż za żelazną kurtynę: wyjazd do Paryża, gdzie mieszkała siostra Hanny. I wreszcie, podróż Ziemia-Księżyc, czyli to, co ekscytowało wszystkich od końca lat 50. – loty załogowe w kosmos. Jest też (chyba) słońce, przedstawione jako dość mroczna gwiazda, zwiastująca planetarną katastrofę.
Co Orzechowska robiła po odejściu z uczelni, kiedy – jak wiemy, była w coraz gorszym stanie psychicznym?
Malowała i rysowała autoportrety. To od początku duża część jej twórczości. Analizuje w niej własną podmiotowość, ale też proces jej rozpadu. Bardzo przejmujące prace. Działa z konwencją autoportretu, ale też z pojęciem „pięknej artystki”, bo to kolejna łatka, którą jej przylepiono i w swoich wizerunkach od lat 40. rozprawia się z tym.
Wydaje się, że od lat 80. Orzechowska wygasza swoją twórczość, ale wciąż czegoś nowego się o niej dowiadujemy, jesteśmy z nią „w relacji”. Mam poczucie, że to dopiero początek podróży z Hanną Orzechowską. Dzięki staraniom mojej znakomitej współkuratorki – Mariki Kuźmicz w grudniu planujemy wydanie pierwszej książki poświęconej twórczości artystki, w której znajdą się teksty naszych studentek z Laboratorium Muzeum Kobiet, które wraz z Mariką prowadzę na Wydziale Badań Artystycznych i Studiów Kuratorskich warszawskiej ASP. W ramach Laboratorium przez ostatni rok pracowałyśmy ze studentkami nad badaniami spuścizny Hanny. Powstały świetne artykuły – pierwsze opracowania naukowe jej twórczości. To było niezwykłe doświadczenie! Kiedy wspólnie analizowałyśmy materiały z jej archiwum i innych zbiorów, uczyłyśmy się od siebie nawzajem, a zarazem coś ważnego, pięknego, wyjątkowego z Hanny Orzechowskiej przeniknęło do nas wszystkich.
„Hanna Orzechowska. W relacji”
Fundacja Arton w Warszawie
Do 30 listopada 2023).
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Była geniuszką tworzenia swojego wizerunku. Bardzo ludzką postacią, która jak nikt potrafiła zmienić swój ból w pełne niezwykłych kolorów prace – mówi Zofia Urban, kuratorka wystawy „Kolor życia. Frida Kahlo” w Muzeum Łazienki Królewskie. Czynny do 3 września pokaz próbuje...
Malarka Kasia Kmita używająca techniki wycinanki do opowiadania otaczającego ją świata, tym razem na wystawie „Contrafactur” wzięła na warsztat zaginiony plan Wrocławia z XVI wieku autorstwa Barthela i Georga Weihnerów. W jej interpretacji różne epoki, kultury, budowle, osobiste ścieżki mieszkańców...
Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka z ojcem, w naszej stałej rubryce „Niewąskie Spojrzenie” rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości – nie tylko...