Na ratunek w ostatniej chwili
Fot. Katarzyna Sielicka
Artykuły

Na ratunek w ostatniej chwili

Z tego artykułu dowiesz się:
  • co odpowiada za opłakany stan aż 72% zrujnowanych pałaców Dolnego Śląska
  • gdzie szukać najciekawszych przykładów wystroju wnętrz w postaci polichromii w rezydencjach szlacheckich
  • czym jest „locum secretum”
  • gdzie na Śląsku zachowały się rycerskie wieże mieszkalne

„Po 1945 roku połowa z dwóch tysięcy dolnośląskich rezydencji została zrównana z ziemią, zaś co czwarta z ocalałych jest w ruinie” – to smutny cytat z dolnośląskiego autora, tropiciela wszystkich przejawów życia, śmierci i agonii zabytkowych rezydencji, tworzącego pod nieco upiornym pseudonimem – Hannibal Smoke. W swoich publikacjach zestawia fotografie portretujące ruiny, rzadziej udane próby wydobytych z niebytu architektonicznych perełek, czasem zaskakujące przebudowy grozy czy też miejsca po dawnych imponujących rezydencjach, które wyparowały niczym po katastrofie nuklearnej nie zostawiając po sobie nawet śladu. Gwoździem do ich trumny nie były najczęściej działania wojenne – jak przyjęto uważać – czy niszczycielska aktywność czerwonoarmistów. Jak kontynuuje Smoke w książce pt. „Cicha Apokalipsa. Zrujnowane pałace Dolnego Śląska” – opłakany stan aż 72% z nich to efekt „powojennego niedbalstwa i dewastacji”.

Fot. Katarzyna Sielicka
Na ratunek w ostatniej chwili
Elewacja północno-wschodnia dworu po katastrofalnej w skutkach wichurze, podczas której potężna topola znacznie uszkodziła ścianę szczytową budynku.

Cicha apokalipsa

Tak, większość zabytkowych rezydencji na Dolnym Śląsku została ograbiona i zrujnowana na przestrzeni ostatnich 40 lat, dosłownie na naszych oczach. Paradoksalnie, obiekty te – będąc wcześniej często wykorzystywane jako spółdzielnie rolnicze, PGR-y czy ośrodki kolonijne – miały większą szansę, aby przetrwać – chociażby w wynaturzonej formie – bo nikt ich nie rozkradał z budulca – cegieł, dachówek, belek więźby dachowej, stropowych itd.

Który ze scenariuszy opisywanych przez Smoke’a czeka Miechowice Oławskie? Bo jeszcze do niedawna to, co wycierpiał od ludzi i sił natury, a dokładniej od starej topoli, która – już chyba nie mogąc patrzeć na nieszczęście dworu – runęła na jego ścianę szczytową, sprawiło, że zabytek pasował właśnie do albumu „Cicha apokalipsa”. Renesansowa rezydencja w Miechowicach Oławskich pod Wrocławiem została doprowadzona przez grabieżców darmowego budulca do ostateczności. Wydawało się, że to już jej koniec, a jednak los się odmienił. Nieco ponad dwa lata temu na heroiczny wyczyn – jakim niewątpliwie jest zakup zabytkowej ruiny – zdecydowała się pani Emilia Skarżyńska.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Dla architektki z Wrocławia opłakany stan dolnośląskich rezydencji nie był nowością. W swojej karierze zawodowej zajmowała się już badaniami architektonicznymi oraz pracami inwentaryzacyjnymi w historycznych budynkach. Dlaczego zdecydowała się na zakup akurat dworu w Miechowicach Oławskich?

Fot. Katarzyna Sielicka
Na ratunek w ostatniej chwili
Pani Emilia Skarżyńska i pan Kacper Kamiński, czyli nieustraszeni właściciele dworu w Miechowicach z córką na swoich włościach.

Kraina dworów

Renesansowe dwory terenu przedwojennej prowincji śląskiej to fenomen dobrze znany badaczom dawnej architektury. Nie sposób przecenić na tym polu zasług słynnej w świecie historyków sztuki i architektury rodziny, która położyła podwaliny pod nasz dzisiejszy stan wiedzy na ten temat.

Krzysztof Eysymontt, historyk sztuki, jest autorem dotychczas najbardziej kompleksowego opracowania monograficznego tego zagadnienia pt. „Architektura dworów renesansowych na Dolnym Śląsku”. Dziś pozycja ta jest już białym krukiem, choć wydana zaledwie czternaście lat temu. W swojej pracy badawczej podobną tematykę poruszał jego syn – Rafał wraz z żoną Danutą, do której jeszcze wrócimy.

„Można rzec, że Śląsk i sąsiednie Łużyce stają się w XVI wieku i w pierwszej połowie XVII wieku krainą dworów” – podaje Krzysztof Eysymontt.

Dwór to siedziba pańska, szlachecka, która na przestrzeni wieków zmieniała swój charakter. Jeszcze w XIV i XV wieku popularne na Śląsku były rycerskie wieże mieszkalne. Ich wyraźnie obronny charakter – wyróżniająca się w krajobrazie wysokość zabudowy, grube mury z niewielkimi otworami okiennymi, często niedostępne położenie lub otoczenie fosą, czy wręcz posadowienie na naturalnej wyspie rzecznej – pozwalało ich mieszkańcom nadzorować podległe im ziemie, a w razie konieczności chronić się i odpierać ataki.

Fot. Katarzyna Sielicka
Na ratunek w ostatniej chwili
Ostatnia z zachowanych polichromowanych belek stropowych, wykorzystanych w dworze wtórnie, prawdopodobnie podczas jednoczasowej przebudowy dworu i sąsiedniego kościoła.

Wieże takie znamy chociażby z Pastuchowa w powiecie świdnickim czy Zębowic w powiecie jaworskim, nie wspominając już o słynnej Wieży książęcej w Siedlęcinie. W późniejszym okresie były one obudowywane przez bardziej okazałe rezydencje, przystosowywane do stałego zamieszkiwania rodziny szlacheckiej i prowadzenia dworskiego życia. Tak było np. w przypadku Strugi, gdzie murów dawnej wieży musimy dziś szukać w pałacowych wnętrzach, czy w przypadku Sędziszowej, gdzie cały zewnętrzny obrys wieży jest jeszcze dziś widoczny za – dobudowanym od frontu – dworem renesansowym.

W okresie największego rozkwitu architektury dworskiej na Śląsku (XVI i początek XVII wieku) powstaje ich prawdopodobnie ponad dwieście, z czego około sto dwadzieścia – w bardziej lub mniej zmienionej formie – zachowało się do dziś. To zjawisko szczególnie interesujące dla historyków sztuki i architektury, ponieważ badania tych obiektów dają nam wgląd nie tylko w status majątkowy śląskiej szlachty ziemskiej, ale także w gusta i potrzeby otaczania się sztuką.

Fot. Katarzyna Sielicka
Na ratunek w ostatniej chwili
Widok z góry na tzw. dużą salę na parterze dworu z opuszczonym potężnym podciągiem.

Dwory charakteryzują bowiem dekoracje malarskie stropów drewnianych czy stiukowe – w przypadku sklepień – oraz bardzo często spotykane tynki sgraffitowe elewacji. Wszystkie te elementy były – a w szczątkowym stanie nadal są – obecne w Miechowicach.

Do najciekawszych i najbogatszych przykładów wystroju wnętrz w postaci polichromii z tamtego okresu należą wspomniana już wcześniej Struga czy pałac w Gorzanowie. W późniejszym okresie – głównie w XVIII wieku – znaczna część renesansowych dworów traci swoje funkcje obronne i przechodzi rozbudowę w kierunku barokowej rezydencji pałacowej. Innym możliwym scenariuszem była stopniowa utrata znaczenia rezydencjonalno-artystycznego na rzecz siedziby zarządcy dużego folwarku ziemskiego. Stąd w XIX wieku część dawnych renesansowych dworów została obudowana licznymi budynkami gospodarczymi, na tle których spada ich ranga w kształtowaniu krajobrazu.

Fot. Katarzyna Sielicka
Na ratunek w ostatniej chwili
Pani Emilia – oczami pasjonatki – widzi możliwość odbudowy dworu.

Dwór w Miechowicach Oławskich znamy głównie dzięki – jak dotąd – najbardziej kompleksowemu opracowaniu spod pióra Danuty Eysymont, które autorka popełniła w 1990 roku na zlecenie Regionalnego Ośrodka Studiów i Ochrony Środowiska Kulturowego we Wrocławiu. To lektura fascynująca na kilku poziomach.

Po pierwsze dlatego, że zaledwie 30 lat temu dwór prezentował zgoła inny stan zachowania. Był to budynek użytkowany, częściowo zamieszkały przez potomków repatriantów, którym pozwolono się w nim osiedlić w 1945 roku, a częściowo wykorzystywany przez lokalną społeczność – w tzw. dużej sali dworu mieściła się świetlica wiejska, wykorzystywana podczas imprez okolicznościowych czy rodzinnych. Zachowane były renesansowe i barokowe dekoracje malarskie czy stiukowe, a nawet piec kaflowy z przełomu XIX i XX wieku.

Dziś to wszystko jest tylko wspomnieniem. Lektura opracowania wzbudza też żywe emocje z uwagi na polemikę, jaka po jej napisaniu wywiązała się między autorką, a jej recenzentem, mgr Ryszardem Hołownią, który nie zgodził się z postawionymi przez nią tezami.

Pogłębiona analiza architektury i dekoracji doprowadziły młodą historyczkę sztuki – z wybitnie zasłużonej dla tej dziedziny rodziny – do konkluzji, jakoby miechowicki dwór w znanej nam dziś bryle powstał w dwóch etapach.

Fot. Katarzyna Sielicka
Na ratunek w ostatniej chwili
Amfiladowa komunikacja pomiędzy pomieszczeniami na parterze dworu.

Początków siedziby szlacheckiej w Miechowicach Oławskich doszukuje się autorka już w XV wieku, choć na temat jej kształtu trudno wypowiadać się dziś bez pogłębionych badań architektoniczno-archeologicznych. Wieś należała wówczas do rodu von Pannwitz, będącego górnołużycką szlachtą rodową. Początki istniejącego do dziś dworu sięgają połowy XVI w., a wzniesiony miał być w dwóch fazach, o czym dobitnie świadczy zarówno rzut pierwszej kondygnacji budynku, jak i uskok muru ściany północno-wschodniej, z bardzo czytelnym dziś, wobec niemal zupełnej utraty tynków, podziałem na dwie części. Budynek był wówczas otoczony fosą, miał więc charakter obronny. Z tego okresu pochodzi niewielki alkierzyk w narożu północno-zachodnim, nazywany przez autorkę „locum secretum”, w którym w późniejszym okresie urządzono kaplicę.

Druga kondygnacja dworu, wzniesionego w przyziemiu z łamanego kamienia, wybudowana była prawdopodobnie w technologii szkieletowej ryglowej. Widoczną współcześnie formę dworu, w kształcie nieregularnego trapezu, zawdzięczamy – według propozycji badaczki – rozbudowie przeprowadzonej wkrótce po wzniesieniu pierwszego budynku, prawdopodobnie pod koniec wieku XVI.

Fot. Katarzyna Sielicka
Na ratunek w ostatniej chwili
Pozostałości parkietu w dużej sali – jeszcze do niedawna pełniącej rolę wiejskiej świetlicy.

Stropy w starszej części dworu mają charakter sklepień, dekorowanych stiukami, w tym bardzo charakterystycznym tzw. stropem okuciowym (tu należy dodać, że według autorki dekoracja w formie połączonych taśmami kwadratów “przebitych” diamentowymi ćwiekami powstała później niż sam strop, prawdopodobnie podczas przebudowy), natomiast stropy w tej nieco młodszej części są płaskie i wykonane z drewna polichromowanego. Aby wizualnie scalić bryłę nowo powstałego w wyniku połączenia dwóch budynków dworu, zdecydowano się na wykonanie elewacji z tynków dekoracyjnych typu sgraffito z geometrycznym motywem plecionki, dziś zachowanych w formie szczątkowej. Okres budowy i rozbudowy dworu to czas panowania w Miechowicach dwóch znamienitych rodów – wspomnianych już wcześniej – Pannwitzów oraz baronów von Kittlitz. Wraz z początkiem wieku XVIII pojawiają się kolejni właściciele nazwiskiem von Tschirschky. To im zawdzięczamy obecność elementów typowo barokowych, takich jak strop ramowy, z niezachowanym malowidłem, polichromie belkowego stropu dużej sali narożnej, dwie pary malowanych drzwi wewnętrznych czy stiukowy plafon podżyrandolowy, których powstanie należy sytuować w okolicach roku 1724, którą to datę wypisano na podciągu polichromowanego stropu dużej sali. Według Danuty Eysymontt był to ostatni okres świetności architektonicznej dworu, który w wieku XIX stracił na znaczeniu architektoniczno-artystycznym, stając się jedynie centrum mocno rozbudowanej zabudowy folwarcznej. Ostatnią fazę przebudowy sytuuje autorka na przełomie XVIII i XIX wieku. W latach 1794-1811 r., kiedy dwór przeszedł w ręce rodziny von Varchim, miał zostać przełożony dach, wykonane nowe tynki z opaskami okiennymi, powstały też niektóre elementy wystroju, jak neoklasycystyczne drzwi. Następujący później właściciele czy dzierżawcy oraz wykonywane przez nich prace modernizacyjne nie wniosły nic znaczącego do formy czy dekoracji dworu, którego ranga jedynie malała.

Fot. Katarzyna Sielicka
Na ratunek w ostatniej chwili
Płyta nagrobna Caspara von Pannwitz z żoną na ścianie prezbiterium zrujnowanego kościoła naprzeciw dworu.

Najstarsze pozostałości? Połowa XVI wieku!

Tyle ustalenia historyczno-sztuczne wysnute na podstawie oglądu – ówcześnie jeszcze zachowanego w dobrym stanie budynku – oraz analizy nielicznych źródeł i analogii do pozostałych dworów ślaskich, których geneza sięga renesansu. Nowa właścicielka postawiła na metody datowania absolutnego metodą dendrochronologiczną oraz zleciła skanowanie 3D budynku, aby potwierdzić, wykluczyć lub wzbogacić dotychczasowe ustalenia.

Na ten moment najstarsze daty uzyskane w wyniku badań próbek drewna pochodzą z lat 1545-1557, czyli z połowy XVI wieku. W tych latach ścięto drzewa wykorzystane do wykonania desek stropu pierwszego piętra. Z kolei z drewna ze stropu malowanego dużej sali – powstałej według autorki opracowania w wyniku rozbudowy istniejącej już od kilkudziesięciu lat dworu murowanego – uzyskano daty 1564 i 1613, co oznacza, że datowanie tej rozbudowy powinniśmy przesunąć z końca XVI wieku na pierwszą ćwierć wieku XVII. To oczywiście jedynie hipoteza, do której cenne informacje mogą wnieść m.in. wyniki badań archeologicznych.

Fot. Katarzyna Sielicka
Na ratunek w ostatniej chwili
Kuta krata okienna na elewacji północno-zachodniej dworu.

Na wschód od dworu, po drugiej stronie drogi znajdują się ruiny kościoła, a dokładniej murowanego prezbiterium datowanego na XV wiek. Do niego, w wieku XIX wieku, dobudowano neogotycką nawę. Jedna z hipotez mówi, że przed tą przebudową nawa miala konstrukcję drewnianą, z której belki wykorzystano wtórnie w więźbie dachowej dworu, być może podczas remontu przeprowadzonego już przez von Varchimów? Datowanie metodą dendrochronologiczną polichromowanych słupów wykorzystanych do wzniesienia obecnej więźby dachowej przypada na przełom XVI i XVII wieku – czy właśnie one pochodzą z dawnej nawy kościoła? Do dziś w zachowanym prezbiterium znajdziemy renesansowe płyty nagrobne Caspara von Pannwitza i Hansa Pannwitza z małżonkami oraz Friedricha Georga barona von Kittlitz, czyli przedstawicieli dwóch znamienity rodów, z którymi należy wiązać początek i pierwszą rozbudowę dworu.

Malownicza górka zabytkowego gruzu

Wróćmy do prawdziwej bohaterki tej historii – Emilii Skarżyńskiej.

Spotkanie z kobietą, która doskonale zdaje sobie sprawę, na jaki trud się porwała, a mimo to nie traci optymizmu i zaraża miłością do starych murów swoją rodzinę, ma walory niemal teraputyczne. Na co dzień jesteśmy bombardowani obrazami porzuconych, dewastowanych a nawet celowo burzonych zabytków. Dajemy ponieść się uczuciu przygnębienia i beznadziei.

W Miechowicach spotykam młodą kobietę, która wie, że przed nią lata ciężkiej pracy i wyrzeczeń, nie tylko finansowych. Emilia Skarżyńska zdaje sobie przecież sprawę, ile czasu będzie wymagała od niej praca od podstaw, ale spacerując po piwnicach czy nowo postawionym przez nią stropie pierwszego piętra nie ma wątpliwości, co do przyszłości dworu.

Fot. Katarzyna Sielicka
Na ratunek w ostatniej chwili
Jeśli dobrze się przyjrzeć, gdzieniegdzie wciąż jeszcze widoczne są znaki dawnej świetność dworu w postaci – licznych dawniej – polichromii.

– Marzy mi się, żeby część obiektu pozostała ogólnodostępna, w celu szerzenia wartości kulturalnych i miejscowej tradycji. Jak wspominają sami mieszkańcy Miechowic Oławskich, największa sala pełniła rolę świetlicy, w której odbywały się wszelkiego rodzaju uroczystości, zebrania.

Do tego chcemy wrócić. Na pewno wyeksponowane zostaną zabrane materiały historyczne, których jest już dość dużo dzięki owocnej współpracy z archiwami i bibliotekami. Zarówno sam obiekt, jak i jego otoczenie, w tym sąsiedztwo ruin zabytkowego kościoła ufundowanego przez jednego z właścicieli dworu, stwarzają atmosferę do działań o charakterze artystycznym. Planujemy organizowanie różnego rodzaju warsztatów muzyczno-teatralnych i plastycznych.  Z uwagi na nasze prywatne pasje, chcielibyśmy jedno z pomieszczeń przystosować do nagrań studyjnych – mówi Emilia Skarżyńska. I można jej – spoglądającej w przyszłość dworu – słuchać godzinami.

Otuchy, wsparcia i pomocy dodaje jej rodzina, ale na placu boju spotykam też znanego na Dolnym Śląsku archeologa – Tomka Ciasnochę. A tu zaczyna się właściwie już kolejna historia, która czeka na odkrycie. O tym jak archeolog z Wrocławia kupił „malowniczą górkę zabytkowego gruzu” w Rogowie Sobóckim, a odkopał zamek.

Tak, pasjonaci zabytków na Śląsku to elitarne i mocno zżyte ze sobą grono, a jedna opowieść prowadzi do kolejnej.

Katarzyna Sielicka

Archeolożka i konserwatorka zabytków architektury. Od lat zaangażowana w ratowanie i promocję zabytków Dolnego Śląska. Wprowadza obiekty historyczne na rynek turystyczny, edukuje o dziedzictwie, pracuje przy odbudowie zabytków, prowadzi badania archeologiczne, jest współredaktorką audycji regionalnej.

Popularne