Muzeum Emigracji - dawny Dworzec Morski. Gdynia, wrzesień 2025 r.
Fot. Marcin Pieszczyk
Muzea od nowa

Muzeum Emigracji w Gdyni: opowieść fascynująca, choć przerwana

Z tego artykułu dowiesz się:
  • jakie funkcje spełniał w II RP budynek obecnego Muzeum Emigracji
  • ile miejsc w klasie turystycznej a ile w emigranckiej miał MS Chrobry
  • ilu Polaków w latach 1918-39 wyjechało do obydwu Ameryk

Gdy w sobotnie popołudnie, 29 lipca 1939 roku, Witold Gombrowicz czekał w przestronnym i nowoczesnym wnętrzu gdyńskiego Dworca Morskiego na wejście na pokład transatlantyku MS Chrobry, pewnie nie zastanawiał się nad tym, jak szybko ten imponujący wówczas nowoczesnością obiekt zmieni swoje przeznaczenie. Nieposkromiona wyobraźnia wybitnego twórcy mogła podpowiadać mu rozliczne scenariusze, w których losy jego samego, Polski, którą właśnie opuszczał i nowego, świata, do którego zmierzał, splatały się w najdziwniejszych konstelacjach, przybierając kształt przewrotnej groteski. Ale czy przewidział w niej miejsce dla swojej twórczości i czy mógł przypuszczać, że padnie ona ofiarą upupienia nie mniej spektakularnego niż to, które stało się udziałem Józia, bohatera jego pierwszej powieści? Czy mógł wiedzieć, że on, autor bezlitosnych szyderstw z polskiej szkoły, „podanych do wierzenia” narodowych świętości i surowy krytyk skostniałych form, zostanie przez tę samą szkołę zmielony na pulpę, przeżuty i wypluty, aż z jego „Ferdydurke” zostanie kilka obowiązkowych strzępów i ich oficjalna wykładnia? I czy wyobrażał sobie, że tzw. magazyn tranzytowy, w którym właśnie przechodził przez uciążliwe procedury poprzedzające wejście na pokład statku, stanie się przedsionkiem muzeum, w którym zwiedzających witać będą jego własne – lecz jakby cudzą ręką napisane – słowa, a brzmiące tak obco, bo całkowicie wyrwane z kontekstu?

Fot. Wojciech Strożyk / Reporter / East News
Muzeum Emigracji w Gdyni: opowieść fascynująca, choć przerwana
Muzeum Emigracji – dawny Dworzec Morski. Przy Nabrzeżu Francuskim cumuje Dar Młodzieży. Gdynia, wrzesień 2016 r.

Róg Polskiej i Gombrowicza

“Dziś nie mieszkacie już w Polsce, ale za to Polska silniej w Was zamieszkała. To Polska, którą określić należy jako najgłębszą ludzkość naszą, urobioną pracą pokoleń”

– wita mnie cytat z Gombrowiczowskiego „Dziennika”, zapisany białymi literami na czarnej tablicy, gdy idę ku głównej części wystawy stałej.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Muzeum Emigracji w Gdyni: opowieść fascynująca, choć przerwana
“Dar Pomorza” przy Dworcu Morskim. Przedwojenna pocztówka

Treść cytatu może wydawać się trafna w tym miejscu, zaś wybór Gombrowicza jako nieoficjalnego patrona wystawy stałej Muzeum Emigracji, położonego przy ulicy Polskiej w Gdyni, tuż obok skweru Witolda Gombrowicza, był wręcz oczywisty, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak ikoniczną postacią dla kultury polskiej na emigracji był twórca „Transatlantyku” i fakt, że to właśnie w tym obiekcie, będącym kiedyś Dworcem Morskim – jedynym takim w II RP –  rozstał się z Polską na zawsze. Jednocześnie ta krótka wypowiedź, dość patetyczna i moralizatorska, w której Polska na przestrzeni dwóch zdań występuje aż trzykrotnie, bliższa jest stylem okolicznościowemu kazaniu czy przemówieniu staroświeckiego polityka do rodaków za granicą niż twórczości wielkiego ironisty i obrazoburcy.

Wchodzę więc na wystawę z mieszanymi uczuciami, mając z tyłu głowy, że coś tu nie gra, choć jeszcze nie wiem, co. W tym momencie zwiedzania jestem już jednak po odbyciu bardzo przyjemnego i niezwykle zaostrzającego poznawczy apetyt spaceru dźwiękowego po budynku i jego okolicach, nastrajam się więc pozytywnie i otwieram na to, co mnie czeka.

Fot. Henryk Poddębski / NAC
Muzeum Emigracji w Gdyni: opowieść fascynująca, choć przerwana
Sala odprawy celnej na Dworcu Morskim. Gdynia, 1935 r.

„Fabryka” emigrantów

Przez poprzednie pół godziny łagodny, kojący głos Magdaleny Cieleckiej opowiadał mi niespiesznie o budowie Dworca Morskiego i jego krótkim funkcjonowaniu w latach 1933-1939. Narracja, prowadzona z punktu widzenia Zofii – 33-letniej architektki, którą poznajemy, gdy czeka na podróż do Nowego Jorku – toczy się w idealnym tempie i z zegarmistrzowską precyzją. W tle rozwijają się przyjemne syntezatorowe pejzaże, szumiące morze, czasem przełamywane przez muzyczne motywy rodem z trzeszczącej przedwojennej płyty, zaś hipnotyzujący głos znanej aktorki, będącej tu trochę fikcyjną Zofią, trochę jednak autentyczną sobą, przekazuje kolejne fakty, jednocześnie roztaczając nade mną opiekę. Mówi mi, na co spojrzeć, w którą stronę się obrócić, którędy przejść. Razem wychodzimy z gmachu, zwiedzając najbliższe otoczenie, i ponownie do niego wracamy. Scenariusz minisłuchowiska ma znakomite proporcje i podawany jest przez lektorkę w doskonałym tempie. Nie jest przeładowany informacjami, pozwala natomiast dowiedzieć się wszystkiego, co najważniejsze o tym miejscu.

Dworzec Morski w Gdyni był unikatowym punktem na mapie polskich inwestycji publicznych 20-lecia międzywojennego.

1. Fot. NAC
2. Fot. NAC
Budowa Dworca Morskiego. Gdynia, 1933 r.
Budowa Dworca Morskiego. Gdynia, 1933 r.
Budowa Dworca Morskiego. Gdynia, 1933 r.

Sam gmach o imponującej kubaturze – dzieło polskiej filii spółki Dyckerhoff & Widmann z Berlina – odznaczał się nowatorskimi rozwiązaniami w zakresie żelbetowej konstrukcji kopuły, mieszczącej ogromny świetlik. Pomimo, że projekt wpisywał się w założenia modernizmu – którego naczelną zasadą było całkowite podporządkowanie formy budynku pełnionej przezeń funkcji, a jednym ze sztandarowych haseł „mniej znaczy więcej” – Dworzec zawiera w sobie elementy, których jedynym bodaj zadaniem było zrobienie wrażenia na każdym, kto przekraczał jego próg.

1. Fot. NAC
2. Fot. Marcin Pieszczyk
Przemówienie ówczesnego ministra przemysłu i handlu Ferdynanda Zarzyckiego na schodach w holu Dworca Morskiego. Gdynia, grudzień 1933 r.
Muzeum Emigracji w Gdyni: opowieść fascynująca, choć przerwana
Przemówienie ówczesnego ministra przemysłu i handlu Ferdynanda Zarzyckiego na schodach w holu Dworca Morskiego. Gdynia, grudzień 1933 r. (slajd pierwszy) i to samo miejsce współcześnie (slajd drugi)

Stąd monumentalny hall o ogromnej wysokości, doświetlany z góry; paradne schody, pasujące bardziej do teatru czy pałacu, i ogromne tablice z podobiznami najważniejszych osób w państwie – marszałka Piłsudskiego i prezydenta Mościckiego.

Dworzec oferował tak dużą przestrzeń, że spokojnie zmieścił 3 tys. widzów meczu bokserskiego, który zorganizowano tu obok wielu innych imprez okolicznościowych.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Muzeum Emigracji w Gdyni: opowieść fascynująca, choć przerwana
Afisz reklamujący mecz bokserski w hali Dworca Morskiego – “Sala dobrze ogrzana” (!) – 1948 r.

Intuicja autorów audiospaceru wydaje się najzupełniej słuszna – to wszystko stanowiło element państwowej propagandy. W tym wnętrzu człowiek miał poczuć się mały wobec potęgi i rozmachu odrodzonej Polski. To ważne, bo widok ten witał każdego przybysza z zagranicy, jednocześnie żegnając wszystkich tych, którzy kraj opuszczali.

A byli to znacznie częściej emigranci niż turyści.

Rozkład miejsc w oddanym do użytku w 1939 roku nowoczesnym statku MS Chrobry nie pozostawia wątpliwości.
Statek ten miał 303 miejsca w klasie turystycznej
i 804 w emigranckiej.
Biorąc pod uwagę, że przez całe 20 -lecie międzywojenne za ocean wyjeżdżały za chlebem ogromne rzesze obywateli Polski
( 300
400 tys. osób do USA,
100
150 tys. do Kanady,
100 tys. do Brazylii i niemal tyle samo do Argentyny),

a budowa portu w Gdyni umożliwiła przejęcie przez Polskę dużej części ich ruchu, wcześniej obsługiwanego przez Wolne Miasto Gdańsk, czy porty niemieckie, oczywistym krokiem wydaje się powołanie u progu lat 30. Polskiego Transatlantyckiego Towarzystwa Okrętowego,którego Skarb Państwa był głównym udziałowcem.  W ten sposób z problemu społecznego, jakim była nędza zmuszająca Polaków do emigracji, uczyniono źródło dochodu państwa, jak gdyby emigranci byli kolejnym towarem eksportowym, obok węgla czy zboża…

1. Fot. NAC
2. Fot. Marcin Pieszczyk
Ówcześni państwowi oficjele podczas "pokropku" Dworca Morskiego. Gdynia, grudzień 1933 r.
Muzeum Emmigracji w dawnym Dworcu Morskim - detal - lampa z epoki. Gdynia, wrzesień 2025 r.
Ówcześni państwowi oficjele podczas “pokropku” Dworca Morskiego. Gdynia, grudzień 1933 r. (slajd pierwszy) i detal, jedna z oryginalnych lamp z epoki – współcześnie (slajd drugi)

Od Mieszka I do Wałęsy

Wróćmy jednak do samej wystawy głównej, która zaczyna się tam, gdzie kończy się audiospacer. Jej ewidentnym plusem jest umiejętne rozłożenie środków aranżacyjnych. Plansze z tekstem przeplatają się konsekwentnie z trójwymiarowymi obiektami angażującymi zmysły: wzroku, słuchu, dotyku. Są tu specjalne przestrzenie, do których możemy wejść, jak choćby do chłopskiej chaty należącej do fikcyjnej rodziny Sikorów, której podróż z Galicji do Ameryki śledzimy na różnych etapach wystawy. Do podobnej kategorii należy przestrzeń ukazująca część statku przeznaczoną dla najbiedniejszych podróżujących, gdzie na bardzo wąskich, ciasno ułożonych trzypiętrowych pryczach spało znacznie więcej osób, niż mogłoby wynikać z samej liczby miejsc leżących.

Chata odtworzona jest bardzo realistycznie, prycze to raczej umowna scenografia – plansza z opisem podróży emigranta z Małopolski dostarcza jednak brakujących szczegółów, a czytając ją, dziękujemy w duchu twórcom, że nie zdecydowali się zamienić jej treści w bardziej namacalny konkret: „Gdy morze było spokojne, a ludzie zdrowi, to było jeszcze pół biedy. Gdy jednak zaczęło się kołysanie okrętu, ludzie pochorowali, zaczęli wymiotować, i ci z dolnych łóżek, i ze środkowych, i z najwyższych, wówczas cała sala zamieniała się w jedną wielką kałużę, z której smród buchał kłębami”. Tak podróżowało się w 1906 roku…

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Głównym grzechem wystawy, który szybko da się odkryć, jest przewidywalność –  twórcy postawili bowiem na chronologię wydarzeń, ekspozycja jest więc poniekąd wykładem z historii Polski, która w dodatku kończy się – jak u Fukuyamy – upadkiem komunizmu. To błąd, bo

demokratyczna już Polska długo nie przestała być, podobnie jak II RP i PRL, „fabryką” emigrantów, a wejście kraju do Unii Europejskiej wiązało się z największą w historii falą emigracji do Europy Zachodniej.

Co prawda widzowie mają możliwość zapoznać się z instalacją wideo, którą tworzą wypowiedzi współczesnych migrantów. W innym miejscu muzeum zachęca nas z kolei, byśmy sami opowiedzieli o własnym doświadczeniu emigracyjnym –  jeśli takie posiadamy. A jednak potraktowanie emigracji ostatniego 35-lecia wyraźnie inaczej, niejako poza głównym tokiem ekspozycji, wydaje się straconą szansą, by o zjawisku emigracji powiedzieć coś, co współczesnego widza mogłoby naprawdę obejść. Bo wykład z historii ma to do siebie, że kładzie nacisk na emigrację polityczną (jak choćby w przypadku naszych wielkich romantyków) albo ukazuje kolejne fale emigracji jako wypadkową procesów ekonomicznych (szybki rozwój gospodarczy Stanów Zjednoczonych versus galicyjska nędza), a w takim ujęciu łatwo zgubić esencję zjawiska, w którym psychologia odgrywa co najmniej taką samą rolę, jak polityka i ekonomia. Poza tym, czy to nie dziwne, że wielki ruch ludności sprzed 20 lat wydał się muzealnikom mniej istotny niż emigracja sprzed dwóch wieków?

Fot. Ernest Raulin / NAC
Muzeum Emigracji w Gdyni: opowieść fascynująca, choć przerwana
Stypendyści Światowego Związku Polaków z Zagranicy wytypowani na roczne studia o historii, kulturze i sztuce Polski po przybyciu do kraju na pokładzie statku SS Kościuszko. Dworzec Morski w Gdyni, 1934 r.

Wróćmy do Witolda Gombrowicza i do fragmentu „Dziennika”, otwierającego wystawę przy ulicy Polskiej. Przyjrzyjmy się temu, co autor pisze w tym samym rozdziale zaledwie kilka linijek wcześniej:

„Nie, nigdy nie byliśmy szczęśliwi w Kraju. Tamte sosny, brzozy i wierzby są w istocie zwykłymi drzewami, które wypełniały was bezbrzeżnym poziewaniem, gdy znudzeni, oglądaliście je niegdyś przez okno każdego ranka. Nieprawda, że Grójec jest czymś więcej niż przeraźliwą i prowincjonalną dziurą, w której ongiś biedowała wasza szara egzystencja. Nie, to kłamstwo: Radom nigdy nie był poematem nawet o wschodzie słońca!”.

Z Gombrowiczem – prowokatorem i obrazoburcą można – i warto – się nie zgadzać, nie mam jednak wątpliwości, że gdyby Muzeum Emigracji odważyło się przyjąć za swoje motto ten właśnie fragment, dowiedzielibyśmy się o nas, Polakach, i o naszym kraju, Polsce, czegoś więcej.


Wojciech Pitala

Absolwent Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Wydziału Reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie. Był konsultantem scenariuszowym, reżyserem i scenarzystą wielu filmów i programów popularnonaukowych oraz dokumentalnych w Canal + oraz Discovery.

Popularne

Gdynia – historyczny układ urbanistyczny śródmieścia 

Zbudowana w latach międzywojennych portowa Gdynia tworzy największy obok Warszawy zespół architektury dwudziestolecia międzywojennego w Polsce. Jest też pionierskim założeniem urbanistycznym modernizmu.  Modernistyczna, nowoczesna Gdynia, wzniesiona od podstaw była dumą międzywojennej Polski i jej oknem na świat. Realizowana w „amerykańskim...

Okręty z cegły i cementu na lądzie

Rok 1983 zaczął się w Gdyni od sztormów. Wiało przez prawie cały styczeń, w niektóre dni siła wiatru dochodziła do 12 stopni w skali Beauforta. Służby miejskie liczyły powalone drzewa i zerwane dachy, rybacy – straty (nie mogły wypływać kutry), port pracował z przerwami. Lato było upalne, straty liczyli zmęczeni suszą rolnicy. W listopadzie spadł śnieg, w święta pogoda była kapryśna. W grudniu marynarze przywieźli, nie licząc tego, czego nie zgłosili do oclenia, towary warte 84 milionów złotych: kawę, herbatę, czekoladę, dużo żywności, dżinsy, kożuchy, rajstopy, gumę do żucia i inne rzeczy. Szczęśliwie, bo w handlu trudności, z powodu braku masła popularna cukiernia Delicje wstrzymała zamówienia na torty...