Lublin: narodowe muzeum rozmaitości
Zamek w Lublinie, 2014 r. Fot. David Soanes / Getty Images
Muzea od nowa

Lublin: narodowe muzeum rozmaitości

Z tego artykułu dowiesz się:
  • na czym polega wyjątkowość kaplicy Trójcy Świętej
  • do czego służył donżon
  • co robiła na lubelskim Zamku awangarda

Historia lubelskiego muzealnictwa sięga początków ubiegłego wieku. Zaczęło się od dwóch wystaw zorganizowanych z inicjatywy profesora miejscowego gimnazjum, Hieronima Rafała Łopacińskiego. Pierwsza z nich prezentowała bardzo szeroko rozumiane zabytki przeszłości – obok dzieł sztuki, także dokumenty, monety, znaleziska archeologiczne czy militaria; druga zaś, mająca wyraźny profil rolniczo-przemysłowy, wkraczała także na teren etnografii, eksponując tradycyjne stroje czy wytwory ludowych artystów.

Zamek w Lublinie, 2014 r. Fot. David Soanes / Getty Images
Lublin: narodowe muzeum rozmaitości
Zamek w Lublinie, 2014 r.

Po śmierci Łopacińskiego jego dzieło kontynuowało Towarzystwo „Muzeum Lubelskie”, a szybko rozrastająca się kolekcja znalazła w końcu swoje stałe miejsce przy ulicy Narutowicza 4, gdzie dziś mieści się Wojewódzka Biblioteka Publiczna. Do końca dwudziestolecia międzywojennego Muzeum weszło w posiadanie około 14 tysięcy obiektów, jednak w kolejnych latach jego zbiory zostały najpierw częściowo zniszczone wskutek bombardowania, następnie zaś wiele cennych artefaktów rozkradli hitlerowcy. Po wojnie Muzeum upaństwowiono, a kilka lat później jego siedzibą stał się lubelski Zamek.

Tu jest jakby bogato

Pisząc o dzisiejszym Muzeum, nie bez powodu przytaczam jego genezę. Podczas zwiedzania nie sposób bowiem nie zauważyć, że choć zmieniła się siedziba, zaś zbiory powiększyły się dziesięciokrotnie, to to, co oglądamy na ekspozycji, nadal odwołuje się do koncepcji wystaw Łopacińskiego sprzed 120 lat! Jest numizmatyka, są militaria, jest wystawa archeologiczna, zabytkowe meble i przedmioty codziennego użytku, malarstwo polskie i obce, sztuka ludowa (z imponującą liczbą Jezusów frasobliwych!) – słowem: przeróżne „starożytności”, jakie pokazywano w Lublinie od 1901 roku, jednak w większej liczbie, na większej powierzchni i „na bogato”.  

Muzeum nie posiada żadnego wyraźnego profilu, nie jest to muzeum sztuki. Może należałoby określić jego kategorię jako „muzeum rozmaitości” i nie jest to wcale zarzut.

Do niewątpliwych sukcesów instytucji należy otwarcie nowocześnie zaaranżowanej Galerii Malarstwa Cerkiewnego. Umieszczenie kolekcji w pomalowanej na czarno przestrzeni, oświetlonej delikatnym, ciepłym światłem sprawdza się znakomicie. Czerń stanowi znakomite tło dla złotego koloru ikon, pozwala skupić uwagę. Emitowana z głośników muzyka cerkiewna ma odpowiednią głośność, buduje nastrój, nie stanowiąc konkurencji dla oglądanych obrazów. Przejście przez tę galerię warto potraktować jako wstęp do zwiedzenia kaplicy Trójcy Świętej, także będącej częścią zamku, a jednocześnie bezcennym dziełem sztuki późnego średniowiecza. Gotycka świątynia istnieje od co najmniej XIV wieku, natomiast tym, co decyduje o jej unikatowym charakterze, są bizantyńsko-ruskie malowidła, ukończone w 1418 roku. Ufundował je sam Władysław Jagiełło, który, jak twierdził Jan Długosz, cenił wyżej sztukę Wschodu niż Zachodu. W okresie zaborów polichromię spotkał bardzo smutny los – ściany i sklepienia kaplicy pokryto tynkiem, dopiero pod sam koniec XX wieku ukończono żmudny, wieloletni proces restauracji tego wyjątkowego dzieła, dzięki czemu dziś świątynia wymieniana jest wśród najważniejszych zabytków wschodniej Polski. 

Więzienne atrakcje

Kaplica Trójcy Świętej to zresztą jeden z dwóch zachowanych do dzisiaj elementów oryginalnego średniowiecznego zamku. Drugim jest donżon – kamienno-ceglana romańska wieża, powstała w XIII wieku, której potężne mury dochodzą do 3,5 metra grubości.

fot. Alex Livesey – FIFA / Getty Images
Lublin: narodowe muzeum rozmaitości
Zamek w Lublinie, Kaplica Trójcy Świętej, 2019 r.

W razie ataku na zamek czy gród donżon stanowił schronienie dla jego pana, zapewniając możliwość skutecznej obrony, toteż konstrukcje tego typu były wznoszone wszędzie tam, gdzie tylko feudałowie mogli sobie na to pozwolić. W przypadku lubelskiego zamku, donżon dosyć szybko, bo już w XIV wieku, został zaadaptowany na więzienie dla szlachty. 

Nietrudno zauważyć, że zwiedzający chętnie pną się po krętych schodach wieży, by na jej szczycie móc podziwiać malownicze widoki – prawie nikt nie jest natomiast zainteresowany wystawą, zajmującą kilka kondygnacji, poświęconą funkcjonującym na lubelskim Zamku kolejnym więzieniom. A jest co wspominać. Oprócz pamiętającego jeszcze czasy piastowskie więzienia w donżonie, w XIX wieku sam Zamek stał się więzieniem kryminalnym Królestwa Polskiego. Po upadku powstania listopadowego przetrzymywano tu pod kluczem działaczy niepodległościowych, w II RP trafiali tu także komuniści, podczas II wojny światowej Zamek był więzieniem hitlerowskim, a po wojnie stalinowskim. Życie straciły w tym gmachu tysiące z setek tysięcy więźniów.

FOTO: MAREK JABŁOŃSKI / EAST NEWS
Lublin: narodowe muzeum rozmaitości
Dziedziniec Zamku Lubelskiego. Z lewej Kaplica Trójcy Świętej z prawej romańska baszta donżon, 2012 r.

Wystawa, która o tym opowiada, jest niestety zwykłą „planszówką”, bez szczególnego pomysłu, w jaki sposób opowiedzieć o bolesnej historii tego miejsca. Współczesne muzealnictwo dysponuje przecież środkami narracyjnymi, które pozwalają przekazywać tego typu informacje w sposób bardziej angażujący widza.

Historia miejsca pośrednio wpływa na dzisiejsze Muzeum. Poprzedni Zamek popadł w ruinę już w XVII wieku. To, co odwiedzamy dziś, to neogotycka budowla wzniesiona na jego miejscu w latach 1824-26, a zaprojektowana właśnie po to, by mieściło się tu więzienie. Stąd też, pomimo pałacowej fasady, lubelski Zamek nie dysponuje wieloma przestronnymi salami, jest za to dużo mniejszych pomieszczeń i korytarzy. Tymczasem najsłynniejsze z placówek o statusie Muzeum Narodowego – warszawska czy krakowska – mieszczą się w specjalnie do tego celu zaprojektowanych budynkach. W obu przypadkach są to gmachy wznoszone w duchu modernizmu, których gabaryty, układ pomieszczeń i ciągów komunikacyjnych miał być ściśle przyporządkowany funkcji wystawienniczej.

Ogromne sale zapewniają zgromadzonym tam dziełom sztuki odpowiednią przestrzeń, co zwłaszcza w przypadku wielkoformatowego malarstwa lub grafiki ma ogromne znaczenie. Muzeum Narodowe w Lublinie ma więc niejako „pod górkę”, a próba pomieszczenia wielu obiektów obok siebie niejednokrotnie odbija się negatywnie na percepcji widza. Dzieło sztuki wysyła przecież zupełnie inne sygnały z daleka, inne z bliska i nawet jeśli nie jest dziełem wybitnym, lecz zupełnie konwencjonalnym przykładem stylu danej epoki, to obcowanie z nim może być wciąż interesującym przeżyciem estetycznym – jeśli tylko wystawia się je na widok publiczny w odpowiednim kontekście, a tym kontekstem niekoniecznie są obrazy w podobnym stylu i o podobnym formacie wiszące w dużej liczbie bardzo blisko siebie, np. w korytarzu. Wówczas wzajemnie się unieważniają. Nikt przecież nie malował portretu XVIII wiecznej magnatki po to, by wisiał on na jednej ścianie z tuzinem innych i „ginął w tłumie”. Podobnie jest z obrazami Ryszarda Lisa, które, powieszone w korytarzu prowadzącym z jednej sali do drugiej, szybko zacierają się w pamięci widza.

Trochę oddechu

Dobre wrażenie robi, mimo niewielkiej przestrzeni, galeria poświęcona grupie „Zamek”. Awangardyści z Lublina, którzy w okresie poststalinowskiej odwilży tworzyli odważne formalnie dzieła, w kontrze do akademizmu, spotykali się w jednej z zamkowych sal – stąd nazwa grupy, która istniała jedynie kilka lat, zanim jednak rozpadła się w 1960 roku, jej twórczość odbiła się głośnym echem w środowisku artystycznym.

fot. Heritage Images / Getty Images
Lublin: narodowe muzeum rozmaitości
Jan Matejko (1838-1893), “Unia Lubelska”, olej na płótnie, 298 x 512 cm, 1869 r., Muzeum Narodowe w Warszawie. Depozyt w Muzeum Narodowym w Lublinie.

Jak pisał wówczas Jacek Woźniakowski, „Ci młodzi ludzie sugerują <<nastroje>> materii, kotłującej się, krępującej, lotnej i ciężkiej: z powolnym rozmysłem leją gęste lakiery, budują fosforyzujące smugi, kontrasty matów i blasków, chropowatości i gładzizn, masywne, wyrafinowane zagęszczenia obok infantylnych symbolów czy znaków”. 

Otwarcie wystawy „Grupa Zamek i awangarda” to gest, który należy docenić, zwłaszcza, że pozostałe wystawy w Zamku nie prezentują dzieł konceptualnych, które – dosłownie i w przenośni – „wychodzą poza ramy”. Galeria Malarstwa Polskiego XIX i XX wieku ma bardzo tradycyjny profil, punktem dojścia jest tu obraz Jana Matejki „Unia Lubelska”, znajdujący się na końcu ścieżki zwiedzania. Wielkie płótno jako jedyne wystawione jest w taki sposób, by bliskość innych dzieł nie zakłócała odbioru i nie rozpraszała uwagi. Obecność tu tego właśnie dzieła ma oczywiście wielkie znaczenie – w końcu to na Zamku Lubelskim (poprzedniku obecnego) w 1569 roku podpisano akt Unii Lubelskiej. Z drugiej strony tak ustawiony punkt ciężkości jedynie utwierdza widza w poczuciu, że muzeum zanurzone jest w przeszłości, a konkretnie w drugiej połowie XIX wieku, kiedy powstawał obraz Matejki. Nowoczesność jest tu zasygnalizowana multimediami o czytelnym i funkcjonalnym interfejsie, nie zaś sposobem, w jaki wyeksponowano same dzieła czy umieszczeniem ich w nieoczywistym kontekście. 

Nie wiem, czy ta zachowawczość to świadoma decyzja, czy przypadek – tak czy inaczej dziś, gdy muzeów w samym Lublinie jest wiele, to najważniejsze, największe i najzasobniejsze mogłoby pozwolić sobie na nieco bardziej wyrazisty profil, zwłaszcza że od 2020 roku działa jako narodowa instytucja kultury. Gruntowny remont, który zakończył się niedawno, wprowadził tu niewątpliwie sporo świeżości, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że zapał do innowacji zatrzymał się w pół drogi. 

Wojciech Pitala

Absolwent Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Wydziału Reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie. Był konsultantem scenariuszowym, reżyserem i scenarzystą wielu filmów i programów popularnonaukowych oraz dokumentalnych w Canal + oraz Discovery.

Popularne