Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Wynalazek druku w połowie XV wieku spowodował, że stopniowo zanikała praktyka tworzenia ksiąg rękopiśmiennych. W Krakowie pierwsze druki wydane zostały w latach 70. XV wieku, a w kolejnych dekadach drukarstwo dynamicznie się tu rozwijało. Tym niemniej jeszcze w XVI wieku przedstawiciele elit nadal zamawiali sobie modlitewniki tworzone w całości ręcznie – bogato zdobione i bardzo kosztowne, wciąż były one symbolami statusu społecznego i ekonomicznego. Nie mogło tego typu perełek zabraknąć również w kolekcji królewskiej.
Najpopularniejszym typem modlitewników dla osób świeckich były tak zwane Godzinki, których zawartość wykształciła się z zakonnych liturgii godzin kanonicznych: były to kolejno jutrznia, lauda, pryma, tercja, seksta, nona, nieszpory i kompleta. Takie też są nazwy kolejnych części Godzinek, przy czym typowy rękopis zawierał kilka zestawów tych modlitw (Godzinki do Najświętszej Marii Panny, Godzinki do Krzyża Świętego, Godzinki do Ducha Świętego), a także inne elementy (kalendarz liturgiczny, czytania z Ewangelii, Oficjum za zmarłych, siedem psalmów pokutnych, litanie oraz dodatkowe modlitwy). Modlitewniki tego typu, skoncentrowane na pobożności maryjnej, zrobiły wielką karierę w późnym średniowieczu.
Malutkie i niesłychanie kunsztownie zdobione książeczki były luksusowymi przedmiotami, które musiała posiadać każda wysoko urodzona dama.
Druga żona Zygmunta Starego, Bona Sforza, była miłośniczką sztuki – a Jagiellonowie mieli bogaty księgozbiór, który niestety w kolejnych wiekach uległ rozproszeniu. Być może polska królowa posiadała więcej niż dwa iluminowane rękopiśmienne modlitewniki – ale właśnie dwa zachowały się do dziś.
Po czym poznajemy, dla kogo stworzony był bogato iluminowany rękopis? Bardzo często po herbach właściciela, zamieszczanych na przykład na marginesach kart. Z drugiej strony, takie dekoracje mogły być także… dodane później.
Pierwszy modlitewnik Bony to rękopis przechowywany dziś w Zamku Królewskim w Warszawie (ZKW 1512), powstały u schyłku XV wieku. Ma 256 kart, a jego wymiary to 17,5 x 13 cm – obecna zdobiona oprawa pochodzi z połowy XIX wieku.
Początek Godzinek do Najświętszej Marii Panny tradycyjnie dekorowano przedstawieniem Zwiastowania – to przy nim w większości rękopisów umieszczano herby, a czasem nawet portrety fundatorów. W warszawskim Modlitewniku Królowej Bony dwie sąsiadujące karty (14 i 15) zdobione są całostronicowo: po prawej stronie w środkowym polu jest miniatura ukazująca Marię i Archanioła Gabriela w starannie nakreślonym antykizującym wnętrzu, zaś po lewej ozdobnie wykaligrafowany początek tekstu Godzinek, z Madonną z Dzieciątkiem umieszczoną w inicjale D[omine]. Pola otacza pełna bordiura z antykizującymi motywami wijących się liści akantu, putt i aniołków, oraz z medalionami z popiersiami świętych. Na dolnych marginesach kart widnieją herby: Królestwa Polskiego (Orzeł Biały) oraz połączone litewska Pogoń i wąż Sforzów. Taki zestaw heraldyczny mógł powstać po roku 1518, kiedy to Bona poślubiła Zygmunta I i została polską królową. Problem polega na tym, że choć owe herby wydają się idealnie wpasowane w dekoracje tych dwóch kart (nie sprawiają wrażenia domalowanych później), to sam rękopis oraz jego iluminacje datuje się znacznie wcześniej!
Otóż w samym tekście modlitewnika znajduje się kolofon, czyli notatka od skryby – dowiadujemy się z niego, że
Dekoracja Modlitewnika Bony przypisywana jest florenckiemu artyście Attavante degli Attavanti i jego warsztatowi, i też powstała zapewne w ostatniej dekadzie XV wieku. Szkopuł w tym, że data podana w kolofonie przypada na ponad rok przed narodzinami Bony Sforzy.
Sigismondo di Sigismondi był skrybą, który współpracując z renesansowymi włoskimi iluminatorami tworzył tego typu księgi na zlecenie różnych osobistości z wyższych sfer. Podobny jak w Modlitewniku Bony schemat dekoracji odnajdziemy na przykład w Godzinkach Strozzi-Acciaiuoli (Florencja 1495-1496), przechowywanych w National Gallery of Victoria, Melbourne, albo w Godzinkach przepisanych przez di Sigismondiego w 1498 (dziś w Boston Public Library). Ten ostatni przypadek jest o tyle interesujący, że pod obecnymi herbami rodziny Aldobrandini na kartach 13v-14 najprawdopodobniej kryją się jakieś inne, należące do poprzednich właścicieli.
Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, dla kogo pierwotnie zamówiony był rękopis z Zamku Królewskiego w Warszawie i w jakich okolicznościach znalazł się w posiadaniu Bony. Zadbała ona jednak o to, by to dzieło renesansowego iluminatorstwa zdobiły herby świadczące o tym, iż książka ta należała do królowej Polski.
Wspomniany rękopis jednak opuścił Rzeczpospolitą – stało się to najprawdopodobniej w XVII wieku. Stanisław Kostka Potocki, który w 1808 roku kupił tę książeczkę w Paryżu, zanotował, iż Jan II Kazimierz Waza wywiózł go do Francji po tym, jak abdykował w roku 1668. Tam były król Polski został opatem Saint-Germain-des-Prés w Paryżu, zaś modlitewnik podarował pani Louise de La Vallière, byłej kochance króla Ludwika XIV. Ona natomiast w 1679 roku dała dzieło w prezencie ślubnym swej córce, Marii Annie de Bourbon (którą Król Słońce uznał jako swe potomstwo), przyszłej księżnej de Conti.
Jeśli ta historia jest prawdziwa, to pokazuje, że Jan Kazimierz traktował te Godzinki jako osobistą rodzinną pamiątkę, nie zaś jako własność Korony. Zapewne odziedziczył je – w końcu Bona była jego prababką. Dopiero dzięki paryskiemu zakupowi Potockiego modlitewnik wrócił w polskie ręce. Ofiarowany w 1933 roku przez Adama Branickiego prezydentowi Ignacemu Mościckiemu, rękopis trafił do zbiorów Zamku Królewskiego w Warszawie, gdzie znajduje się do dziś.
Bona Sforza miała także inne Godzinki, wykonane już w Krakowie i specjalnie dla niej. Dziś rękopis ten z kolei znajduje się w kolekcji Bodleian Library w Oksfordzie.
Najprawdopodobniej wyjeżdżając do Bari, królowa zabrała te drugie Godzinki z sobą, a tam zmarła, otruta, 19 listopada 1557 roku. Nie mamy żadnych przesłanek pozwalających ustalić, co działo się z tym dziełem przez kolejne 250 lat – w jakiś sposób trafiło ono w ręce antykwariusza i bibliofila Francisa Douce’a (1757-1834), który zapisał swą kolekcję oksfordzkiej bibliotece (stąd sygnatura tego rękopisu: MS Douce 40).
Owe oksfordzkie Godzinki Bony to, obok modlitewnika wykonanego kilka lat wcześniej dla Zygmunta Starego, prawdziwe arcydzieło krakowskiego miniatorstwa XVI wieku.
Z kolei ten ów Modlitewnik Zygmunta Starego, chociaż chyba także wraz z Boną opuścił Kraków, wrócił w ręce Jagiellonów i trafił w posiadanie Zygmunta III Wazy – mogła mu go podarować ciotka, Anna Jagiellonka. Do Anglii rękopis trafił zapewne przez Marię Klementynę Sobieską, wnuczkę Jana III Sobieskiego, która poślubiła Jakuba Franciszka Edwarda Stuarta, pretendenta do tronu Anglii i Szkocji. Potem księga była w zbiorach – kolejno – Henryka Benedykta Stuarta (kardynała Yorku) i Augusta Fryderyka (księcia Sussex), aż w 1844 została zakupiona przez British Library.
Rok 1527 był dla rodziny królewskiej bardzo nieszczęśliwy, a jak się później okazało – zaważył na losie całej dynastii. We wrześniu królowa, będąc w zaawansowanej ciąży, nie odmówiła sobie przyjemności wzięcia udziału w polowaniu w Niepołomicach, w czasie którego ku rozrywce uczestników wypuszczono schwytanego wcześniej niedźwiedzia. Niestety, zabawa wymknęła się spod kontroli – spłoszony koń królowej przewrócił się, a ona przedwcześnie urodziła syna, który zmarł po kilku godzinach, otrzymując imię Olbracht. Był to długo wyczekany drugi zaledwie męski potomek królewskiej pary, a po tym wypadku Bona już nigdy nie zaszła w ciążę. W efekcie jedynym spadkobiercą Zygmunta I został Zygmunt August, z którego bezdzietną śmiercią wygasła potężna niegdyś dynastia Jagiellonów.
Prawdopodobnie właśnie w 1527 roku Stanisław Samostrzelnik rozpoczął pracę nad dekoracją luksusowego rękopisu Godzinek – tego, który dziś jest w bibliotece w Oksfordzie.
Data 1527 wraz z monogramem Samostrzelnika (S[tanislaus] C[laratumbesis] F[ecit]) znajduje się w jednej z pierwszych miniatur, czyli w Zwiastowaniu. W ostatniej natomiast, czyli w Zesłaniu Ducha Świętego, na malowanej posadzce widnieje data 1528 – to zapewne moment ukończenia dzieła. Powszechnie uważa się, że modlitewnik ten był darem od króla Zygmunta dla Bony; ja przypuszczam, że mógł go zamówić dla żony właśnie po śmierci maleńkiego królewicza Olbrachta.
Co ciekawe, pierwsza miniatura, zawierająca zresztą monogram królowej (S[erenissima] B[ona] R[egina] P[oloniae], czyli Najjaśniejsza Bona Królowa Polski), przedstawia Modlitwę Chrystusa w Ogrójcu, czyli temat szczególnie popularny w epitafiach i kaplicach cmentarnych. Otwiera ona Mękę Pańską wg św. Jana, zamieszczoną przed właściwym tekstem Godzinek do Najświętszej Marii Panny, a po tradycyjnych czterech lekcjach z Ewangelii. Ponadto wyjątkowo interesująca jest miniatura otwierająca oficjum za zmarłych: to przedstawienie uwalniania dusz czyśćcowych, co czynią aniołowie, pod czujnym okiem Boga Ojca, któremu towarzyszy Matka Boska z Dzieciątkiem.
Zazwyczaj w rękopisach Godzinek oficjum za zmarłych dekorowano miniaturą z pogrzebem, Sądem Ostatecznym, ewentualnie Tańcem Śmierci lub ilustracją Legendy o Trzech Żywych i Trzech Umarłych. Tym niemniej na przełomie XV i XVI w sztuce coraz częściej powtarzały się wątki czyśćcowe. Wiązało się to z promowaniem przez Kościół sprzedaży odpustów, wprowadzonej przez papieża Sykstusa IV (zm. 1484), co stało się jedną z przyczyn Reformacji. Za szczególną pocieszycielkę dusz czyśćcowych uchodziła Matka Boska, której mleko miało przynosić ochłodę płonącym w ogniu.
W niderlandzkich Godzinkach Katarzyny de Clèves [van Kleef] (Utrecht, ok. 1440, The Morgan Library & Museum, MS M.917/945) znajdziemy podobne przedstawienie jak w Godzinkach Bony, choć tam moment uwolnienia dusz z czyśćca poprzedza cała seria innych miniatur, a wszystkie dekorują specjalne oficjum poświęcone właśnie duszom czyśćcowym. Wątek owych dusz w Krakowie pojawił się także w bardzo interesującej kwaterze Ołtarza Mariackiego Wita Stwosza, w której młoda Maria ma wizję swego późniejszego macierzyństwa. Mimo wszystko, miniatura autorstwa Samostrzelnika to przykład kompozycji unikatowej, o wyjątkowej ikonografii.
W 1524 roku Stanisław Samostrzelnik wykonał miniatury we wspomnianym już Modlitewniku króla Zygmunta Starego, dziś w kolekcji British Library w Londynie.
To inny rodzaj książki (nie Godzinki, lecz zbiór różnych modlitw, psalmów i litanii), a zarazem rękopis dość zaskakujący – ma jedynie cztery miniatury, i trudno powiedzieć, czy jest niedokończony, czy jakieś ilustracje zostały z niego wycięte. Co ciekawe, Bona własnoręcznie na ostatnich kartach zanotowała ważne wydarzenia (takie jak narodziny dzieci, śmierć matki, zaślubiny Zygmunta Augusta, wyjazd do Bari); być może część notatek jest też autorstwa Zygmunta. Na koniec ktoś dopisał nawet datę śmierci królowej. Ponadto rękopis był uzupełniany w XVII wieku, zapewne gdy był w posiadaniu Zygmunta III Wazy – m. in. dopisano wówczas modlitwy do świętych zdobione dodatkowymi miniaturami. Ilustracje Samostrzelnika natomiast to przedstawienie św. Hieronima w skryptorium (z monogramem artysty: S. C.), Chrystus udzielający komunii Zygmuntowi I (to unikatowa kompozycja!), Zygmunt klęczący przed Matką Boską z Dzieciątkiem oraz frontyspis łacińskiego zbioru modlitw „Clipeus Spiritualis”, wydanych dekadę później w polskim przekładzie jako „Tarcza duchowna”. Oprócz tego rękopis zawiera liczne bogato zdobione inicjały, monogram królewski Zygmunta I w kilku miejscach oraz wielokrotnie powtórzone herby z Orłem Białym i Pogonią.
Kilka lat później zadowolony monarcha ponownie skorzystał z usług Stanisława Samostrzelnika, zamawiając wspomniane Godzinki dla żony – obok wielokrotnie powtórzonych herbów domu Sforzów zawierają one także Orła Białego i Pogoń w karcie ze Zwiastowaniem, oraz monogram Zygmunta (S[erenissimus] S[igismundus] R[ex] P[oloniae]) przy ostatniej miniaturze. Stąd możemy się domyślać, kto był pomysłodawcą stworzenia tego rękopisu.
Stanisław Samostrzelnik był artystą bardzo wysokiej klasy, łączącym tradycje ekspresyjnego późnego gotyku z renesansową stylistyką. Korzystał z najaktualniejszych zagranicznych wzorców artystycznych (np. z grafik Albrechta Dürera). Malarskie i pełne finezji miniatury wykonanych w jego warsztacie rękopisów otaczają bordiury wypełnione renesansową ornamentyką.
Samostrzelnik był malarzem i cystersem z podkrakowskiej Mogiły – dlatego podpisywał się inicjałami S. C., co tłumaczy się jako Stanislaus Claratumbensis (łac. Stanisław z Mogiły). W źródłach wymieniony został po raz pierwszy w 1506 roku jako pictor de mogila (łac. malarz z Mogiły) – był on artystą wszechstronnym, nie tylko dekorował wspaniałe luksusowe księgi, ale także tworzył malowidła ścienne i obrazy tablicowe. Do zakonu wstąpił zapewne jako nastolatek i, mówiąc najogólniej, minął się z powołaniem. W 1511, chyba jeszcze będąc przed trzydziestką, wystarał się o eksklaustrację, czyli pozwolenie na przebywanie poza klasztorem. Zatrudnienie znalazł na dworze Krzysztofa Szydłowieckiego, dzięki któremu w 1513 roku otrzymał probostwo w Grocholicach, niedaleko Ćmielowa (rezydencji Szydłowieckiego). Tam narobił sobie problemów, dając parafialny kielich w zastaw pewnemu alchemikowi (na pokrycie prywatnych długów). Ponadto dwukrotnie stawał przed sądem pozwany przez mieszczki o alimenty.
Samostrzelnik wykonał kolejne zamówienie dla króla Zygmunta Starego – tym razem na modlitewnik dla jego najstarszej córki, Jadwigi, z okazji jej zamążpójścia. Niestety ten rękopis nie zachował się do dziś.
O tym, jak pełen splendoru był dwór ostatnich Jagiellonów, mieliśmy okazję niedawno przekonać się na wystawie „Obraz Złotego Wieku”, zorganizowanej na Zamku Królewskim na Wawelu. Wypożyczone z różnych kolekcji dzieła sztuki na chwilę powróciły do Krakowa – można było także zobaczyć Modlitewniki Zygmunta Starego i Bony Sforzy, które wraz z królową opuściły Polskę, gdy wyjechała ona do Bari. Kunszt krakowskiego malarza Stanisława Samostrzelnika zachwyca w tych niewielkich książeczkach, nie ustępując ani współczesnym dziełom florenckim, ani norymberskim, i pokazując, jak silnym ośrodkiem artystycznym był Kraków początków XVI stulecia. Doprawdy mamy z czego być dumni, nawet jeśli dzieła te dziś należą do zagranicznych kolekcji.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o idei wielowątkowej wystawy opowiadającej o renesansie na ziemiach polskich i litewskich pod berłem ostatnich Jagiellonów, pomyślałam, że Wawel postawił przed sobą zadanie niemal niewykonalne. Czy to nie szalone, zakładać, że na jednej wystawie można...
W Kraków wchodziłem wielokrotnie. Pierwszy raz nieświadomie, jako dziecko, zapamiętałem huk i dzwonienie tramwajów, które mnie przerażały, tak bardzo były obce. Potem były jakieś wycieczki, studia, pierwsze wynajęte mieszkanie, i to, co wydawało się niedosięgłe i dalekie, w pewnym sensie...
Przemierzając urokliwe, senne uliczki Mogiły, przy których zachowało się jeszcze wiele starych, drewnianych chałup, prowadzące do potężnego, średniowiecznego opactwa cystersów, łatwo zapomnieć, że jesteśmy w sercu krakowskiej Nowej Huty, pomiędzy kolosalnym kombinatem metalurgicznym a założonym na potrzeby jego pracowników idealnym...