
Fot. Marcin Banaszakiewicz / Forum
„Kraków jest trudny. Jest jak sklep z porcelaną, po którym każdy, kto nie jest stąd, porusza się jak słoń” – porównuje w swojej książce Rafał Matyja, politolog i publicysta urodzony w Warszawie. Jak sam przyznaje, w stolicy Małopolski nie spędził nawet jednej dziesiątej dorosłego życia.
Tę niedogodność uznaje jednak za atut, pozwalający spojrzeć na miasto z zewnątrz, a tym samym dostrzec i wyjaśnić kilka spraw oczywistych tylko dla miejscowych.
„Kraków można polubić na własnych warunkach albo się z nim męczyć”
– kontynuuje autor i nie sposób oprzeć się wrażeniu, że stwierdzenie to dotyczy także samej lektury jego dzieła.
Matyja musiał odziedziczyć gen XIX-wiecznego flâneura, który niespiesznie przechadzał się ulicami miasta przypominającego labirynt, a rozwinięty zmysł obserwacji wykorzystywał do ostrej – i zwykle słusznej – krytyki społeczeństwa. Kroczący tłum był dla niego czymś w rodzaju spektaklu, maskarady. On sam, będąc widzem, zachowywał dystans, sceptycyzm w ocenie zjawisk. Postrzegano go jako niecierpliwego artystę, samotnego filozofa, wyrafinowanego estetę, detektywa, wreszcie inteligentnego komentatora. W książce „Kraków – miasto zero” mamy co prawda spacer nie tyle po mieście, ile po krakowskiej nekropolii, a także tłum nieożywiony, ale poza tym wszystko się zgadza.
Rewers miasta
Nasz współczesny flâneur spaceruje więc po cmentarzu będącym projektem oświeceniowym i politycznym jednocześnie. Widzi go jako labirynt kwater i nienazwanych alejek, gąszcz imiennych i bezimiennych historii oraz znaczeń. „Cmentarz Rakowicki jest (…) wielką księgą podpowiedzi. Zbiorem pierwszych stron książek, początków akapitów, intrygujących pytań” – zapewnia Matyja. Swoją strukturą przypomina więc „Ogród o rozwidlających się ścieżkach” Jorgego Luisa Borgesa, a ściślej mówiąc – Bibliotekę Babel z tysiącami katalogów, książkami wypełnionymi wszystkimi możliwymi kombinacjami znaków alfabetu. Krakowska nekropolia jest właśnie takim centrum wszechświata, do którego prowadzą i z którego odchodzą setki ścieżek interpretacyjnych:
„Lepiej już rozumieć cmentarz jako labirynt, bo jest to metafora poszukiwań, które mogą kończyć się ślepym korytarzem. Prowadzącym donikąd, tylko potęgującym zmęczenie. I cieszyć się, ilekroć wychodzimy z labiryntu z jakąś zdobyczą, jakąś wiedzą, która była skazana na zatracenie”.
Matyja czyta przestrzeń jak otwartą księgę przez inskrypcje nagrobne. Układ kwater jest dla niego odzwierciedleniem dawnej i obecnej hierarchii społecznej, cmentarne reguły – echem kapitalizmu i powidokiem nowoczesności. Pamięć? Ona jest w tej narracji marginalna. Od przeszłości zapamiętanej, wyuczonej ważniejsza wydaje się ta przemilczana, wstydliwa, uwierająca.

Cmentarz to „rewers miasta”, a miasto „wymaga opowieści”.
O tej najstarszej, reprezentacyjnej nekropolii Krakowa próbowali opowiedzieć już inni: Karolina Grodziska-Ożóg (m.in. „Cmentarz Rakowicki w Krakowie”), Aleksander Krawczuk („Opowieści o zmarłych”) czy Stanisław Cyrankiewicz (autor pierwszego przewodnika po krakowskich cmentarzach). Zdaniem Matyi współczesne przewodniki po miejscach spoczynku są albo rzetelne i aktualne, albo „nieco bardziej bałaganiarskie, subiektywne, czasami bez dających się odczytać kryteriów selekcji”. „Kraków – miasto zero” zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii. Gatunkowo publikacja ta leży gdzieś między esejem a felietonem, studium a gawędą. Autor konsekwentnie prezentuje własny punkt widzenia (co wcale nie znaczy, że inni nie mogą go podzielać), niekiedy zapętla wątki (ratuje go jedynie względna chronologia dziejów miasta) i łatwo się pogubić w natłoku myśli (nieraz banalnych, kiedy indziej – całkiem trafnych, choć niekoniecznie odkrywczych). W tym szaleństwie jest zapewne metoda, choć trzeba się porządnie zmęczyć, zanim się ją odkryje.

Więcej niż zero
Kraków został określony mianem „miasta zero” rozumianym jako punkt wyjścia do badań nad każdą inną metropolią w kraju. Ale to tylko jedno, najprostsze wyjaśnienie tego pojęcia. Matyja zwraca uwagę, że
Tym samym przedłużył czas panowania ziemiaństwa, a niektóre wartości przetrwały nawet okres PRL. Co więcej, jest to miasto paradoksów: oficjalnie odcina się od socjalizmu i kapitalizmu, a nieoficjalnie „chętnie czerpie z obu porządków”. Żyje w kilku epokach jednocześnie. W dodatku odwróciło się tyłem do kilku dekad przeszłości powojennej. Kultywuje to, co wygodne, chlubne (jak Piwnica pod Baranami), jednak wymazuje z pamięci – i przewodników cmentarnych – nazwiska kolejnych prezydentów. Jest konserwatywne i hermetyczne, nie potrafi lub nie chce integrować ani społeczności (krakusów z dziada pradziada z przyjezdnymi), ani tkanki miejskiej (historycznego centrum z nowymi dzielnicami). Nieco parafrazując Matyję, można ująć to metaforycznie: Kraków zgrabnie pomija wczoraj, a żyje w zmitologizowanym i upiększonym przedwczoraj. (…)

„Kraków – miasto zero”, Rafał Matyja, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2024
Cały tekst w kwartalniku „Spotkania z Zabytkami” nr 2/2025.
Pismo dostępne na rynku od początku marca 2025. Do kupienia ONLINE, oraz w Salonikach Prasowych Kolportera, w Empiku i sklepach z prasą. Zapraszamy i polecamy serdecznie!