Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
„Kraków jest trudny. Jest jak sklep z porcelaną, po którym każdy, kto nie jest stąd, porusza się jak słoń” – porównuje w swojej książce Rafał Matyja, politolog i publicysta urodzony w Warszawie. Jak sam przyznaje, w stolicy Małopolski nie spędził nawet jednej dziesiątej dorosłego życia.
Tę niedogodność uznaje jednak za atut, pozwalający spojrzeć na miasto z zewnątrz, a tym samym dostrzec i wyjaśnić kilka spraw oczywistych tylko dla miejscowych.
„Kraków można polubić na własnych warunkach albo się z nim męczyć”
– kontynuuje autor i nie sposób oprzeć się wrażeniu, że stwierdzenie to dotyczy także samej lektury jego dzieła.
Matyja musiał odziedziczyć gen XIX-wiecznego flâneura, który niespiesznie przechadzał się ulicami miasta przypominającego labirynt, a rozwinięty zmysł obserwacji wykorzystywał do ostrej – i zwykle słusznej – krytyki społeczeństwa. Kroczący tłum był dla niego czymś w rodzaju spektaklu, maskarady. On sam, będąc widzem, zachowywał dystans, sceptycyzm w ocenie zjawisk. Postrzegano go jako niecierpliwego artystę, samotnego filozofa, wyrafinowanego estetę, detektywa, wreszcie inteligentnego komentatora. W książce „Kraków – miasto zero” mamy co prawda spacer nie tyle po mieście, ile po krakowskiej nekropolii, a także tłum nieożywiony, ale poza tym wszystko się zgadza.
Nasz współczesny flâneur spaceruje więc po cmentarzu będącym projektem oświeceniowym i politycznym jednocześnie. Widzi go jako labirynt kwater i nienazwanych alejek, gąszcz imiennych i bezimiennych historii oraz znaczeń. „Cmentarz Rakowicki jest (…) wielką księgą podpowiedzi. Zbiorem pierwszych stron książek, początków akapitów, intrygujących pytań” – zapewnia Matyja. Swoją strukturą przypomina więc „Ogród o rozwidlających się ścieżkach” Jorgego Luisa Borgesa, a ściślej mówiąc – Bibliotekę Babel z tysiącami katalogów, książkami wypełnionymi wszystkimi możliwymi kombinacjami znaków alfabetu. Krakowska nekropolia jest właśnie takim centrum wszechświata, do którego prowadzą i z którego odchodzą setki ścieżek interpretacyjnych:
„Lepiej już rozumieć cmentarz jako labirynt, bo jest to metafora poszukiwań, które mogą kończyć się ślepym korytarzem. Prowadzącym donikąd, tylko potęgującym zmęczenie. I cieszyć się, ilekroć wychodzimy z labiryntu z jakąś zdobyczą, jakąś wiedzą, która była skazana na zatracenie”.
Matyja czyta przestrzeń jak otwartą księgę przez inskrypcje nagrobne. Układ kwater jest dla niego odzwierciedleniem dawnej i obecnej hierarchii społecznej, cmentarne reguły – echem kapitalizmu i powidokiem nowoczesności. Pamięć? Ona jest w tej narracji marginalna. Od przeszłości zapamiętanej, wyuczonej ważniejsza wydaje się ta przemilczana, wstydliwa, uwierająca.
Cmentarz to „rewers miasta”, a miasto „wymaga opowieści”.
O tej najstarszej, reprezentacyjnej nekropolii Krakowa próbowali opowiedzieć już inni: Karolina Grodziska-Ożóg (m.in. „Cmentarz Rakowicki w Krakowie”), Aleksander Krawczuk („Opowieści o zmarłych”) czy Stanisław Cyrankiewicz (autor pierwszego przewodnika po krakowskich cmentarzach). Zdaniem Matyi współczesne przewodniki po miejscach spoczynku są albo rzetelne i aktualne, albo „nieco bardziej bałaganiarskie, subiektywne, czasami bez dających się odczytać kryteriów selekcji”. „Kraków – miasto zero” zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii. Gatunkowo publikacja ta leży gdzieś między esejem a felietonem, studium a gawędą. Autor konsekwentnie prezentuje własny punkt widzenia (co wcale nie znaczy, że inni nie mogą go podzielać), niekiedy zapętla wątki (ratuje go jedynie względna chronologia dziejów miasta) i łatwo się pogubić w natłoku myśli (nieraz banalnych, kiedy indziej – całkiem trafnych, choć niekoniecznie odkrywczych). W tym szaleństwie jest zapewne metoda, choć trzeba się porządnie zmęczyć, zanim się ją odkryje.
Kraków został określony mianem „miasta zero” rozumianym jako punkt wyjścia do badań nad każdą inną metropolią w kraju. Ale to tylko jedno, najprostsze wyjaśnienie tego pojęcia. Matyja zwraca uwagę, że
Tym samym przedłużył czas panowania ziemiaństwa, a niektóre wartości przetrwały nawet okres PRL. Co więcej, jest to miasto paradoksów: oficjalnie odcina się od socjalizmu i kapitalizmu, a nieoficjalnie „chętnie czerpie z obu porządków”. Żyje w kilku epokach jednocześnie. W dodatku odwróciło się tyłem do kilku dekad przeszłości powojennej. Kultywuje to, co wygodne, chlubne (jak Piwnica pod Baranami), jednak wymazuje z pamięci – i przewodników cmentarnych – nazwiska kolejnych prezydentów. Jest konserwatywne i hermetyczne, nie potrafi lub nie chce integrować ani społeczności (krakusów z dziada pradziada z przyjezdnymi), ani tkanki miejskiej (historycznego centrum z nowymi dzielnicami). Nieco parafrazując Matyję, można ująć to metaforycznie: Kraków zgrabnie pomija wczoraj, a żyje w zmitologizowanym i upiększonym przedwczoraj. (…)
„Kraków – miasto zero”, Rafał Matyja, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2024
Cały tekst w kwartalniku „Spotkania z Zabytkami” nr 2/2025.
Pismo dostępne na rynku od początku marca 2025. Do kupienia ONLINE, oraz w Salonikach Prasowych Kolportera, w Empiku i sklepach z prasą. Zapraszamy i polecamy serdecznie!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Andrzej Pieńkos wydał książkę o relacjach między muzyką a sztukami wizualnymi. Nie jest to obszerna publikacja. „Odważył się namalować głos” liczy sobie niecałe 150 stron. Dotyczy też jednego okresu – przełomu XIX i XX wieku. Niemniej był to czas szczególnie intensywnych zależności, które miały wpływ na związki między dwoma tymi dyscyplinami sztuki w XX wieku...
Ile jest Sopotów w nadbałtyckim Sopocie? To akurat proste – Górny i Dolny. Ale poza tym jest też Sopot rybaków, turystów, Niemców, Polaków, hazardzistów, kapitalistów, katolików, ewangelików, Żydów, artystów, tenisistów, imprezowiczów, bandytów, bogaczy, niebieskich ptaków...
Podczas uroczystego balu ku czci Józefa Ignacego Kraszewskiego, z okazji 50-lecia pracy twórczej, wydanego w Sukiennicach, rozpoczyna się historia Muzeum Narodowego...