Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
„Portret kobiety z rękami Rembrandta” i „Czytający mężczyzna tegoż samego” to najstarsze znane nam wzmianki o dziełach mistrza znajdujących się na Zamku Królewskim w Warszawie. Tak opisano je na początku XVIII wieku w inwentarzu kolekcji amsterdamskiego kupca Jana van Lennepa. Historia nigdy ich nie rozdzieliła, chociaż to wielce szczególny przypadek, bowiem nawet obrazy intencjonalnie namalowane jako para rozchodziły się w przeszłości do różnych kolekcji. Tak stało się chociażby z portretem Agathy Bas i jej męża, kupca wełny Nicolaesa van Bambeecka. Małżeńskie pendant powstało w tym samym roku co warszawskie malowidła, jednak każdy z tworzących parę obrazów znajduje się dzisiaj w innych zbiorach – portret żony należy do brytyjskiej kolekcji królewskiej, a męża do Musées Royaux des Beaux-Arts w Brukseli.
O tym, że wizerunki Agathy i Nicolaesa powstały jako para, świadczą nie tylko identyczne wymiary i podłoże (oba dzieła Rembrandt namalował na płótnie), lecz także ich kompozycja i wzajemny układ postaci – mężczyzna po lewej, a kobieta po prawej, zgodnie z zasadą małżeńskich portretów. Ponadto każdy z małżonków stoi tuż za zakończoną półkolem iluzjonistycznie namalowaną ramą i oboje lekko się przed nią „wysuwają”, trzymając dłonie na politurowanych profilach. Trik podkreśla
rękawiczka Nicolaesa i wachlarz Agathy, namalowane tak, jakby wyszły poza obramienie, przekroczyły barierę obrazu i znalazły się w trójwymiarowym świecie widzów.
Warszawskie obrazy długo uchodziły za pendant, ale czy powstały jako para? Były sprzedawane i kupowane razem, i to zapewne od początku. Nie znamy ich pierwszych właścicieli.
Ich tytuły są w nim opisowe, typowe dla starych inwentarzy, w których umieszczano zazwyczaj prosty opis tematu lub identyfikację osób. Dla Van Lennepa obrazy przedstawiały kobietę i mężczyznę. Wpis bardzo ogólnie charakteryzował ich czynności i raczej nie wskazuje na to, że amsterdamski kupiec wiązał obrazy z sobą jako dopełniające się kompozycje. Jednak w katalogu zbiorów następnego właściciela obrazów, hrabiego Friedricha von Kameckego z 1769 roku, dziewczyna stała się żydowską narzeczoną, a starszy mężczyzna jej ojcem spisującym posag córki. Z nowymi tytułami dzieła weszły do zbiorów wielbiciela Rembrandta – króla Stanisława Augusta, a następnie jego spadkobierców. Tak postrzegał je również Kazimierz Rzewuski, który kupił część zbiorów należących onegdaj do króla i wywiózł je do Wiednia.
A jak to się stało, że historia zatoczyła koło i obrazy ponownie znalazły się w Zamku Królewskim w Warszawie, czyli tam, gdzie początkowo eksponował je Stanisław August? Po śmierci Rzewuskiego i w wyniku przekazywania rodzinnego spadku stały się własnością wybitnego znawcy i kolekcjonera Karola Lanckorońskiego, który eksponował swoje zbiory i udostępniał je publiczności w neobarokowym wiedeńskim pałacu. Fotografie Sali Holenderskiej w muzealnej części rezydencji ukazują oba dzieła w bogato rzeźbionych, złoconych ramach, przedzielone „Krajobrazem z młynem” Cornelisa Deckera. Po śmierci Lanckorońskiego kolekcja stała się własnością trójki jego dzieci i nadal pozostawała w Wiedniu. Po wybuchu II wojny światowej, jeszcze w 1939 roku, skonfiskowało ją gestapo, chociaż dzieła pozostały na miejscu, w pałacu przy Jacquingasse 18. Dopiero w 1944 roku wywiezioną ją do starej kopalni soli w Altaussee wraz z tysiącami innych obiektów zrabowanych przez hitlerowców w całej Europie. Salzburg i pobliskie Altaussee należały do terenów wyzwolonych przez armię amerykańską. Kolekcję Lanckorońskich alianci przewieźli do Central Collecting Point w Monachium, a w 1947 roku odzyskał ją syn Karola Antoni. Po II wojnie światowej obrazy Rembrandta nie były udostępniane publiczności, kilka dekad spędziły w skrytce bankowej w Zurychu. Ostatnia spadkobierczyni rodowej kolekcji Karolina Lanckorońska, historyczka sztuki, świadoma rangi i historii obrazów przekazała oba dzieła Rembrandta Zamkowi Królewskiemu w Warszawie wraz z 18 innymi eksponatami należącymi do Stanisława Augusta. Stało się to jesienią 1994 roku, zgodnie z założeniem ofiarodawczyni, która postanowiła podarować część swojej kolekcji dopiero wówczas, gdy Polska będzie krajem wolnym i demokratycznym.
Zamkowi historycy sztuki nadali obrazom kolejne tytuły. Żydowska narzeczona i jej ojciec stali się „Dziewczyną w ramie obrazu” i „Uczonym przy pulpicie”. Odebrano im romantyczną historię i nadano opisowe nazwy podobne do tych, jakie nosiły w inwentarzu Jana van Lennepa.
Co takiego bowiem dla XVIII-wiecznego kolekcjonera mogły oznaczać słowa „Portret dziewczyny z rękami”? (…)
Całość tekstu w wydaniu 1/2025 kwartalnika „Spotkania z Zabytkami”, dostępnym na rynku od początku stycznia 2025 roku. Do kupienia TUTAJ.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Cyprian Lachnicki zajmuje obszerny apartament przy ul. Brackiej 20 w Warszawie. Na zdjęciu Jana Malarskiego widzimy siwobrodego intelektualistę w domowym stroju, pochylonego nad arkuszem gazety. Podłogi wyłożone są kunsztownym parkietem, w oknie stoi palma, nad fotelem gospodarza wisi oprawny w złotą ramę olej, obok – imponujący empirowy zegar. Rok później, w grudniu 1906 roku, Lachnicki kładzie lakową pieczęć na swoim testamencie. „Życzyłbym [sobie] – pisze – gdyby po mojej śmierci przez dwa lata zbiory moje zostały na miejscu nienaruszone. […] Galerię Obrazów i rysunki zapisuję na rzecz muzeum”...
Nieśmiertelną kulturową sławę Apollo zyskał jako patron sztuki oraz przewodnik muz. Jego legendarne życie obfitowało w bujne przygody, ale i tak nie może ono pod względem wartkości akcji wygrać z dziejami wizerunku „Apolla z dwiema muzami” pędzla Pompei Batoniego...
W XV wieku Brugia była największym miastem handlowym Europy, mogła z nią konkurować jedynie Wenecja. W obu ośrodkach krzyżowały się drogi kupców z całego świata. Wśród wielu rezydujących i pojawiających się w Brugii handlarzy i bankierów dominowali Włosi, a konkretnie...