Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka z ojcem, w naszej stałej rubryce „NieWĄSkie spojrzenie” rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości. W tym odcinku dyskutują o obiektach orientalnych w kontekście kolekcjonerskim.
Chciałabym tym raz porozmawiać z tobą o sztuce dalekowschodniej – czy może szerzej orientalnej – jej recepcji w Polsce i oczywiście aspektach kolekcjonerskich i rynkowych. Nie sposób zacząć tego dialogu bez wspomnienia Mangghi, czyli Feliksa Mangghi Jasieńskiego, wielkiego kolekcjonera, mecenasa artystów, uznawanego za największego darczyńcę Muzeum Narodowego w Krakowie. To jego imię nosi Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie.
No właśnie… japońskiej. To tylko jeden kraj, który zaliczamy do szeroko pojętego Orientu. Doprecyzujmy zatem, czym jest kultura czy sztuka orientu.
W koniecznym skrócie terminem tym określa się wytwory artystyczne powstały „ na wschód” od Europy, a więc na olbrzymim obszarze od Turcji poprzez cały Bliski Wschód po Chiny i Japonię właśnie.
Dawniej uznawano za „orientalne” również artefakty pochodzące z Afryki, a więc nie na wschód, a na południe od Starego Kontynentu. Co ciekawe bliskie sąsiedztwo dawnej Rzeczpospolitej ze światem muzułmańskim, kontakt z jego kulturą artystyczną spowodował w potocznym rozumieniu swoiste zawężenie pojęcia „orientalny” do obiektów z terenów opanowanych przez Turków osmańskich. Zdobycze pochodzące z licznych wojen prowadzonych na wschodzie Rzeczpospolitej w postaci broni, namiotów, kobierców są do dziś trzonem orientalnych kolekcji muzealnych i przypomnę w tym miejscu Wawel, gdzie oprócz ekspozycji wspaniałych namiotów można obejrzeć w skarbcu broń i rzędy końskie zdobyte pod Wiedniem w 1683 roku. W Krakowie oprócz Zamku Królewskiego najlepsze trofea z wiktorii wiedeńskiej posiada również Muzeum Czartoryskich.
W takim razie rozumiem, że zbiory z tego Orientu nam geograficznie najbliższego mamy całkiem pokaźne i na światowym poziomie. Chciałabym jednak wybrać się w podróż dalszą, na Daleki Wschód. W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie znajduje się – jak czytamy na stronie muzeum – ponad 8 tysięcy obiektów, nie licząc sztuki buddyjskiej i hinduistycznej. Za ich początek uznaje się dar Stanisława Giezmera w 1919 roku. To on podarował japońskie wyroby z ceramiki, emalii, kości słoniowej, ryciny i obrazy, które gromadził w czasie swoich podróży. Parę lat temu pokazano w tymże muzeum zbiory Ignacego Jana Paderewskiego, w skład których wchodzi także kolekcja chińskich przedmiotów zdobionych emalią cloisonne. Zbiór ten pokazuje zauroczenie mistrza fortepianu pięknem i maestrią wykonania przedmiotów emaliowanych. To taki estetyzujący rodzaj kolekcjonowania.
Muzeum Narodowe w Krakowie szczyci się z kolei kolekcją tworzoną na bardziej naukowych podstawach, podarowaną w roku 1946 przez Juliana Nowaka (1865-1946).
Postać Feliksa Mangghi Jasieńskiego pozostaje nadal pierwszoplanową w kontekście sztuki japońskiej. Jego dar – ok. 7 tysięcy japoników, w tym ok. 5 tysięcy drzeworytów – pozostaje największym liczebnie, ale to postać profesora Juliana Nowaka zasługuje na szczególna uwagę.
Wszechstronnie wykształcony w kraju i za granicą, rektor UJ, polityk, działacz społeczny, który oprócz wielu aktywności znajdował czas na odwiedzanie muzeów, renomowanych europejskich antykwariatów ze sztuką chińską, utrzymywał kontakty z najlepszymi kolekcjonerami ceramiki chińskiej. Bardziej znany z roli odegranej jako mecenas i kolekcjoner dzieł Stanisława Wyspiańskiego, sam wspominał, że pastele Wyspiańskiego nakierowały jego uwagę na barwy szkliw ceramicznych najwyższej klasy. Efektem jego aktywności kolekcjonerskiej jest zbiór ok. 400 chińskich obiektów ceramicznych pokazanych na pięknej wystawie „W przestrzeni smoka, sztuka chińska w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie” w 2015 roku.
Przypuszczam, że większość zbiorów sztuki orientalnej w instytucjach publicznych w Polsce ma taką proweniencję – to znaczy, że znalazły się w tych zbiorach w wyniku daru prywatnego kolekcjonera. Próżno szukać wśród współczesnych polskich kolekcjonerów takiej pasji do sztuki Dalekiego Wschodu, a przynajmniej o takowej wiem niewiele. Przychodzi mi na myśl wystawa w warszawskim Muzeum Narodowym w 2017 roku „Podróż do Edo. Japońskie drzeworyty ukiyo-e z kolekcji Jerzego Leskowicza” oraz spotkanie z przypadkowo poznanym kolekcjonerem, który skupiał się w swoich poszukiwaniach na utensyliach do herbaty oraz na współczesnej sztuce japońskiej. Był bardzo tajemniczy i raczej niewylewny w opowieściach o swojej kolekcji. Może takim charakterem wyróżniają się osoby, które upodobały sobie sztukę Dalekiego Wschodu i dlatego tak mało ich znamy. Co się stało z tą pasją?
Jednego jestem pewien: aby kolekcjonować sztukę Dalekiego Wschodu trzeba być naprawdę znawcą. Pominę fakt, iż literatura fachowa jest trudno dostępna i często bardzo droga. Dzisiejszy rynek szczególnie w obszarze np. brązów chińskich zalany jest falsyfikatami i trzeba mieć również duże doświadczenie i znajomość technologii wytwarzania tych przedmiotów. Wspomniałaś o kolekcjonerze drzeworytów japońskich – to taka klasyczna dziedzina, która była początkowo w kręgu zainteresowań innego, znanego również tobie kolekcjonera. Od wielu już lat skupia się on jednak na lustrach japońskich. Może warto wyjaśnić, że chodzi o
metalowe lustra polerowane z jednej strony, a wspaniale dekorowane z drugiej. Obecnie w jego kolekcji znajduje się ponad dwieście egzemplarzy.
Niektórym towarzyszą specjalne futerały czy małe meble dekorowane laką będące swojego rodzaju toaletkami. Według mojego rozeznania to chyba największy zbiór tego typu w naszej części świata. Nie omieszkam wspomnieć, że muzeum Manggha w Krakowie nawet nie raczyło odpowiedzieć na propozycję pokazania tej kolekcji w swoich podwojach. Innego zdania było Muzeum Historyczne w Bielsku-Białej, gdzie zbiór był prezentowany w roku 2021. Wystawa była dopełniona drzeworytami i brązami dalekowschodnimi.
Wielka szkoda przede wszystkim dla publiczności, bo to faktycznie zachwycający zbiór i nie ujmując niczego bielskiemu muzeum to kontekst mało a propos. Obserwując rynek międzynarodowy zauważam, że obiekty reprezentujące dawną kulturę Chin czy Japonii potrafią kosztować kwoty przyprawiające o zawrót głowy nawet zaprawionych w aukcyjnych bojach obserwatorów. Największe domy aukcyjne organizują sprzedaże poświęcone bardzo wąskim dziedzinom sztuki Dalekiego Wschodu, np. ze względu na czas powstania, kraj (np. Korea, Chiny czy Japonia), rodzaj sztuki (ceramika, brązy, kaligrafia). Christie’s przeprowadza serię aukcji podczas tzw. Asian Art Week w ramach którego odbywa się seria aukcji sztuki tego regionu, również tej współczesnej. Ai Weiwei może być najbardziej znanym współczesnym artystą chińskim w zachodnim świecie, ale najcenniejsze dzieła chińskie na rynku sztuki powstały dawno przed XX wiekiem, czasem wręcz przed początkiem naszej ery. To fenomen cywilizacji chińskiej, trwającej nieprzerwanie od tysięcy lat. Rozumiem, że sukces gospodarczy Państwa Środka i powstałe dzięki niemu fortuny mają też decydujące znaczenie w kształtowaniu cen na te dzieła sztuki?
Zdecydowanie tak. Nasuwa się tutaj porównanie z rozwojem kolekcji milionerów w USA w XIX wieku – z tą różnicą, że oni sprowadzali na kontynent amerykański sztukę europejską, czyli powstałą gdzie indziej, natomiast chińscy potentaci kupują to, co powstało kiedyś w ich kraju. Wspólny element to tylko miejsce zakupów. Europa jest ciągle swoistym skarbcem wybitnych dzieł sztuki chińskiej, które trafiły tam wskutek wielowiekowych kontaktów handlowych, ale najbardziej cenne przedmioty zostały przywiezione do Europy w XIX wieku wskutek klęsk Chin w wojnach opiumowych i licznych grabieży np. cesarski Pałacu Letni w Pekinie przez Francuzów i Anglików. Wśród chińskich kolekcjonerów toczy się ostra rywalizacja o najlepsze sztuki, funkcjonuje swoiste zjawisko tzw. trofeum, a więc zdobycie czegoś, co uświetni daną kolekcję o przedmiot dla innych nieosiągalny. I stąd np.
cena ponad 25 milinów dolarów, zapłacona podczas aukcji Sotheby’s Hong-Kong (8 kwietnia 2023 rok) za małą – o średnicy 11, 3 cm – porcelanową czarkę z XVIII wieku, malowaną w jaskółki.
Wykonano ją w technice zwanej falangcai, wykonaną dworu cesarskiego w niewielkiej ilości egzemplarzy z których większość znajduje się już w muzeach.
Jakie rekordy zdarzają się wśród japoników? Wydawałoby się, że to rynek tak podobny, a jednak drastycznie inny.
Rynek japoński cechuje dużo mniejsza spektakularność, można go określić jako kameralny, mniej tam takich rekordów.
Ocenia się, że z około ośmiu tysięcy powstałych w 1831 roku egzemplarzy dotrwało do naszych czasów około dwustu w dobrym, kolekcjonerskim stanie zachowania. Każdy pojawiający się na rynku jest gratką dla zbieraczy ale co najciekawsze niekoniecznie tych z Japonii. Mój znajomy obeznany z realiami tamtejszego rynku twierdzi, że to odbicie kryzysu, w jakim pogrąża się Japonia od wielu już lat.
A co sugerowałbyś potencjalnym polskim kolekcjonerom zainteresowanym udaniem się takim Orient Expresem w rejony sztuki z innych obszarów kulturowych niż Europa?
To co zawsze…edukację, odwiedzanie muzeów, również tych naszych o dobrych zbiorach. Nie wspomnieliśmy jeszcze o kolekcjach w Toruniu czy Wrocławiu i – mojej ulubionej – w Wilanowie.
A na zakupy? W Polsce trudno spotkać się z dobrą ofertą sztuki dalekowschodniej. Nie słyszałam o antykwariacie specjalizującym się w tej dziedzinie. Chciałoby się rzec: pustkowia niczym w „Stepach akermańskich”. Czy organizowane u nas aukcje są dobrym miejscem na rozpoczęcie takiej przygody?
Przygody w negatywnym tego słowa znaczeniu: tak. A na poważnie to polecam podążanie tropami wyznaczonymi przez twórcę wilanowskiej kolekcji, Stanisława Kostkę Potockiego, czyli z miejsca, z którego rusza wspomniany Orient Express, czyli z Paryża i innych metropolii na zachodzie Europy.
W najnowszym wydaniu magazynu „Spotkania z Zabytkami”, dostępnym na rynku od stycznia do końca marca 2025 roku, pisarz Jacek Dehnel opowiada o zabytkowych przedmiotach związanych z rytuałami picia herbaty.
Fragment tekstu można przeczytać TUTAJ.
Leszek Wąs – marszand i kolekcjoner, znawca rzemiosł artystycznego, prowadzący galerię w Bielsku Białej. Obecnie jest wiceprezesem zarządu Stowarzyszenia Antykwariuszy i Marszandów Polskich.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka z ojcem, w naszej stałej rubryce „NieWĄSkie spojrzenie” rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości. Tym razem na...
Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka z ojcem, w naszej stałej rubryce „NieWĄSkie spojrzenie” rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości. Tym razem zastanawiają...
Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka z ojcem, w naszej stałej rubryce „NieWĄSkie spojrzenie” rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości. Tym razem biorą na tapet meble różnych epok i ich rynkowe ceny...