Kopiec Krakusa, historia niespełniona
Badania archeologiczne na kopcu Krakusa w Krakowie Fot. NAC
Artykuły

Kopiec Krakusa, historia niespełniona

Z tego artykułu dowiesz się:
  • kto sfinansował „rozbiórkę” kopca
  • czego szukano podczas prac w latach 30.
  • jaki krakowski obrządek wiąże się z kopcem

Kiedy mowa o kopcu Krakusa, po prostu nie da się uciec od tego konkretnego zdjęcia. Chociaż od kiedy wynalazek fotografii zawitał do Krakowa, powstały ich tysiące, jedno zdjęcie z lat 30. wygrywa konkurencję ze wszystkimi. Nastrojowe widoczki zdejmowane przy pomocy dronów, w godzinie, kiedy kładą się długie cienie, a świat wydaje się wreszcie miejscem przychylnym dla ludzi, bledną wobec tego widoku. W obliczu tego jednego obrazu nijaczeją inne stare zdjęcia i wszystkie nowe: bo przedstawia kopiec, jeden z wielu kopców świata, w stanie daleko posuniętej sekcji, jakby ten nie wiedzieć przez kogo, nie wiedzieć kiedy usypany pagór był drobnym ciałem doświadczalnego królika.

fot. NAC
Kopiec Krakusa, historia niespełniona
Badania archeologiczne Kopca Krakusa w Krakowie Rozkopywanie kopca, fot. NAC

We wnętrzu Behemota

Cała jego czapa została usunięta cięciem równym jak od skalpela. Przypomina czaszkę, od której odpiłowano górę. Kopiec, widziany z nieco wyższego punktu, ukazuje całe swoje wnętrze: widać, że zostawiono tylko dość cienką ścianę zwężającą się lejowato ku dołowi. Ale niecałą: po stronie przeciwległej do fotografującego usunięto także wycinek owej ściany, jakby ktoś równiutko wyciął sobie kawałek tortu. Cały korpus kopca jest pogrążony w smolistej czerni, szczyt zaś, ten odcięty i odkopany, świeci jak kość. Świeci też wijąca się zakosem droga u dołu po prawej, zamknięta bramą fortu z 1849 roku. Bardziej jednak przyciągają uwagę wydarzenia na odleglejszym planie: wygląda to jak krajobraz Śląska, poprzerzynany hałdami i kopalniami piasku. Są jeszcze miniaturki ludzi we wnętrzu Behemota: stoją, ubrani na ciemno, tak maleńcy, że ledwie ich można dostrzec. Na razie dokopali się dotąd i choć mieli przestać, nic ich nie powstrzyma przed dalszym kopaniem. To musiało być w pierwszym, może drugim roku prac, a więc w 1934 lub 1935 roku. Wykopaliska i prace nad likwidacją ich skutków potrwały do 1937 roku. Przeprowadzili je Józef Żurowski i Franciszek Jakubik pod patronatem Polskiej Akademii Umiejętności, a pieniądze na całe przedsięwzięcie, wielką jak na owe czasy sumę 100 tysięcy złotych, wyłożył właściciel „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Nic więc dziwnego, że zdjęcie zdobi wycisk, tzw. sucha pieczęć często widywana w Krakowie: słowa układają się w napis „Agencja Fotograficzna Światowid” – czyli własna agencja fotograficzna popularnego „Ikaca”. Planowano, że wykopaliska obejmą ledwie cztery procent powierzchni podstawy kopca, a więc że lej wykopu będzie się bardzo zwężał. W 1937 roku odsłonięto jednak aż 60 proc. podstawy. Najzabawniejsze w całej tej arcypoważnej, z całym naukowym patosem przeprowadzonej wyprawie śladami śpiącego rycerza są rezultaty: badania właściwie do niczego nie doprowadziły.

Owszem, uzyskano wiedzę na temat struktury budowli ziemnej, sposobu jej sypania, daty podstawy do określenia dat granicznych, ale tylko bardzo przybliżone i nieostateczne. Tak jakby kopiec się opierał i wolał pozostać przy dotychczasowej niemocie. Albo – co gorsza – był zwykłą, z wielkim mozołem sypaną kupą ziemi:

16 metrów wysokości,
57 średnicy u podstawy,
8 u szczytu (który jest płaski).

Trzeba jednak pamiętać, że to ledwie babka z piasku usypana na Wzgórzu Lasoty, najwyższym wzniesieniu Krzemionek, wznoszącym się na 271 metrów.

Królewski widok

Już sama jego nazwa – kopiec Krakusa vel Kraka (żeby było bardziej po krakowsku i dało się przy okazji ukuć jakiś lokalny mit) – jest obiecująca: niestety, nie dokopano się do żadnego pochówku osoby znacznej, władcy czy fundatora. Istniały i

nadal krążą teorie, że na Krzemionkach, czyli w dzielnicy, gdzie znajduje się kopiec, podobnych usypisk ziemnych było znacznie więcej.

Nic jednak tego nie potwierdza. Wiadomo – bo można stwierdzić to naocznie – że kopiec jest widoczny z Sali Poselskiej na Wawelu, z miejsca, na którym zasiadali królowie, jakby jego widok miał ich napawać jakąś szczególną mądrością. Pewne, że mieli ładny widok, w linii prostej to nawet niedaleko, niecałe dwa i pół kilometra. Ale czy czerpali z tego powodu jakieś korzyści, czy im się lepiej myślało? Dowodów ani świadectw nie ma.

Wyniki wielkiego kopania i badań przeprowadzonych później były następujące: uznano, że kopiec Krakusa należy do małopolskiej grupy kopców tzw. typu krakuszowickiego, w odróżnieniu od dużo mniejszych i występujący w grupach kurhanów. Należą do niej właśnie kopiec Krakusa, w dużej mierze zniszczony niewielki kopiec w Krakuszowicach niedaleko Bochni, kopiec Salve Regina w Sandomierzu, kopiec Tatarski (lub Przemysława) w Przemyślu, a także być może kopiec w Sólcy niedaleko Przemyśla. Co do tego ostatniego istnieją jednak wątpliwości. Różnią się od kopców innych typów przeznaczeniem, rozmiarami i otoczeniem: są zazwyczaj większe i nie występują wokół nich koncentrycznie ułożone kurhany. Jak dawniej uważano, wszystkie powstały we wczesnym średniowieczu i miały być miejscem pochówku miejscowych władców:

kopiec Krakusa miałby więc być grobowcem Kraka, założyciela Krakowa i państwa Wiślan. Problem w tym, że uparte kopanie z lat 30. ubiegłego wieku, kopanie dosłownie do upadłego, do samego dna, nie dało nic czy może bardzo niewiele.

Dotyczy to nie tylko kopca Kraka vel Krakusa. Doktor Marek Florek w swojej pracy poświęconej małopolskim kopcom podkreśla np., że kopiec zwany kopcem Salve Regina w Przemyślu – uważany oczywiście za niezwykle stary grobowiec założyciela miasta, Sudomira – jest naturalnie utworzonym pagórkiem, być może z niewielką ludzką pomocą, a cała historia o Sudomirze jest wytworem bujnej wyobraźni miejscowych XX-wiecznych kronikarzy. Podobnie wygląda sytuacja z tzw. kopcem Tatarskim. Kolejne kopce tu odpuszczam, zainteresowanych odsyłam do pracy dr. Florka. Nadmienić jedynie wypada, że

również teorie wiążące krakowski kopiec Wandy, córki Kraka, z kopcem Krakusa, trudno wybronić: powstały bowiem stosunkowo niedawno i nie ma na nie żadnych dowodów: kopiec Wandy nigdy nie był wnikliwie penetrowany.

Rękawka

Co innego z kopcem Krakusa, który został zbadany aż nadto dogłębnie: z dzisiejszej perspektywy wygląda to tak, jakby bogaty sponsor całej akcji, ten pan ze zdjęć Światowida, redaktor Marian Dąbrowski, uparł się, żeby kopać do upadłego, aż się cokolwiek znajdzie. Upatrywał swoich nadziei w źródłach pisanych: opierał się na kronice Długosza, który napisał, że dwaj synowie władcy pochowali go na szczycie wzgórza, a lud w hołdzie usypał mu kopiec. Dąbrowski pożądał sukcesu: odnaleźć grobowiec założyciela miasta, takiego miasta, to byłaby nie lada gratka – szczególnie dla dziennika wychodzącego w niebagatelnym, ćwierćmilionowym nakładzie. Spełniłoby się marzenie, reklama po kres dni byłaby zapewniona (ten kres okazał się zresztą nieoczekiwanie bliski, „Ikac” przestał się ukazywać wraz z nadejściem wojny). Niestety,

klęska była równie wielka jak oczekiwania. Oto, co znaleziono: ślady osadnictwa z epoki łużyckiej (czyli mniej więcej od 1300 roku p.n.e. do 400 roku n.e.), zawieruszone tam najprawdopodobniej podczas budowy, palenisko, także przemieszczone podczas sypania kopca, oraz szkielet dziecięcy – również niepochowany w kopcu, a umieszczony w nim wraz z budulcem.

Przybliżone datowanie powstania budowli określono na 500 rok n.e.

Jednak znaleziona u podstawy kopca skuwka typu awarskiego miała pochodzić z VII lub VIII wieku n.e. i to raczej ona wyznacza dolną granicę wieku kopca. (Nowsze badania, z lat 70., przesuwają zaś górną granicę do X wieku: pół metra pod warstwą szczytową znaleziono czeski denar z lat 972–999).

Ciekawsze jest chyba to, czego kopiący dowiedzieli się na pewno: oś kopca tworzył wysoki słup drewniany, od którego promieniście rozbiegały się wiklinowe przegrody. W każdej z przegród usypywano i ubijano ziemię z kamieniami, tworząc tym samym ścisłą i trwałą strukturę.

fot. NAC
Kopiec Krakusa, historia niespełniona
Korzenie dębu wydobyte na poziomie 3 metrów poniżej współczesnego szczytu kopca Krakusa. W tle panorama Krakowa, ok. 1934 r.

Na szczycie kopca zasadzono niegdyś przedchrześcijański symbol – dąb, na którego potężne korzenie natrafiono podczas wykopalisk. Profesor Władysław Szafer określił na ich podstawie wiek drzewa na 300 lat, a że musiało zostać ścięte jako symbol pogański wraz z przyjęciem chrztu, to data ukończenia kopca po raz kolejny się lekko przesuwa. To wszystko właściwie trochę nieważne, trochę niepewne, bo i Szafer mógł się mylić.

Pewne jest tylko to, czego nie ma: nie ma Kraka, nie ma pochówku i tak naprawdę nie wiemy, po co ten kopiec powstał.

Związany z nim jest znany krakowski obrzęd, Rękawka: wypada najczęściej we Wtorek Wielkanocny, toczy się podczas niego i rzuca jajkami, symbolem nowego życia. Nawiązuje jednak nie do tradycji chrześcijańskiej, ale do słowiańskiej wiosennej tradycji święta zmarłych, obchodzonego po pierwszej wiosennej pełni. Nazwa wzięła się od nazwy kopca, który na rycinie Mathäusa Meriana Starszego i Vischera de Jonge z mniej więcej 1600 roku nosił jeszcze nazwę „Tumulus dictus Rekawka”, czyli kopiec zwany Rękawka. Naczytałem się o tym pagórze, poszedłem na niego nawet popatrzeć, ładnie wygląda. Aż mi żal myśleć o biednym redaktorze Dąbrowskim, który zafundował sobie całe to kopanie po nic. Albo i nie: powstała cudowna, bajkowa opowieść fotograficzna o zawiedzionej ludzkiej próżności, o nic niewartych źródłach i mitach założycielskich, które nieopatrznie się bada. Zamiast grobowca – skamieniałe, olbrzymie korzenie dębu dominują nad przemysłowymi przedmieściami Krakowa. Zamiast pozostałości osady czy ostrokołu, czegokolwiek, czym można by się pochwalić w mediach – zdjęcia równo ściętej czapy kopca, która wygląda jak dzieło rzeźbiarza surrealisty, który postanowił usypać kopiec z jeziorem na szczycie, a teraz czeka już tylko, aż spadnie wielki deszcz (a on nie chce padać). Zamiast licznych skorup i grotów – zdjęcia ziemnej ściany, wykonane jakby z rozpaczy, że nie ma nic innego do fotografowania. Wreszcie cały wysyp tych wszystkich doktorów, profesorów, stareńkich, siedzących na stołkach, zdjęcia miotającego się w ferworze Dąbrowskiego z łopatą – on wie, jest pewien, że już za chwilę do czegoś dokopie, a tu nic. Czasem, myślę sobie, lepiej zostawić rzeczy takimi, jakimi się jawią na pierwszy rzut oka. A kopać, bardzo proszę, lepiej jednak niczego nie zakładać z góry.

1. Fot. NAC
2. fot. NAC
Kopiec Krakusa, historia niespełniona
mężczyzna ze szpadlem podczas prac wykopaliskowych
Marian Dąbrowski własnoręcznie ima się łopaty w trakcie prac wykopaliskowych w Kopcu Krakusa. Kraków, 1935 r.

Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotklania z Zabytkami” nr 1/2024

Wojciech Nowicki

Pisarz i kurator wystaw fotograficznych. Opublikował eseje o fotografii "Dno oka", "Odbicie" i "Tuż obok", a także tomy prozatorskie "Salki" i "Cieśniny". Zajmuje się także krytyką kulinarną. Mieszka w Krakowie.

Popularne

Nowoczesność za Plantami

Wawel, Rynek Główny, Barbakan. Ewentualnie, jeśli wystarczy czasu i motywacji: Kazimierz i Nowa Huta. Trzy plus dwa, żelazny zestaw na weekend w Krakowie. Co w nim złego? Nic. Wręcz przeciwnie. Tyle tylko, że czasem potrzebujemy czegoś innego... Subiektywna selekcja rarytasów, czyli co warto zobaczy w Krakowie, jeśli nie chcesz oglądać tego, co zwykle...