Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Zielona Puszcza Bolimowska, mazowiecka wieś pamiętająca czasy średniowiecza, barokowy pałac, a wokół francuski ogród i sentymentalny park pełen wijących się alei. Oczami wyobraźni można tam dostrzec eleganckie panie w balowych sukniach i śmietankę towarzyską bawiącą pod altaną w otoczeniu egzotycznych roślin. Mowa o Nieborowie i położonej nieopodal Arkadii, dawnych ziemiach szlacheckich kryjących w sobie założenia architektoniczno-ogrodowe, których czasy świetności przypadły na okres zamieszkiwania tych terenów przez rodzinę Radziwiłłów.
Kardynał od samego początku był na językach okolicznej szlachty, która wszem i wobec rozpowiadała plotki na temat Radziejowskiego i jego kuzynki Katarzyny Konstancji Towiańskiej
Podróż po nieborowskich włościach rozpoczniemy od pałacu. Dzięki badaniom konserwatorskim z ubiegłego stulecia wiemy, że od XVI w. na jego miejscu stał dość typowy dla polskiej wsi dwukondygnacyjny dworek szlachecki. Dopiero w ostatniej dekadzie XVII w. nieborowskie dobra trafiły w ręce kardynała Michała Stefana Radziejowskiego, istotnego mecenasa sztuki czasów baroku, który ufundował w tym miejscu reprezentacyjny pałac. Kardynał od samego początku był na językach okolicznej szlachty, która wszem i wobec rozpowiadała plotki na temat Radziejowskiego i jego kuzynki Katarzyny Konstancji Towiańskiej. Mówiono, że Katarzynę i Michała łączyła bardzo bliska relacja, a sam pałac był wznoszony wyłącznie z myślą o niej.
Nigdy nie dowiemy się jak było naprawdę, to co jednak pewne to fakt, że rozbudowy rezydencji podjął się holenderski architekt prężnie działający na ziemiach polskich, Tylman z Gameren. Tylman nie miał łatwego zadania. Zastał na miejscu fundamenty dworu, do których musiał dopasować nowe podziały wnętrza. Ten pozorny brak swobody nie przeszkodził mu jednak w stworzeniu nowoczesnego budynku, który stał się wyrazem swoich czasów.
Powstał zatem dwukondygnacyjny pałac na planie wydłużonego prostokąta, do którego dostawiono dwie, nieco wyższe wieże. Aby uatrakcyjnić bryłę, tylna i przednia ściana budynku zostały wyposażone w tak zwane ryzality, czyli lekko wysunięte z elewacji fragmenty bryły.
Kształt pałacu i dekoracja zewnętrzna dotrwały do naszych czasów w prawie niezmienionej formie
Tylman zwieńczył ryzality trójkątnymi przyczółkami i zaopatrzył je w charakterystyczne dla swojej architektury, bardzo wysokie okna nazywane z francuska portfenetr. Ściany udekorował dodatkowo delikatnym ornamentem złożonym z muszelek, owoców i kwiatów. Kształt pałacu i dekoracja zewnętrzna dotrwały do naszych czasów w prawie niezmienionej formie. Dziś nie zobaczymy już tylko francuskich okien, które zamieniono w czasach rokoka na okna o innym kształcie.
Wchodząc do wnętrza w dolnej kondygnacji z czasów Radziejowskiego, ruszylibyśmy przez przestronną sień do obszernych komnat o funkcji użytkowej. Wyżej poprowadziłyby nas dwubiegowe schody biegnące na reprezentacyjne piętro. Istnieje jednak spore prawdopodobieństwo, że w pierwszych latach użytkowania pałacu, górna kondygnacja pozostawała niewykończona. Wiemy, że nie było tam pieców ani kominków. Istniały za to wewnętrzne korytarzyki i dodatkowe schody umieszczone w wieżach, które były przeznaczone dla służby. Miało to usprawnić codzienne życie i pracę. Wyobraźmy sobie, że kardynał przechadza się po pałacu w swoim odświętnym stroju, a obok przebiega służący z węglem. Dzięki ukrytym przejściom taka sytuacja nigdy nie mogła mieć miejsca.
Ważną oprawą dla nieborowskich ceremonii był również okazały ogród otaczający rezydencję. Prawdopodobnie w pierwszej wersji został zaprojektowany razem z barokowym pałacem w XVII w., ale nie mamy żadnych rysunków, które pozwoliłyby na odwzorowanie tego najstarszego parku
Nie wiemy jak dokładnie wyglądało wyposażenie wnętrz z tego czasu, jednak biorąc pod uwagę zewnętrzny wygląd pałacu można powiedzieć, że nieborowska rezydencja jest przykładem bardzo eleganckiej, minimalistycznej architektury w stylu klasycznego baroku. Nie mamy tu zbędnego przepychu stereotypowo kojarzonego z architekturą przełomu XVII i XVIII w. Tylman z Gameren daleki był w swoim projekcie od złoceń, falujących elewacji i wież przypominających formą rakiety wylatujące w kosmos. Inspirując się prostą, angielską architekturą, zwaną architekturą palladiańską, przeszczepił te formy na polski grunt. Nie jest to jednak inspiracja pozbawiona lokalnego charakteru. Polskiego sznytu nadają budowli narożne wieże, które kojarzą się z tutejszą architekturą dworską i pałacową. W takiej wersji bryłę pałacu możemy oglądać do dziś, ale to, co działo się w środku, to już zupełnie inna historia. W 1765 r. właścicielem nieborowskich włości został wileński wojewoda, Michał Kazimierz Ogiński, który podążając za rokokową modą z wielkim rozmachem przystąpił do nowej aranżacji komnat. Nie znamy architekta, który był autorem tej przebudowy, ale stosunkowo niska kwota na rachunku, jaki zachował się do naszych czasów wskazuje raczej na niezbyt znaczącego projektanta i dowodzi, że autorem nowej aranżacji mógł być sam właściciel.
Rokoko to czas przytulnych pokoików przypominających pastelowe domki dla lalek albo wnętrza szkatułek z biżuterią. Ogiński właśnie tak wyobrażał sobie swój modny, nieborowski pałac. Najpierw postanowił pomieszczenia parteru połączyć z ogrodem za pomocą kilku nowych drzwi. Dalej w rokokowym stylu przebudował klatkę schodową, którą udekorowano holenderskimi kaflami z niebieską dekoracją. Prawdziwe szaleństwo rozpoczęło się dopiero na piętrze. Sień zamieniono na galerię obrazów i doświetlono. Wstawiono marmurowe kominki i kaflowe piece w odważnych kolorach takich jak zieleń czy fiolet. Na ścianach pojawiły się chińskie tkaniny, kwiatowe tapety, atłasy, pozłacane listwy i lustra. Dziś najwięcej elementów wyposażenia z tego czasu znajduje się w Salonie Czerwonym.
Z biegiem lat zmieniały się mody, ale też okoliczności polityczne. Hetman Ogiński, jako jeden z przywódców konfederacji barskiej, po jej upadku w 1771 r. został zmuszony do wyjazdu na emigrację do Francji. Problemy finansowe i raczej nikła perspektywa powrotu do kraju skłoniły go do sprzedania Nieborowa. W ten sposób kolejnym właścicielem pałacu w 1774 r. stał się Michał Hieronim Radziwiłł, wojewoda wileński, podobnie jak poprzedni gospodarze, postać kontrowersyjna i ekscentryczna. Radziwiłł, ale też jego słynna żona Helena z Przeździeckich, sympatyzowali z dworem pruskim i rosyjskim. Byli parą niezwykle popularnych i bogatych celebrytów epoki stanisławowskiej. W czasach ich bytności w Nieborowie przez rezydencje przewinęły się takie postaci jak caryca Katarzyna II, Stanisław August Poniatowski czy król saski Fryderyk August. Podczas tych niecodziennych wizyt odprawiano niesamowite uczty i zabawy, na których jedzono raki, kaczki w sosie pomarańczowy, pito arat i wykwintne wina.
Wprowadzono białe lamperie i białe kafle. Bieli było tak dużo, że reprezentacyjną salę na piętrze zaczęto odtąd nazywać Salą Białą. Jest to jedno z tych pomieszczeń, które do dziś najlepiej oddają charakter oświeceniowej mody. Znajduje się tam marmurowy kominek projektu Szymona Bogumiła Zuga, a na ścianach minimalistyczne sztukaterie z antycznymi ornamentami
Takie imprezy wymagały odpowiedniej oprawy. Już nie rokokowej, która z biegiem lat stała się passe, a bardziej stonowanej i eleganckiej pasującej do oświeceniowych czasów czerpiących z antyku. Architektem mającym zgodnie z obowiązującymi trendami przearanżować pałac nieborowski był Szymon Bogumił Zug, który przy pomocy malarzy i sztukatorów zaczął stopniowo projektować nowe wnętrza. W tym czasie powstało też kilka projektów wprowadzających zmiany w zewnętrznym wyglądzie rezydencji, jednak żaden z nich nie został wprowadzony w życie. Widocznie barokowa, jasna elewacja nie gryzła nowych właścicieli tak bardzo, jak cukierkowe wnętrza. Skupiono się zatem na wymianie kolorowych tapet na jaśniejsze i mniej pstrokate. Wprowadzono białe lamperie i białe kafle. Bieli było tak dużo, że reprezentacyjną salę na piętrze zaczęto odtąd nazywać Salą Białą. Jest to jedno z tych pomieszczeń, które do dziś najlepiej oddają charakter oświeceniowej mody. Znajduje się tam marmurowy kominek projektu Zuga, a na ścianach minimalistyczne sztukaterie z antycznymi ornamentami.
Ważną oprawą dla nieborowskich ceremonii był również okazały ogród otaczający rezydencję. Prawdopodobnie w pierwszej wersji został zaprojektowany razem z barokowym pałacem w XVII w., ale nie mamy żadnych rysunków, które pozwoliłyby na odwzorowanie tego najstarszego parku. Możemy domyślić się, że był to ogród w typie francuskim rodem z Wersalu, w którym każde źdźbło trawy zostało podporządkowane człowiekowi.
W II połowie XVIII w., kiedy prace prowadził tu Szymon Bogumił Zug, moda na ogrody była już znacznie inna. Geometryczne trawniki pozbawione naturalnego charakteru zaczęły ustępować miejsca ogrodom angielskim, bardziej dzikim i pozornie pozbawionych ingerencji architekta. Pozornie, bo projektant często tę naturę poprawiał, jednak w taki sposób żeby nie było to widoczne dla oka spacerowicza.
Zug w Nieborowie skupił się na otwarciu pejzażu, projektując za pałacem rozległe trawniki. Dalej biegła istniejąca już wcześniej aleja prowadząca w stronę puszczy, a nieco z boku nieborowski kanał zaprojektowany w miejscu przepływającego strumienia. Otaczały go liczne, węższe alejki zamykane szpalerami lip i wiązów, pergole, altany oraz boskiety. Ale to jeszcze nie wszystko. W latach 90-tych Radziwiłłowie kupili w Dreźnie okazałą kolekcję drzew cytrusowych, które potrzebowały odpowiednich warunków przechowywania. Zug specjalnie dla nich zaprojektował dwie oranżerie, a w ich towarzystwie ananasarnię i figarnię. Stuprocentowa ekstrawagancja. Jednak poza ekscentrycznymi kaprysami, Radziwiłłowie mieli na uwadze również rozbudowę infrastruktury gospodarczej dającej realne zyski. Tym sposobem Zug zbudował w Nieborowie nowy zespół stajni i wozowni, siedzibę rządcy czy domki oficjalistów. Zmodernizował też dawne budynki browaru, tworząc tak zwaną Manufakturę.
Nieborowski ogród pamiętający czasy baroku nie dawał Zugowi jako nowoczesnemu architektowi krajobrazu zbyt dużego pola manewru. Jednak okazja do pokazania pełni umiejętności pojawiła się szybciej niż Zug mógłby się spodziewać. W 1778 r. Radziwiłłowie kupili okoliczną wieś Łupia znajdującą się kilka kilometrów od Nieborowa. To właśnie tam Helena Radziwiłłowa z pomocą Zuga zrealizowała swoje marzenie o ogrodowym raju na ziemi, Arkadii.
Skąd nazwa? Arkadia to mityczna kraina wiecznej szczęściwości. Literacki motyw popularny od czasów Wergiliusza, rozpowszechniony później przez nurt literatury przyrody reprezentowanej przez Johna Miltona czy Daniela Dafoe. W powieściach z tego czasu występowały tajemnicze ogrody lub parki, na tle których rozgrywały się sentymentalne historie bohaterów. Jeżeli do tej solidnej bazy literackiej dodamy modę na angielski ogród i oświeceniową filozofię, mówiącą o powrocie człowieka do natury, przestaje dziwić potrzeba stworzenia własnej pasterskiej idylli służącej do odpoczynku i sentymentalnych rozmyślań. Tej idei nie mogła oprzeć się Helena Radziwiłłowa, która – podobnie jak jej znane koleżanki takie jak Izabela Czartoryska – podążając za popularnymi prądami, postanowiła od zera zaprojektować park o skomplikowanym znaczeniu symbolicznym. Prace w Arkadii trwały od 1780 r. do śmierci właścicielki w 1820 r. Obok Szymona Bogumiła Zuga, ważnym projektantem ogrodu został również młody Henryk Ittar, który w późniejszym okresie wprowadził do parku romantyczną estetykę.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Zamek Piastów Śląskich w Brzegu jest najwspanialszą renesansową rezydencją książęcą na Śląsku. Budowla z wewnętrznym dziedzińcem na wzór włoski ukształtowana została pod wrażeniem Zamku Królewskiego na Wawelu. Spośród rezydencji książęcych na Śląsku zamek w Brzegu zajmuje szczególną pozycję. Był siedzibą...
Imponująca kuchnia z wielkim paleniskiem, szafarz zajmujący się zaopatrzeniem, wśród zapasów połcie mięsa, beczki soli, śledzi i masła, figi, daktyle i wino. Do tego sala jadalna wielkości kościoła z witrażami, freskami i kolumnami. Przepych uczt na zamku w Malborku miał za zadanie utrzymanie wizerunku państwa krzyżackiego jako potęgi nie do pokonania.
Wojenna tułaczka Teresy Żarnower od 1940 od 1945 roku przez Paryż, Lizbonę i Toronto do Nowego Jorku stała się dla niej tym, o czym pisał Andrzej Turowski: podróżą do końca nowoczesności...