Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Historia, którą chcę opowiedzieć, została już przetłumaczona na język angielski, francuski, niemiecki, hiszpański i włoski. I choć ci, którzy mieli w niej swój udział, dawno odeszli, to wciąż – szczególnie gdy toczy się wojna, a dziedzictwo Ukrainy jest regularnie niszczone – warto opowiedzieć ją po raz kolejny. Mowa o historii Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego.
Marian Toporowski, puszkinista i wieloletni pracownik Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, spisując swoje wojenne wspomnienia szczególnie skupił się na 1943 roku. Kolejnym roku wojny i okupacji. Był to czas, kiedy na teren UW wejść mogą tylko osoby ze specjalną przepustką. Pracownikom i pracowniczkom biblioteki dni mijały na zwykłej, regularnej pracy bibliotekarza. Jednak podczas ich rozmów pojawiały się historie o aktach oporu, aresztowaniach i śmierci. Nocne bombardowania zmuszają ich do wprowadzenia dyżurów przeciwlotniczych. Biblioteką Uniwersytetu Warszawskiego zarządzał wtedy niemiecki komisarz, slawista Wilhelm Witte. BUW, Biblioteka Narodowa oraz Biblioteka Ordynacji Krasińskich tworzyły jedną instytucję – Staatsbibliothek Warschau. Jednak nieformalnie BUW-em zarządzał Adam Lewak, przedwojenny dyrektor, który na czas wojny zamieszkał w bibliotece.
Rok 1943 to czas względnego spokoju, jednak wciąż żywe były wspomnienia z września 1939 roku, kiedy gmachy sąsiadujące z największą wtedy w Polsce biblioteką, Pałac Kazimierzowski i Archiwum, płonęły od pocisków bomb zapalających przez trzy dni i trzy noce. Marian Toporowski opisuje, że „trzy razy jęzory ognia lizały księgozbiór”. W gmachu starego BUW-u przebywały setki rannych, chowali się w sieni, na schodach, w kotłowniach i piwnicach. W tym czasie odłamki podziurawiły dach biblioteki. Dach, który był jedynym zabezpieczeniem cennych zbiorów.
W 1817 roku przy Uniwersytecie Warszawskim powstała Biblioteka Publiczna. Ale tworzący ją księgozbiór istniał wcześniej. Był bowiem rdzeniem Biblioteki Szkoły Rycerskiej i Liceum Warszawskiego.
Innym początkiem jest rok 1894, kiedy księgozbiór przeniesiony został z Pałacu Kazimierzowskiego do nowego gmachu na terenie kampusu UW. Jego budowa rozpoczęła się w 1891 roku. Za jej projekt odpowiadali Antoni Jabłoński-Jasieńczyk i Stefan Szyller, który zaprojektował również bramę Uniwersytetu Warszawskiego, Zachętę czy Gmach Główny Politechniki Warszawskiej.
Planując gmach biblioteki, należało wybrać styl, który w jak najlepszy sposób opowiadałby o jej funkcji. Jej wygląd miał odnosić się do renesansowego humanizmu, do atmosfery włoskich miast czasów odrodzenia, czerpiących z dziedzictwa antyku. Dlatego też stary BUW zdobią rzeźby Sofoklesa i Demostenesa, popiersia Homera, Sokratesa czy Ezopa, tympanon z przedstawieniami greckich bogiń, a nad fasadą frontową góruje przedstawienie Apoteozy Wiedzy i Nauki – przez Mariana Toporowskiego rzeźby te określane były jako Trzy Gracje.
Jednak ważniejsze od tego, co na zewnątrz budynku, było wnętrze biblioteki. Istna wieża Eiffla. Dwie trzecie kubatury gmachu zajmował magazyn książek. Było to pomieszczenie wysokie na 17 metrów, o powierzchni przyziemnej 499 m.kw., a w nim konstrukcja zwana „rusztem”, zbudowana w tej samej nowoczesnej technologii, co wzniesiona parę lat wcześniej niż wspomniana paryska wieża.
Siedem kondygnacji półek na książki, na każdej czternaście korytarzy o długości 21 m. oraz rzędy stalowych filarów. Każda kondygnacja była oddzielona od pozostałych ażurowymi, żeliwnymi płytami.
Jak pisał Marian Toporowski:
„Jeśli na najwyższym piętrze upadnie ci wieczne pióro, przeleci przez ruszty sufito-podłóg aż do podziemi, gdzie rozbije się o podłogę z betonu”.
Taki projekt magazynu miał chronić zbiory przed największym zagrożeniem, jakim był pożar. Całość była oddzielona od pomieszczeń udostępniania i pracowni bibliotecznych ścianą przeciwpożarową. Wierzono, że „zblokowany” papier, ściśnięty na metalowych półkach, nie będzie się łatwo palił. Ta lekka konstrukcja, nieobciążająca ścian budynku, przykryta była dachem. Dachem, który nie uwzględniał ochrony zbiorów od strony nieba. A to właśnie stamtąd w czasie II wojny światowej groziło kolekcji największe zagrożenie w postaci bomb zrzucanych z samolotów. Cały magazyn nie posiadał żadnego stropu, który mógłby osłabić uderzenie. Jeśli bomba zapalająca – skonstruowana, by wywołać pożar, a takie właśnie uderzały w sąsiadujące gmachy UW – uderzyłaby w budynek, to w ciągu kilku chwil cały księgozbiór największej polskiej biblioteki mógł stanąć w ogniu. Były dyrektor Wacław Borowy – widząc to ogromne zagrożenie – starał się jeszcze przed wojną o wybudowanie stropu nad magazynem. Niestety, bezskutecznie.
Po wydarzeniach 1939 roku w bibliotece nie było żadnego całego okna.
Bibliotekarze i bibliotekarki zabezpieczyli zbiory, na ile tylko pozwoliły im skromne środki, załatali setki dziur w dachu. Cały czas pozostawała obawa, że jedna bomba może zniszczyć cenny księgozbiór. Zarządzenia okupacyjne zabraniały użycia materiałów budowlanych do innych celów niż wojskowe. Budowa stropu z niemieckim komisarzem zarządzającym biblioteką nie mogła mieć miejsca, aż do 1943 roku. Wtedy w bibliotece pojawił się młody architekt Tadeusz Miazek. Zaskoczył Mariana Toporowskiego celem swoich bibliotecznych poszukiwań. Szukał informacji o planach Pińczowa, który w 1939 roku został mocno zniszczony. Toporowski pochodził z tych okolic, więc z łatwością wskazał mu odpowiednie pozycje z księgozbioru.
Tak zaczęła się ich krótka znajomość. Tadeusz Miazek miał należeć do konspiracyjnej komórki urbanistyczno-architektonicznej, która opracowywała zasady odbudowy po wojnie. Toporowski nie mógł stracić takiej okazji i wspomniał Miazkowi o problemie stropu. Zaprowadził go na najwyższą kondygnację magazynu pokazując, jak zbudowana jest biblioteka. Architekt potwierdził jego obawy – jedna bomba zapalająca może zniszczyć cały zgromadzony księgozbiór.
Na szczęście na tym stwierdzeniu rozmowa się nie zakończyła. Miazek zapytany przez Toporowskiego o budowę stropu, miał odpowiedzieć: „Głupstwo, wszystko da się zrobić”.
I tak właśnie się stało. Toporowski przekonał do pomysłu Adama Lewaka. Ten z kolei wziął na siebie niemieckiego komisarza, który przymknął oko na budowę w bibliotece. Miazek zgromadził niezbędne materiały i ludzi. Budowa stropu trwała kilka tygodni.
Marian Toporowski nie znał wcześniej Tadeusza Miazka. Nie wiedział, że był on starszym asystentem Adolfa Szyszko-Bochusza, jednego z czołowych architektów dwudziestolecia międzywojennego. Nie wiedział również, że Tadeusz Miazek współpracował przy organizacji ważnej wystawy „Warszawa wczoraj, dziś i jutro”, prezentowanej w 1938 roku w Muzeum Narodowym w Warszawie. Razem z architektem Zygmuntem Stępińskim w pracowni przy dawnej ulicy Piusa XI 38 m. 1 przygotowywali modele do stoiska Elektrowni oraz do działu „Komunikacja”. Inicjatorem wystawy był prezydent Warszawy, Stefan Starzyński, który – jak później dowiedział się Marian Toporowski – architekta znał i bywał u niego w domu.
Tadeusz Miazek umarł w lipcu 1944 roku – powodem śmierci był udar, którego nabawił się na nadwiślańskiej plaży. Nie pozostawił po sobie wielkich realizacji architektonicznych. Znamy jedynie parę jego projektów, w tym niezrealizowany meczet w Warszawie, który dał mu I miejsce w konkursie Stowarzyszenia Architektów Polskich w 1936 roku. Przypadek, ale i obywatelska postawa oraz jego troska o dobra kultury, sprawiły, że jego najważniejszym projektem stał się właśnie strop starej Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Znaczenie tego projektu jest tym większe, że w grudniu 1944 roku dwie bomby zapalające faktycznie uderzyły w gmach starego BUW-u. Wzmocniona konstrukcja ochroniła zbiory przed zniszczeniem.
Historię tę chciałabym zakończyć słowami Mariana Toporowskiego: „Nigdy nie można przewidzieć, jakim ześlizgiem losu, gdzie i kiedy opłacą się społeczeństwu dziwne ludzkie opętania i deficytowe sentymenty”. Swoje istnienie księgozbiór Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego zawdzięcza zaangażowaniu przypadkowej osoby, która zdołała swoim entuzjazmem nakłonić do działania kolejne i w ten sposób ochronić bezcenne dobra kultury.
Obecnie biblioteka ma już nowy, imponujący gmach. Stary BUW został przebudowany na sale wykładowe. Można w nim jednak nadal zobaczyć pozostałości dawnego „rusztu”, które przemalowane na kolor amarantowy stoją również przed obecną biblioteką na ulicy Dobrej.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Pomysł odwiedzania przedwojennych sklepów i innych miejsc użyteczności publicznej, utrwalania ich na zdjęciach i planowany w przyszłym roku albumowy przewodnik po nich powstał dzięki pojawieniu się w moim życiu stareńkiej przestrzeni w Szczecinie oraz dzięki wizycie w podobnym miejscu w...
Muzeum Warszawy, niedługo po paryskim Centre Pompidou, pokazuje wystawę prezentującą twórczość Moshego Vorobeichica, znanego też jako Moi Ver. Odkryty na nowo wybitny awangardowy fotograf, malarz i grafik, absolwent Bauhausu, mieszkaniec Wilna, Paryża, Tel Awiwu, pozwala spojrzeć na dzieje I poł....
W tym niewielkim, trochę zapomnianym miasteczku na Kujawach zlokalizowany był jeden z najstarszych żeńskich zakonów w Polsce – Zakon Kanoniczek Regularnych Premonstratensów, czyli norbertanek. Od samego początku przeznaczony był dla panien z dobrych domów, które przez siedem wieków kontynuowały w...