Moi Ver, Bez tytułu (Polska), ok. 1931 r.
Fot. Yossi Raviv-Moi Ver Archive
Wywiady

Moi Vera życie w awangardzie

Muzeum Warszawy, niedługo po paryskim Centre Pompidou, pokazuje wystawę prezentującą twórczość Moshego Vorobeichica, znanego też jako Moi Ver. Odkryty na nowo wybitny awangardowy fotograf, malarz i grafik, absolwent Bauhausu, mieszkaniec Wilna, Paryża, Tel Awiwu, pozwala spojrzeć na dzieje I poł. XX wieku z wielu punktów widzenia, zawsze – wrażliwym okiem artysty. O historii twórcy opowiada kuratorka wystawy i dyrektorka Muzeum Warszawy, Karolina Ziębińska-Lewandowska.

Fot. Yossi Raviv-Moi Ver Archive
Moi Vera  życie w awangardzie
Moi Ver, Paryż, wyd. Jeanne Walter, 1931r.

W opisie wystawy czytamy, że Moi Ver to czołowy twórca fotograficznej awangardy lat 20., wykształcony w Bauhausie, działający w Paryżu. A ja, powiem szczerze, pierwszy raz usłyszałam o tym artyście, kiedy przygotowywałaś tę wystawę dla Centre Pompidou.

Nie ty jedna. Miał różne tożsamości, także artystyczne, kilkukrotnie zmieniał imię i nazwisko na drodze z białoruskiej wioski, przez Wilno, Dessau, Paryż do Tel Awivu, gdzie w w 1995 roku umarł. Mojżesz Worobejczyk, Moshe Vorobeichic, Moshe Raviv i Moi Ver to ta sama osoba. Moja przygoda z nim zaczęła się lata temu, od przygotowań do wystawy o fotomontażu polskim w Zachęcie. Robiłam kwerendę i trafiłam do Żydowskiego Instytutu Historycznego, do Jana Jagielskiego. Pokazał mi książeczkę o Wilnie z fotomontażami dzielnicy żydowskiej, podpisaną: Moshe Vorobeichic. Zapis europejski, nazwisko brzmiące polsko. Jagielski skontaktował mnie z historykiem Jerzym Tomaszewskim, a on skierował do rodziny artysty. I tak, 17 lat temu, pojechałam na dwa tygodnie do Tel Awiwu i wpadłam po uszy.

Zobaczyłaś tam jego artystyczną schedę…

Nieprawdopodobną! Udało mi się przejrzeć jego archiwum zdeponowane w mieszkaniu żony i córki. Chciałam go pokazać w Zachęcie, jednak nie doszło do tego, bo spadkobierczynie nie zdecydowały się wypuścić zbiorów z Izraela. Dopiero w następnych latach zaczęły pojawiać się punktowo działania wokół jego fotografii awangardowej, związane z jego książką – “Paris” (Paryż, 1931) i projektem “Ci-Contre” (Naprzeciw, 1931). Pracując w dziale fotografii paryskiego Centre Pompidou próbowałam przekonać wszystkich, że to postać do odkrycia, ale nie chcieli ryzykować nieznanym nazwiskiem. Rozpoczęły się rozmowy, by odkupić od niemieckich kolekcjonerów makietę książki “Ci-Contre” – arcydzieła fotografii awangardowej. Kiedy pracę zakupiono ze statusem “skarbu narodowego”, dostałam zielone światło dla wystawy, a spadkobiercy otworzyli się na współpracę. To długa i równie zawikłana oraz niesprzyjająca promowaniu artysty, jak jego życie.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

W takim razie przyjrzyjmy się temu życiu – zmiany miejsc, nazwisk, afiliacji artystycznych. Można się pogubić!

Jego archiwum odzwierciedla XX-wieczny życiorys środkowoeuropejskiego, postępowego Żyda-artysty. Przeplata się w nim cały świat. Jest i historia rodzinna w korespondencji, która opowiada o burzliwym wieku XX. Jak listy od pierwszej żony, lekarki z Warszawy, która przeżyła II wojnę w ukryciu z ich córką, np. wstrząsający list z lutego 1945 roku. Zaczynał się się od słów: „Lila i ja żyjemy. Nikt więcej z rodziny bliższej i dalszej nie przetrwał”. A potem następny, że wszystkiego im brakuje. Widziałam kartki pocztowe z Wilna od jego rodziców i rodzeństwa, które w czasie wojny dochodzą do Tel Awiwu, a korespondencja ustaje w dniu, w którym zamknięto getto wileńskie. Większość rodziny zginęła w Ponarach, przeżyła tylko siostra z dziećmi.

Fot. Yossi Raviv-Moi Ver Archive
Moi Vera  życie w awangardzie
Moi Ver, Józef. W tamtych dniach, 1936r.

Wilno było pierwszym miejscem, z którym związał się Moi Ver. W jaki sposób się wykształcił i został artystą?

Urodził się w 1904 roku w malutkiej miejscowości na terenie Białorusi, jako najstarszy syn Worobejczyków, a kiedy miał 6 lat jego wszyscy przeprowadzili się do Wilna. To średniozamożna, w miarę religijna rodzina – mówiono w jidysz i obchodzono żydowskie święta. Ojciec prowadził tartak, handlował drzewem, mógł posłać syna do liceum hebrajskiego. Tam Mosze zetknął się z ideą syjonizmu, ale też uczył się języków. Poza hebrajskim – angielskiego, niemieckiego, francuskiego. Popołudniami chodził na rysunek do Polskiego Towarzystwa Rysunkowego w Wilnie. Ojciec namawiał go na architekturę, ale syn chciał być malarzem i zaczął studia na Wydziale Sztuk Plastycznych wileńskiego uniwersytetu, gdzie miał  zajęcia m.in. ze słynnym fotografem Janem Bułhakiem. Koniec lat 20. w Wilnie to okres bardzo żywy artystycznie. Działają grupy poetów i literatów, zaś Władysław Strzemiński i Witold Kajruksztis organizują pierwszą Wystawę Nowej Sztuki. Do miasta docierają czasopisma awangardowe, które zaszczepiają nowe idee. Worobejczyk bierze udział w wystawach żydowskiego środowiska artystycznego, niestety, nic z tego okresu się nie zachowało.

Fot. Yossi Raviv-Moi Ver Archive
Moi Vera  życie w awangardzie
Moi Ver, Bez tytułu, ok. 1931-1934r.

Jednak w końcu wybrał niemiecki Bauhaus, progresywną szkołę projektowania. To przeskok od klasycznej edukacji w pełną nowoczesność. Jak do tego doszło?

Nie wiadomo, jak dowiedział się o istnieniu Bauhausu. Wydaje mi się, że poprzez obecność sztuki awangardowej i międzynarodowej prasy. Do Dessau pojechał studiować architekturę, ale skończył kurs wstępny, dostał się pod skrzydła pioniera fotograficznych eksperymentów, László Moholy-Nagy’ego i poszedł w kierunku fotografii. Potem był Paryż, do którego pojechał na wycieczkę. Zrozumiał, że Dessau było przystankiem, a Paryż jest celem. Tam, za radą André’go Malraux, skrócił nazwisko i narodził się jako Moi Ver. Zapisał się do paryskiej Szkoły Fotografii i Filmów oraz do pracowni kubisty Fernanda Légera. Zarabiał użytkową fotografią, m.in. dla agencji Fotoglobe, publikował w prasie francuskiej i polskiej.

To okres, kiedy Moi Ver regularnie wraca do Polski – odwiedza rodzinę i fotografuje żydowski świat.

Tak, kilka miesięcy na początku 1929 roku spędza w Wilnie. Fotografuje dzielnicę żydowską, ma wystawy w Polsce. Za chwilę, w 1931 roku, wyjchodzi książka Paryż, która odnosi wielki sukces. Moi Ver zanurza się w niej w rozpędzone ku przyszłości miasto i potrafi to genialnie przełożyć na język wizualny. A jednocześnie, umie też wejść w życie żydowskiej biedoty. I nie dokumentuje dzielnicy jako malowniczych zaułków z chasydami, tylko za pomocą nowoczesnych środków (jak w Paryżu) przeprowadza jego kulturowo-socjologiczną.

Lata 20. i 30. XX wieku, to dla niego intensywny czas. Przemieszcza się między Francją, Polską, a Palestyną, co widać na mapie otwierającej wystawę. Zmienia środowiska, krajobrazy i ma wyjątkową umiejętność – głęboko reaguje z otoczeniem i umie to przenieść na kliszę.

Zaciekawiło mnie, że planował zrobić książkę o polskiej wsi.

Jeżdżąc na prowincję obserwował zarówno polskie chłopstwo, jak i żydowską społeczność, bo te grupy się przenikały, dzieliły podobne problemy. Uwieczniał spracowane ręce chłopów i pomarszczone twarze Żydów. Kiedy Helmar Lerski robi piękne portrety żydowskie, Moi Ver biega z Leicą i szuka ciekawych twarzy. Nie estetyzuje i nie egzotyzuje tego świata. Analiza fizjonomii przeprowadzona na taką skalę – zbiór zawiera ok. 1500 fotografii – jest wyjątkowa w historii fotografii!

Kiedy pojawił się pomysł wyjazdu do Palestyny?

Sądzę, że na międzynarodowym kongresie syjonistycznym w Zurychu, na którym był i pokazywał swoje fotografie w 1929 roku, Pierwszy raz pojechał do Palestyny w 1932 roku jako reporter. Dwa lata później, już miał wizę imigracyjną i osiedlił się na stałe. W latach 30. W Europie narasta antysemityzm, i dla wielu europejskich Żydów emigracja do Eretz Israel, gdzie była perspektywa utworzenia żydowskiego państwa, była jedyną słuszną opcją. Próbuje ściągnąć żonę i córkę, ale udaje im się pojechać tylko na wizach turystycznych. Moi Ver krąży więc między Tel Awiwem a Warszawą i wtedy m.in. dokumentuje prawie dwadzieścia polskich kibuców – hachszar – m.in. na warszawskim Grochowie. Tam młodzież żydowską przygotowywano do emigracji w Palestynie, uczono hebrajskiego, pracy w warsztatach i na roli. Ostatni raz był w Polsce w 1937 roku.

Fot. Yossi Raviv-Moi Ver Archive
Moi Vera  życie w awangardzie
Moi Ver, Bez tytułu (Polska), ok. 1931 r.

Co się z nim dzieje w Palestynie?

Pracuje na rzecz organizacji syjonistycznych jako fotograf i grafik. Coś się w jego praktyce fotograficznej zmienia. Jako racjonalny i możliwie obiektywny obserwator powinien zderzyć ze sobą znowu dwa światy – izraelski i palestyński, jak to robił na polskiej wsi, ale tak się nie dzieje. Dokumentuje tylko życie żydowskie – kibuce, osadników i budowę Tel Awiwu. Jest to już okres, kiedy w mandacie brytyjskim Palestyny zaczynają się ostre tarcia pomiędzy Arabami a Żydami. Obie strony się zbroją. Jak wiemy, ta tragiczna dychotomia trwa do dziś. Natomiast trzeba to widzieć też w kontekście historycznym. Im więcej pogromów i antysemickich ustaw w Europie, tym większe wzmocnienie ruchów syjonistycznych i nasilenie imigracji żydowskiej do Palestyny.

Przez cały okres lat 30. i 40. Voroboeichic dużo projektuje –  plakaty, druki, książki ilustrowane fotomontażami. W czasie wojny 48. roku nie trafił do czynnej służby, zapewne pracował dla wojskowego serwisu propagandowego. W latach 50. zmienił nazwisko na hebrajskie – Moshe Raviv i porzucił fotografię na rzecz malarstwa, w którym inspirował się kabałą, chasydyzmem, mistycyzmem żydowskim. Nie należy do wyjątków. Wielu twórców po wojnie czuło, że fotografia się dla nich wyczerpała. Ale od lat 60. Moi Ver zaczyna opracowywać to, co fotografował przed wojną. Ma wystawę fotografii wileńskiej w Muzeum Jerozolimskim, jego nazwisko pojawia się w kontekście rozproszonego po wojnie Bauhausu. Tworzy makietę Polin z dawnych żydowskich zdjęć, ale nie zostaje opublikowana, nie udaje mu się też trafić do międzynarodowych kolekcji muzealnych

Fot. Yossi Raviv-Moi Ver Archive
Moi Vera  życie w awangardzie
Moi Ver, Kominy Paryża, 1931r.

W takim razie co wyjątkowego, osobnego dostrzegasz w jego twórczości?

Nie chodzi o to, że jest osobny, ale właśnie o to, że jest bardzo reprezentatywny dla swojego pokolenia, a przy tym – doskonały. To dziecko epoki, ale jednocześnie jego Paryż jest najbardziej radykalną publikacją o mieście w latach 30. Żadna inna nie jest „filmem o nowoczesności” przełożonym na fotograficzne kadry.

W tej chwili największą kolekcję fotografii Moi Vera będzie miało Pompidou, ponieważ oprócz zakupów, otrzyma dar od Martina Karmitza, producenta filmów Kieślowskiego i kolekcjonera. Do zdobycia są jeszcze odbitki zdjęć hachszar i chciałabym je pozyskać dla Centrum Fotografii, które planujemy przy Muzeum Warszawy. Póki co, wszystkie te skarby można oglądać teraz w Warszawie. Wystawa ma być potem pokazana w TAM – telawiwskim Muzeum Sztuki, oby okazało się to nadal możliwe.

Wystawa „Moi Ver”

Muzeum Warszawy.

Kuratorki: Karolina Ziębińska-Lewandowska i Julie Jones.

Do 4 lutego 2024 roku w

Anna Sańczuk

Dziennikarka, historyczka sztuki, współautorka programów telewizyjnych poświęconych szeroko pojętej kulturze. Współpracowała m.in. z „Rzeczpospolitą”, Polsat News, „Vogue Polska” i vogue.pl. Pisze portrety, teksty o sztuce i wywiady z twórcami.

Popularne