Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
W III Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina zwyciężył Jakow Zak. Podczas jego występu, w trakcie finałowej gali w Filharmonii Narodowej, na tle polskiej flagi i orła w koronie, stało popiersie Chopina autorstwa Józefa Gabowicza.
Kilka miesięcy później reporter „Naszego Przeglądu” skomentuje ten fakt:
Nie pisano o tym, nie wspomniano, bo przecież Gabowicz, oficer Akademii Sztuki w Paryżu, jest Żydem.
”W pracowni nestora jubilata. Reportaż z mieszkania Józefa Gabowicza” L. Dreikurs „Nasz Przegląd”, 7 sierpnia 1937
Lata swojej świetności artysta miał już wtedy za sobą. Minęły lata, kiedy o popiersia Gabowicza starali się: Sara Bernhardt, Juliusz Osterwa czy Hipolit Wawelberg. Wtedy, u schyłku lat trzydziestych, schorowany artysta mieszkał w kiepskich warunkach materialnych na łasce Gminy Żydowskiej przy ulicy Śliskiej 28.
Przyszedł na świat jako Mojsze – syn rabina, w ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej w miejscowości Kolno w 1862 roku. Wychowywał się w Łomży i w Tykocinie. Jako 6 letni chłopiec uczęszczający do chederu wyrył igłą w szyfrze w formie pieczątki almenor bóżnicy w Tykocinie. „ […] były to ikarowe loty w krainę fantazyi wobec smutnej rzeczywistości – braku funduszy na kształcenie się.” /J. Pobóg „Per aspera ad astra”, Wędrowiec 1903, nr 32/ O jego pierwszej pracy, przechowywanej przez lata w warszawskiej pracowni artysty Wojciech Gerson napisze:
Wyrobiona przez Józefa Gabowicza pieczątka z szyfru świadczy o jego istotnej zdolności rysowniczej i plastycznej.
Talent chłopca dostrzegła bawiąca w Tykocinie warszawianka, która namówiła go do spróbowania swoich sił w stolicy. Wyruszył więc pieszo do Warszawy z kilkoma rublami w kieszeni. Szedł „jak pielgrzym do Ziemi Świętej” – pisać będzie po latach warszawska prasa.
W wywiadach udzielanych pod koniec życia Gabowicz lubił wspominać, jak pewnego razu zasłabł z głodu w Ogrodzie Saskim. Wymagającym opieki chłopcem zainteresował się przechodzący przez park niejaki doktor Frenkel, lekarz i mecenas sztuki (to nazwisko pojawia się we wspomnieniach Gabowicza, o samym Frenklu nic więcej nie wiadomo, byłby to może dziadek Pawła Frenkla, żydowskiego działacza ŻZW?). Jakim przełomem musiał być dla Gabowicza pobyt w stolicy świadczy sam fakt przebywania w Ogrodzie Saskim, do którego nie mogli przecież wchodzić ortodoksyjni Żydzi. Jak zauważa Renata Piątkowska w pracy „Szczęśliwy artysta Gabowicz…”, Mojsze musiał w szybkim czasie przestać nosić chałat i pejsy, bo inaczej nie mógłby wejść na teren Ogrodu.
Frenkel w szybkim czasie kieruje Gabowicza na nauki do rzeźbiarza, Ludwika Kucharzewskiego, a ten – mimo kiepskiej formy psychicznej po tym, jak jury konkursu na pomnik Mickiewicza w Krakowie odrzuciło jego projekt – zgadza się przyjąć chłopca do swojej pracowni na okres sześciu miesięcy. O czasie tym powie Gabowicz po latach:
Pracowałem u Kucharzewskiego. Nareszcie u prawdziwego rzeźbiarza. Otwierały się nowe horyzonty – przyszłość promienna.
Dzięki protekcji Hipolita Wawelberga Gabowicz zostaje słuchaczem Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. Wawelberg, który prowadzi w Petersburgu filię warszawskiego domu bankowego „H. Wawelberg”, finansuje również polską stołówkę, z której korzystają studenci. Powstają wtedy pierwsze szkice do popiersia Hipolita Wawelberga, które znajduje się teraz w zbiorach Muzeum Warszawy.
„Wydaje się, że studia w Cesarskiej Akademii […] miały decydujący wpływ na ukształtowanie Gabowicza jako rzeźbiarza. Nauczył się tam doskonałego rzemiosła […] a jednocześnie tak mocno uległ akademickim wpływom w tematyce i formie swoich prac, że nigdy właściwie się od nich nie wyzwolił.” – pisze Piątkowska.
Najprawdopodobniej w 1896 roku Gabowicz jedzie na studia uzupełniające do Paryża. W późniejszych latach będzie się za nim ciągnąć fama, że szlifował swój talent u Rodina, nie jest to jednak potwierdzona teza. W Paryżu trawi go gorączka pracy, chodzą legendy, że pracuje po 24 h na dobę, za jedyne pożywienie mając często tylko szklankę gorącej herbaty. Okres paryski jest niezwykle twórczym czasem w życiu Gabowicza, tworzy wtedy najlepsze swoje rzeźby, po raz pierwszy oficjalnie wystawia też swoje prace: w 1898 r. za udział w Salonie Paryskim otrzymuje wyróżnienie, uhonorowana zostaje wtedy rzeźba „Spragniony”, a w 1900 roku brązowy medal na wystawie światowej w Paryżu otrzymuje „Samoobrona”. Nie było go wtedy na rozdaniu nagród, bo z przemęczenia, z nadmiaru pracy, trafia do szpitala. „Samoobrona” zostaje zakupiona do muzeum w Bangkoku przez król Syjamu. Inna rzeźba, „Rybak”, znalazła się w Muzeum Królewskim w Brukseli.
Krytyk, Michał Weinzieher (późniejszy mąż poetki, Zuzanny Ginczanki) twierdził, że najlepszy czas w twórczości Gabowicza to były lata 1890 – 1905, wyróżniał dwa okresy w jego twórczości: klasyczny (wpływ Akademii Petersburskiej) i impresjonistyczny (Rodinowski).
Najprawdopodobniej w trakcie pobytu w Paryżu Gabowicz przyjmuje imię Józef, którym będzie się odtąd posługiwał. Za granicą spędza blisko 16 lat, w 1901 wraca do Warszawy, aby, jak mówił „spłacić dług”. Mówi płynnie po francusku i rosyjsku, nieźle po angielsku. Zostaje członkiem Warszawskiego Towarzystwa Artystycznego, wystawia w Zachęcie – w grudniu 1901 roku warszawska prasa pisała:
Skądże się wziął ten talent pierwszorzędny, który bez uprzedniego rozgłosu zjawił się u nas w pełni swego rozkwitu?
W 1903 r. wystawia „Wieści zza morza” w Salonie Krywulta. Ma atelier przy Chmielnej 24, jego pracownia jest często odwiedzanym salonem artystycznym stolicy. Wizyty u Gabowicza należą do „obowiązków towarzyskich”. Do albumu, który jest dziś przechowywany w warszawskim Instytucie Sztuki, wpisuje się Gabowiczowi m.in. Eliza Orzeszkowa (1904 r): „Oby dłuto rzeźbiarza połączyło się z myślą poety dla nieśmiertelności […]”. Pod datą 30 lipca 1911 r. znajdujemy wpis Janusza Korczaka, który odwiedził artystę razem ze swoim współpracownikiem, Izaakiem Eliasbergiem. Korczak zachwycił się rzeźbą „Pisklęta” z 1899 r. (kopia tej rzeźby znajduje się obecnie w Żydowskim Instytucie Historycznym) i „Macierzyństwem” (przechowywanym w Muzeum Polin): „ (…) dzieci Gabowicza, „Macierzyństwo”, „Pisklęta” – są tak piękne, jakiemi pragnął je mieć artysta – myślą, czują – żal, że zamknął je w marmurze czy w bronzie. O ile smutniejsza dola wychowawcy…Rzeczywistość jest często zaprzeczeniem Marzeń – śmiechem z nich ironicznym. Szczęśliwemu artyście Gabowiczowi – Korczak”. „Niech wspaniałym myślom Pana przyświeca zawsze święta gwiazda – wyobraźnia. (…) Wielbiciel Pana” – pisał 31 października 1903 r. młodziutki Józef Wasercug, późniejszy Wasowski, przyszły ojciec Jerzego. W albumie można znaleźć również wpis Mojżesza Schorra, rabina wielkiej synagogi (w roku 1934 Gabowicz wykona jego popiersie).
Renata Piątkowska twierdzi, że Gabowicza ukształtowała tradycja Polaków wyznania mojżeszowego, łącząca „identyfikację z ziemią rodzinną i tradycję judaizmu”, kształtująca się w drugiej połowie XIX wieku jako ideologia integracji, głosząca, że Żyd może i powinien być jednocześnie i Żydem i Polakiem. Gabowicz swoje dochody z wystaw dzielił na rzecz zarówno społeczności żydowskich, jak i chrześcijańskich. Rzeźbił spolonizowanych warszawskich Żydów – Wawelbergów, Ludwika Natansona, Samuela Bergsona i Stanisława Rotwanda.
Warto jednak zauważyć, że w kwietniu 1911 roku razem z Maurycym Trębaczem i Jakubem Weinlesem wziął udział w wystawie uważanej obecnie za pierwszą wystawę żydowską w Warszawie. Odbyła się ona w lokalu udostępnionym przez szkołę żydowską Magnusa Kryńskiego w Pasażu Simonsa przy ul Długiej. Według Piątkowskiej mogło się to wiązać z narastającym od lat 20. XX wieku antysemityzmem i niechętnym przyjmowaniem Żydów do polskich stowarzyszeń artystycznych. Z kolei krytycy żydowscy na łamach gazet (m.in. „Hajnt”) mieli za złe Gabowiczowi, że stroni od tematyki narodowej zajmując się tylko społeczną, socjalno-ekonomiczną, że jest „zawieszony pomiędzy dwoma światami, do żadnego nie przynależąc w całości”.
Z czasem kręgi zasymilowanej burżuazji i inteligencji żydowskiej traciły na znaczeniu i przestawały być dla Gabowicza wsparciem. Polacy wyznania mojżeszowego zaczynali być izolowani zarówno przez Żydów, jak i przez Polaków. Po I wojnie wielu żydowskich finansistów traciło swoje majątki. W 1915 roku po wyjściu wojsk rosyjskich Gabowicz wyjeżdża do Moskwy. Po powrocie w wolnej Polsce nie może się odnaleźć. Pisał Michał Weinzieher:
Linia rozwoju artysty załamuje się. Wielka wojna oddala go od źródeł sztuki współczesnej, a trudne warunki materialnego bytu zmuszają go do kompromisów artystycznych”.
Staje się artystą niemodnym, choruje, nowoczesne tendencje w sztuce mało go interesują. Jeszcze w 1923 roku w Salonie Jasielskiego (należącym do aktora, Seweryna Jasielskiego), przy ul. Wierzbowej 7, bierze udział w zbiorowej wystawie. 27 maja 1923 r. recenzent Kurjera Warszawskiego, Władysław Wankie, pisał: „Pracą dominującą nad innemi jest „Wyzwolenie” […]. Kobieta z wyrazem cierpienia, opromienionego dobrą nowiną, wydobywa się spod usuwającego się olbrzymiego głazu […]. Polska wyzwala się z pęt. […] Jesteśmy wdzięczni artyście, że poczuł się zdolnym do takiego zadania, że stać go było na to.”
Prace Gabowicza są intymne, kameralne. Interesowały go studia nagiego ciała, antyczne wzory, harmonia. Wierny był duchowi Rodina, który pisał: „Ciało zawsze wyraża ducha, którego jest otoczką. A dla tego, co umie patrzeć, nagość ma największe znaczenie.” Jednak, jak twierdzi Renata Piątkowska, wpływ Rodina był bardzo powierzchowny, Gabowicz nie potrafił uwolnić się od akademizmu. Najbliższy Rodinowi był w „Samoobronie”. Również w „Zrozpaczonej” mógł inspirować się Rodinem lub Laszczką. Jednak talent artysty w latach 20. gasł, nie potrafił nawiązywać twórczo do Szymanowskiego czy Dunikowskiego.
Wyczerpanie jego sił twórczych już na dość wczesnym etapie kariery rodzi pytanie o skale jego artystycznych uzdolnień, a także o psychologiczne uwarunkowania jego twórczości”
– twierdzi Renata Piątkowska.
O juwenaliach, pierwszych rzeźbach Gabowicza, które zaginęły podczas II wojny, pisał Władysław Wankie: „… posiadają pierwiastki tak indywidualne, że nie odnajdujemy ich już w żadnej z prac późniejszych. […] nasuwa się pytanie, czy Gabowicz, autodydakt ówczesny, nie jest przez akademicką tresurę zepchnięty z własnej drogi, najtrafniejszej zawsze, bo drogi instynktu.”
Od 1922 roku mieszkał przy ul. Śliskiej 28, na trzecim piętrze, w lokalu należącym do Gminy Żydowskiej, która niejednokrotnie żądała, żeby się wyprowadził. Był wtedy już niepełnosprawny, żył w kiepskich warunkach materialnych. [Dom przy Śliskiej 28 oczywiście już nie istnieje. Po wojnie, w miejscu, gdzie stał przez lata mieścił się pawilon Domu Meblowego „Emilia”, przeznaczony później na tymczasową siedzibę Muzeum Sztuki Nowoczesnej].
Śliska była to wąska ulica najeżona ‘kocimi łebkami’, dom szary i odrapany. Szerokie, krzywe i wytarte schody prowadziły na trzecie piętro do pracowni rzeźbiarza.
Na tej samej klatce schodowej znajdowały się szkoły gminne. „Między dwiema salami szkolnymi wtłoczona niby intruz pracownia artysty. Gwar, szum, krzyki setek dzieci […]”. W artykule z okazji 50-lecia pracy twórczej artysty redaktor „Naszego Przeglądu” pisał: „Gdzie są obecnie ci wszyscy wielbiciele jego talentu? Gdzie są mecenasi sztuki – bogacze – niegdyś przyjaciele sędziwego malarza? W największych muzeach Europy znajdują się prace Gabowicza – nie znajdziecie jednak rzeźb jego w muzeach polskich… Gdzie jest Wydział Kultury Ministerstwa? Jak może przyglądać się tak ciężkiej walce o byt sędziwego, wielkiego artysty?”
Autor tekstu przytacza słowa rzeźbiarza: „Chciałbym, by w jakiemś Muzeum powstał kiedyś pokój Józefa Gabowicza…”. /”Nasz Przegląd”, 13.02.1935, „W pracowni sędziwego rzeźbiarza. Przed 50-ciu laty zemdlał w Ogrodzie Saskim nieznany młodzian…”/
Po śmierci Gabowicza, 19 marca 1939 r. „Nasz Przegląd” zamieścił wspomnienie z niegdysiejszej wizyty w domu artysty: „Nisko nad ceratą płonęła elektryczna żarówka. Rysy ceraty, jej popękana i pomarszczona powierzchnia uzmysławiały niezwykle plastycznie dzieje tego pokoju pełnego trosk o najprymitywniejsze, codzienne potrzeby. […] za kotarą – zakute w brąz i marmur stały pomniki wielkiej twórczej przeszłości […]. […] żywe świadectwa jego talentu. (…) Oglądałem dwie jego pierwsze prace rzeźbione igłą w graficie. Wspaniałe miniaturki, arcydzieła, które sędziwy artysta przechowywał z niezwykłym pietyzmem (…), wróciłem do stołu przy którym siedział Gabowicz z uczuciem palącego wstydu. Z tym samym uczuciem szedłem także za karawanem pogrzebowym, w którym wieziono zwłoki artysty. Tak się chyba wstydzić musieli Polacy, gdy w tragicznym osamotnieniu zmarł – Cyprian Norwid.” / „Nasz Przegląd”, 19 marca 39/.
Gabowicz zmarł 14 marca 1939 roku. Po śmierci artysty rodzina zamieściła nekrolog jedynie w Kurjerze Warszawskim. /1939 nr 73/. Jednak większość wspomnień pośmiertnych ukazała się w gazetach żydowskich, pogrzeb (15 marca 1939 roku na Okopowej) odbył się na koszt Gminy. Modły nad trumną odprawił nadkantor Wielkiej Synagogi Kusewicki wraz z chórem pod dyrekcją Ajzensztata, Mojżesz Schorr w gorzkim przemówieniu:
Przyjaciele artysty z jego lat młodzieńczych pochodzili ze sfer zasymilowanych. W miarę gdy Gabowicz zbliżył się do swego Narodu –przyjaciele ci na starość opuścili go…
Wyraził też pragnienie, żeby rzeźby zmarłego znalazły miejsce w „przyszłym panteonie żydowskim w Jerozolimie”.
Dziś nieznane są losy wielu rzeźb Józefa Gabowicza. Najwięcej prac – uratowane podczas wojny odlewy gipsowe – posiada Żydowski Instytut Historyczny. Prace artysty znajdują się też w Muzeum Polin (rzeźba w brązie „Macierzyństwo”), Muzeum Warszawy i w Muzeum Narodowym w Warszawie. Rzeźba „Wieści znad morza” stoi w ogrodzie willi Natemi w Konstancinie.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Niektóre cmentarze są nie tylko miejscem pamięci i historii, ale i ogromną galerią rzeźby nagrobnej. Jeden z zabytkowych nagrobków na cmentarzu Powązkowskim od ponad stu lat wzbudza zainteresowanie nie tylko swoją formą, ale i dzięki legendzie, jaką obrosła pochowana tu...
Z dr. Mikołajem Baliszewskim, kuratorem wystawy „Przebudzeni. Ruiny antyku i narodziny włoskiego renesansu” w Zamku Królewskim w Warszawie o odkryciu ciała i zachwycie odnalezionymi starożytnościami, od którego tak naprawdę zaczął się renesans. Oraz o zaskoczeniach. Bo część obiektów, które pokazane...
Trzydniowa inauguracja w końcu września nowego budynku MHP odpowiadała randze wydarzenia. Po 17 latach od jego utworzenia w 2006 roku, muzeum doczekało się własnej siedziby. Lokalizacja i architektura obiektu jest znakomita. Ale na ostateczną ocenę ekspozycji przyjdzie nam jeszcze poczekać....