Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
W XV wieku Brugia była największym miastem handlowym Europy, mogła z nią konkurować jedynie Wenecja. W obu ośrodkach krzyżowały się drogi kupców z całego świata. Wśród wielu rezydujących i pojawiających się w Brugii handlarzy i bankierów dominowali Włosi, a konkretnie konkurujący z sobą ze zmiennym szczęściem Florentyńczycy, Genueńczycy i przybysze z Lukki. Ale miasto przyciągało w XV wieku nie tylko kupców. Słynąca z handlu luksusowymi towarami Brugia była atrakcyjna również dla rzemieślników i malarzy, którzy mogli tu liczyć na lukratywne zamówienia.
W 1465 roku obywatelstwo Brugii wykupił Hans Memling. Był już wówczas mistrzem, a zatem nie przybył do miasta jako czeladnik, lecz pełnoprawny malarz, licząc na karierę i dobre zlecenia. Zamieszkał w dzielnicy popularnej wśród miejscowych artystów, z czasem kupił w niej dom i zaczął przyjmować uczniów.
W latach 80. XV wieku był już zamożnym obywatelem miasta, znalazł się bowiem w grupie 10 proc. najbogatszych mieszkańców, obciążonych kosztami wyprawy arcyksięcia Maksymiliana przeciw Francji.
Nie zawsze wiodło mu się tak dobrze, ale niewątpliwie odniósł sukces finansowy.
Kontakty z bogatą klientelą miasta, w tym osobistościami z dworu książęcego, patrycjuszami i kupcami, a także włoskimi bankierami, zapewniała Memlingowi przynależność do bractwa maryjnego. Członkowie konfraterni byli jego głównymi klientami, gdyż nie ma żadnych wzmianek o zamówieniach płynących do malarza ze strony miasta czy kościołów. Być może Memling świadomie nastawił się wyłącznie na klientów prywatnych i wyspecjalizował w portretach, a także zawierających wizerunki fundatorów dyptykach i tryptykach dewocyjnych. Od czasu do czasu realizował większe zamówienia – retabula, czyli nastawy ołtarzowe, ale i te powstawały wyłącznie na zlecenia prywatne. Najważniejszym, a zarazem największym wśród nich było zamówienie tryptyku „Sąd ostateczny” złożone u Memlinga przez Angolo di Jacopo Taniego. Gdyby dzieło dotarło do zamawiającego, znalazłoby się w kaplicy rodowej Tanich w kościele San Bartolomeo w opactwie Badia Fiesolana pod Fiesole i byłoby pierwszym wielkoformatowym niderlandzkim tryptykiem we Florencji.
Angolo Tani od 1450 roku był szefem brugijskiej filii banku Medyceuszy. Jego asystentem został Tommaso Portinari – również to nazwisko warto zapamiętać, bo odegra w całej historii niebagatelną rolę. Portinari zaczął karierę w wieku 12 lat jako pomocnik „do wszystkiego” i powoli piął się na coraz wyższe stanowiska. Nie miał jednak jak Tani udziałów w zyskach banku, a jego kariera polegała jedynie na osiąganiu coraz wyższych stopni w hierarchii urzędniczej. W 1464 roku Tani wyjechał do Florencji, a kierownictwo oddziału w Niderlandach objął w tym czasie Portinari. Według XIX-wiecznych mitów, podtrzymywanych jeszcze w XX wieku, dokonał tego podstępem, legendy mówią również o silnej rywalizacji mężczyzn.
Razem odbyli podróż z Brugii do Florencji latem 1469 roku, a rysy Portinariego nosi mężczyzna przedstawiony na jednej z szal wagi w zamówionym przez Taniego „Sądzie ostatecznym”.
Poza tym tryptyk był wysłany z Brugii do Florencji wśród dóbr należących do Portinariego i wynajętym przez niego statkiem. Nie wskazywałoby to na otwartą wrogość szefa banku wobec jego poprzednika.
Kiedy zatem Angolo Tani złożył Memlingowi zlecenie namalowania „Sądu ostatecznego”? Z pewnością już po ślubie z przedstawioną na skrzydle tryptyku Catariną i zapewne po uzyskaniu stanowiska w Londynie. Jego droga do Londynu zimą 1467 roku wiodła najprawdopodobniej właśnie przez port w Brugii, gdzie mógł spotkać się z malarzem.
Tryptyk „Sądu ostateczny” w 1473 roku załadowano na pływającą pod burgundzką banderą galerę San Matteo. Statek wyruszył ze Sluis do Southampton w Anglii, a docelowo miał dopłynąć do portu w Pizie, a stąd do Florencji znajdujące się na nim towary miały być transportowane w górę rzeki Arno. „Tryptyk Portinarich” – niderlandzkie dzieło zamówione przez Tommaso Portinariego u Hugona van der Goesa – niosło do centrum miasta 16 tragarzy. Przeniesienie i przewiezienie dzieła Memlinga byłoby zapewne bardziej skomplikowane, gdyż kaplica rodowa Tanich w kościele San Bartolomeo jest położona na wysokim wzgórzu we Fiesole.
San Matteo nie dopłynął jednak do portu w Pizie. Trwała wojna miast hanzeatyckich z Anglią o przywileje handlowe, a na statki dopływające do wybrzeży wyspy napadały okręty kaperskie wynajmowane przez Hanzę. 27 kwietnia 1473 roku galera została skaperowana przez należący do gdańskich kupców statek Piotr z Gdańska. Łupem gdańszczan padł ładunek wart około 48 tysięcy guldenów. Ja wspomniałam, statek przewoził bowiem nie tylko tryptyk Memlinga, lecz także luksusowe towary należące do Tommasa Portinariego: tkaniny, w tym brokat, skóry, kosztowności. Cenne łupy podzielono między kupców i piratów, a „Sąd ostateczny” jeden z właścicieli okrętu podarował kościołowi Mariackiemu w Gdańsku.
Tak więc tryptyk Memlinga zamiast do Fiesole trafił w niezbyt chlubnych okolicznościach do Gdańska.
W ciągu swojej długiej historii wzbudzał pożądanie największych znawców i kolekcjonerów, zresztą sam Tani bezskutecznie walczył o jego odzyskanie, prosząc o wsparcie władcę Burgundii Karola Śmiałego, a nawet papieża.
W XVI wieku „Sąd ostateczny” chciał kupić do swoich zbiorów w Pradze Rudolf II. Vivant Denon w czasie wojen napoleońskich sprowadził dzieło do Luwru, a po klęsce Napoleona trafiło ono do Berlina i po długich pertraktacjach wróciło do Gdańska. Podczas II wojny światowej Niemcy wywieźli tryptyk do Rzeszy, skąd Rosjanie zabrali go do Ermitażu. Po powrocie do Polski był eksponowany w Muzeum Narodowym w Warszawie, o od 1958 roku w Muzeum Pomorskim (późniejszym Narodowym) w Gdańsku.
Obecnie trwają spory o to, gdzie dzieło Memlinga powinno być wystawiane – w kościele Mariackim czy w Muzeum Narodowym w Gdańsku.
Skąd takie zainteresowanie dziełem Memlinga właściwie od momentu powstania dzieła?
Malarstwo niderlandzkie było w XV-wiecznej Italii przedmiotem wielkiego podziwu, dzieła mistrzów z Północy znajdowały się we włoskich rezydencjach, a także – chociaż rzadziej – w kościołach. Najbardziej podziwianymi w Italii mistrzami z Niderlandów byli Jan van Eyck i Rogier van der Weyden, a ich obrazy są wymieniane w inwentarzach kolekcji od Neapolu aż po Wenecję. Z czasem uznanie we Włoszech zdobyli działający już w II połowie XV wieku Hans Memling i Hugo van der Goes. To w ich warsztatach powstały dwa monumentalne tryptyki zamówione przez przedstawicieli banku Medyceuszy w Brugii, a przeznaczone do ich prywatnych kaplic we florenckich kościołach.
Włoscy kolekcjonerzy, pisarze i kronikarze doceniali w obrazach niderlandzkich pobożność, pełen powagi sposób ukazywania scen religijnych, a także ich walory malarskie – gładkość i świetlistość farb, refleksy światła i odbicia na wypolerowanych powierzchniach, a zatem wierność w naśladowaniu rzeczywistości.
Była ona możliwa dzięki udoskonaleniu przez niderlandzkich malarzy techniki olejnej, mistrzowsko opanowanej już w latach 30. i 40. XV wieku. Technika temperowa, którą w tym czasie posługiwali się włoscy mistrzowie, nie pozwalała na uzyskanie tak spektakularnych iluzjonistycznych efektów.
Malowanie farbami olejnymi było pracochłonne i długotrwałe, ale to dzięki nim był możliwy modelunek światłocieniowy, polegający na stopniowym, niewidocznym dla oka przechodzeniu od świateł do cieni. Wysoki stopień iluzji polegał również na tym, że najczystszy odcień poszczególnych kolorów pojawiał się nie w cieniach jak w temperze, lecz tam, gdzie jest postrzegany przez ludzkie oko w rzeczywistości – w półcieniach. Wrażenie trójwymiarowości form to jedno, ale jeszcze większy podziw wzbudzały we Włoszech umiejętne, wręcz mistrzowskie odzwierciedlenie u malarzy niderlandzkich przezroczystego szkła, odbić w lustrach i metalach, połysku wody czy świetlistości ognia.
Sprowadzane z Niderlandów do Włoch malowidła świadczyły nie tylko o wytrwanym guście ich właścicieli, lecz także o zasobnej kieszeni. Na koszt przywożonych z Północy i ustawianych w kościołach retabulów składało się kilka elementów – honorarium za samo dzieło, a także koszty jego transportu i niejednokrotnie również podatek na rzecz miejscowych malarzy, którzy w ten sposób chronili się przed groźną konkurencją.
W przeciwieństwie do dzieła Memlinga do Toskanii dotarło szczęśliwie drugie z dzieł zamówionych przez florenckich bankierów w Niderlandach – „Tryptyk Portinarich” z przedstawieniem pokłonu pasterzy. Retabulum przybyło do Florencji w maju 1483 roku i stanęło nad głównym ołtarzem kościoła Sant’Egidio (obecnie znajduje się w Galerii Uffizi we Florencji).
Memlingowski „Sąd ostateczny| jest nie tylko fantastyczną, religijną wizją, lecz także swego rodzaju kroniką. Na rewersach skrzydeł znajdują się portrety fundatorów tryptyku – Angolo di Jacopo Taniego i jego żony Catariny Tanagli, klęczących u stóp iluzjonistycznie namalowanych kamiennych posągów Madonny z Dzieciątkiem i archanioła Michała walczącego z demonem. Inną, wyróżnioną postacią jest Tommaso Portinari, którego wizerunek – wykonany na cynkowej folii i wklejony w kompozycję obrazu – nosi jedna z postaci na wadze archanioła Michała. Portinari jest przedstawiony po stronie zbawionych, a szala, na której klęczy z rękami ułożonymi do modlitwy, opada, gdyż „więcej ważą cnota i dobre uczynki”.
Czy umieszczenie portretu Portinariego było aktem wdzięczności Taniego za transport obrazu do Włoch, który Tommaso być może zorganizował pod nieobecność dawnego szefa? A może portret obecnego kierownika faktorii znalazł się w tak niezwykłym miejscu, by podkreślić jego rolę wśród innych Włochów w Brugii? Pośród licznych fizjonomii wiele się powtarza, zapewne zostały skopiowane z wzornika, są jednak wśród nich również zindywidualizowane wizerunki, najpewniej portrety przedstawicieli włoskiej kolonii w Brugii, a przede wszystkim – kupców i bankierów z filii banku prowadzonej najpierw przez Taniego, a następnie Portinariego. Są spokojni, w skupieniu witają się ze św. Piotrem, a następnie dostojnie kroczą do bramy raju.
Zindywidualizowane rysy posiadają również niektóre z postaci poddawanych piekielnym mękom. Czyżby należały do Genueńczyków, konkurujących z Florentyńczykami? No cóż, arcydzieła wzbudzają wielkie emocje, a jak pokazała historia, gra, którą się dzięki nim prowadzi, nie zawsze toczy się czystymi kartami.
Tekst pochodzi z numeru 8/2023 kwartalnika „Spotkania z Zabytkami”.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
II Rzeczpospolita nie plasowała się z pewnością w ścisłej czołówce światowego kolekcjonerstwa, ale nie oznacza to bynajmniej, że nie było w kraju dzieł artystek i artystów o międzynarodowej renomie. Wystarczy wymienić kilka pozycji z długiej listy polskich strat wojennych, żeby...
Zielona Puszcza Bolimowska, mazowiecka wieś pamiętająca czasy średniowiecza, barokowy pałac, a wokół francuski ogród i sentymentalny park pełen wijących się alei. Oczami wyobraźni można tam dostrzec eleganckie panie w balowych sukniach i śmietankę towarzyską bawiącą pod altaną w otoczeniu egzotycznych...
Największy i najlepiej zachowany kompleks klasztorny w województwie lubuskim, we wsi Gościkowo, leżącej na północ od Świebodzina, ma polską nazwę Paradyż ukutą od łacińskiego Paradius Matris Dei (Raj Matki Bożej). Założyli go w XIII w. cystersi, a dziś jest siedzibą...