Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Historia Zakopanego może zdumiewać, rodzić pytanie, jak to możliwe, że ta miejscowość z „ludem porywczym i skorym do bitki”, bez jakichkolwiek wygód, nagle stała się mekką turystów. Nie dziwi natomiast, że wraz z modą, która zrodziła się wśród bohemy i wyższych sfer na stolicę polskich Tatr przyszedł czas na… pisanie przewodników dla amatorów górskich wycieczek.
Powodów popularności miejscowości było kilka. Tatry od zawsze były zjawiskowe i czekały, by odkryć je światu. Przez stulecia na przeszkodzie stał zabobon, z którym uporano się dopiero w dobie oświecenia. Wcześniej grasowały tu rzekomo duchy i smoki. Michał Chrościński w dziele „Opisanie ciekawe gór Tatrów” z XVII wieku, przeznaczonym dla poszukiwaczy skarbów pisał:
oznajmuję ci, że będziesz miał różne prześladowania w drodze, ale to wszystko będzie od duchów”.
Jednocześnie zachęcał do zabierania ze sobą na wyprawę „świętobliwości” takich jak: świeca gromniczna, dzwonek loretański, woda święcona. Co więcej, grasowały tu smoki. Szkielet takiego ofiarowano Augustowi II Mocnemu, którego ten przechowywał w Dreźnie. (1) Ostatniego smoka zabito w Tatrach dopiero w drugiej połowie XIX w. Bartłomiej Obrochta wspominał zbieracza leczniczych ziół, który sprzedawał chłopom kości zabitego przez siebie potwora. Miały one pomagać na ból głowy, a także na dolegliwości u zwierząt domowych.(2)
Do otwarcia Zakopanego na świat przyczyniły się także władze austriackie, które na początku XIX w. zaczęły walczyć ze zbójnictwem. Choć bezpieczeństwo wrastało, zła fama jeszcze przez jakiś czas trwała. Lekarz Teodor Tripplin w opisie podróży z 1848 r. podaje, że planował wyprawę w Tatry niestety nie był w stanie znaleźć chętnego, bo studenci „Uniwersytetu Jagiellońskiego rzadko kiedy, albo nawet nigdy, nie puszczali się w góry Karpackie, zamieszkałe, według przesądu powszechnego, a najniesłuszniejszego, przez samych rabusiów i rozbójników”. (3)
Do wzrostu popularności Zakopanego przyczyniła się bez wątpienia atmosfera, jaka panowała w miastach w dobie Młodej Polski. Społeczeństwo spięte gorsetem konwenansów pragnęło czegoś szalonego i niebywałego. A właśnie takim szaleństwem był wyjazd na Podhale, telepanie się przez półtora dnia góralską furką, spanie w wiejskiej chacie. Wracano z gór w pobłoconych sukniach i garniturach, z twarzą oszpeconą – według ówczesnej mody – promieniami słońca (dopiero Coco Chanel zacznie przekonywać, że „opalenizna to dowód, że mamy czas wolny). Stanisław Witkiewicz wspomina w „Na przełęczy”, że mieszczuch po powrocie do miasta opowiadał z wypiekami na twarzy o swoich przygodach na skałach, skokach niezgrabnych, noclegach niewygodnych. A zgromadzeni słuchali unosząc brwi i dochodząc do wniosku, że muszą jechać zobaczyć Tatry. Jednym słowem pod koniec XIX w. wyjazdy do Zakopanego stawały się ekscentryczną (survivalową) rozrywką warstw wysokich.
Konsekwencją rosnącego zainteresowania Zakopanem było powstawanie pierwszych poradników. W 1860 r. opublikowany został „Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin” Eugeniusza Janoty. Autor z niemalże geograficzną (tj. suchą) skrupulatnością opisywał miejscowości mijane po drodze, szczyty, doliny, stawy…
Nie sądzę, by pozycja ta mogła stanowić zachętę do odwiedzania Tatr, dla nas natomiast jest miernym źródłem informacji na temat życia codziennego turystów w XIX w. Zupełnie inaczej należy oceniać wydany w 1870 r. „Ilustrowany przewodnik do Tatr Pienin i Szczawnic” Walerego Eljasza – Radzikowskiego.
By dostać się do Zakopanego, trzeba było w Krakowie wynająć furmankę. Jak zauważała autor, w dni targowe pełno było w tym mieście górali, którzy przyjeżdżali z wyrobami metalowymi produkowanymi w hucie w Kuźnicach, a w drodze powrotnej chętnie dla zarobku zabierali turystów. Podróż zalecał zaczynać o świcie. Dzięki temu można było mieć nadzieję, na dojechanie do celu na czternastą następnego dnia.
Dobrze było zabrać ze sobą: rondle, sagan, sztućce, świeczniki, poduszki, kołdry, koce, herbatę, cukier, kaszę, ryż, włoszczyznę…, a to z uwagi na fakt, że pierwsi letnicy spali w góralskich chatach pozbawionych jakichkolwiek wygód. W konsekwencji wyjazd „do Tatrów” (jak wtedy mawiano) przypominał wyprowadzkę, co zresztą niejednokrotnie pokazywano na łamach prasy w humorystycznych rysunkach.
Wskazane było wziąć także ze sobą także proszek na insekty, ponieważ pluskwy i pchły potrafiły być bardzo uciążliwe. I jak dalej pisał autor,
czy kto pali, czy nie, niech cygara i tytoń bierze z sobą, bo tatrzańskiemu góralowi dusza się do nich śmieje (…), przewodnikowi także na dodanie animuszu cygarem kiedy niekiedy służyć wypada”.
W poradniku nie mogło zabraknąć wskazówek co do samego chodzenia po górach. Kobietom podpowiadał on, by nie zabierały na szlaki butów na obcasach, bo te potem górale muszą… obcinać ciupagą. Należało także zostawić w domu parasolki przeciwsłoneczne i krynoliny (nadające spódnicy modny kształt dzwonu).
Okazuje się, że nie było to oczywiste, a na szlakach zdrowy rozsądek nieraz przegrywał z modą. Zachowało się sporo zdjęć, na których możemy zobaczyć kobiety w: gorsetach, turniurach, krynolinach, a panów nawet w cylindrach. Jednym słowem wszystkiego trzeba było uczyć od podstaw. Autor zalecał za to wziąć na szlak: kubki skórzane, menażki, lunety i lornetki, wino, maszynkę do parzenia herbaty…
W czasach bez map i znakowanych szlaków wynajmowanie przewodnika było niezbędne, tak więc i tu nie mogło zabraknąć wskazówek. Za rzecz zupełnie naturalną autor uważał, by osoby „niepewne siebie z spinaniu” miały po jednym przewodniku dla siebie, który i rękę poda, i podsadzi. Do tego dochodzili tragarze niosący w wielkich płóciennych workach jedzenie, sagany, koce…
Poradnik zwracał uwagę, że pomagający letnikom na szlakach, są ludźmi z ludu, ale jednak odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo, z tego też powodu należało ich szanować. Uwagi te są zrozumiałe, w XIX w. wśród wyższych sfer odnoszenie się z lekceważeniem do niżej urodzonych było powszechne.
Przewodnik Walerego Eljasza – Radzikowskiego cieszył się takim zainteresowaniem, że miał kolejne wznowienia. Analiza ich jest niezmiernie ciekawa, pozwala bowiem śledzić rozwój wioski. W wydaniu z 1881 r. czytamy już o 75 domach gościnnych (nie należy mylić ich z pensjonatami), a także o istnieniu kasyna. To ostatnie było klubem (a nie miejscem hazardu), w którym można było spotkać znajomych, potańczyć, poczytać gazety.
Kolejną publikacją adresowaną do turystów, była ta wydana w 1901 roku pt. „Zakopane i Tatry” (bez autora). Także ona rzuca ciekawe światło na życie codzienne letników pod Tatrami.
Wiadomo, że do ich dyspozycji były „aż” trzy telefony w: siedzibie stacji klimatycznej, aptece i sklepie niejakiego Słowika.
Przewodnik wymieniał liczne pensjonaty i hotele wskazując, które z nich posiadają: salę koncertową, balową, fortepian, wodociągi, powozy do wynajęcia, muzykę dwa razy w tygodniu, specjalną werandę „dla kuracyi klimatycznej”. Były też „pokoje do śniadań”, „mleczarnie”, a nawet miejsca gdzie można było wynająć fortepian w całości lub na godziny.
Grzechem byłoby nie przyjechać.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Kazimierz nad Wisłą zachwyca położeniem nad brzegiem Wisły w miejscu jej przełomu, pomiędzy wzgórzami porytymi lessowymi wąwozami. Jest pełnym zabytków miasteczkiem, które w dużym stopniu zachowało dawny krajobraz kulturowy. Najcenniejsze budowle miasta: wieża, ruiny zamku i fara na wzgórzu, otoczony kamienicami...
Z okazji Światowego Dnia Fotografii, przypadającego 19 sierpnia, publikujemy wywiad o zjawisku, które – choć wydaje się współczesne – sięga korzeniami głęboko w wiek XIX. Mogłoby się bowiem wydawać, że poprawianie wyglądu na zdjęciach to wynalazek naszych czasów – okresu...
To wybitne dzieło sztuki tkackiej czeka nie tylko na konserwację, ale przede wszystkim na odkrycie przez szerszą publiczność. Kilim upamiętniający koła naukowe przedwojennej Politechniki Lwowskiej, stworzony w duchu sztuki art déco, cudem ocalały i przez lata zapomniany, dziś ma szansę...