- co w pałacu robili Jerzy Urban i Jerzy Buzek
- o widokach miast, które oglądamy na polichromiach
- które drzewa tworzą w parku „ogrodowe gabinety”
O pałacu w Małej Wsi nie można napisać mało. To jeden z najciekawszych, największych i najpiękniejszych tego typu obiektów na Mazowszu. Wszystkie te określenia cisną się na usta, gdy oszołomieni stoimy przed frontem okazałej, arystokratycznej siedziby z XVIII wieku. Nawet szum dobiegający z szosy, biegnącej tuż za bramą, nie psuje piorunującego efektu. To prawdziwy cud, że taki obiekt przetrwał rozmaite zawieruchy dziejowe, w tym tę ostatnią, II wojnę światową. I zapewniam, że eleganckie zewnętrze to tylko wstęp do tego, co nas czeka po przekroczeniu progu.
Pozostawić po sobie ślad

„Klasycystyczny pałac w Małej Wsi wzniesiony został na miejscu drewnianego, alkierzowego dworu przez (…) architekta Hilarego Szpilowskiego dla wojewody rawskiego Bazylego Walickiego w latach 1783–1786”
– pisze Piotr Libicki w książce „Dwory i pałace wiejskie na Mazowszu” (Rebis 2013). W pracy czytamy również, że obiekt jest „piętrowy, nakryty dachem czterospadowym, z czterokolumnowym portykiem wielkiego porządku na osi wspierającym belkowanie z trójkątnym frontonem z herbem Walickich Łada w tympanonie (…) W elewacji ogrodowej płytki ryzalit dekorowany pilastrami i zwieńczony podobnym trójkątnym naczółkiem”. Datę wprowadzenia się właścicieli do nowo wzniesionego domu upamiętnia wmurowana w klatce schodowej tabliczka: „Anno Dni 1786/D.3. Junij /Wprowadzenie do Pałacu”.

Władza ludowa szybko zainteresowała się tym niezwykłym obiektem. To był smakowity kąsek, podobnie jak pałace w Nieborowie, Oborach czy Radziejowicach. Tam, po znacjonalizowaniu, funkcjonowały domy pracy twórczej. Dla Małej Wsi przeznaczono rolę szczególną. Pałac przekształcono w dom wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów. Zamiast siedzibą Morawskich stał się teraz ulubioną rezydencją Niny Andrycz, żony premiera Józefa Cyrankiewicza. Jednak przez kilkadziesiąt lat bywali tutaj nie tylko Cyrankiewiczowie, lecz także np. Jerzy Urban, Jerzy Buzek czy Aleksander Kwaśniewski.
Starostwo nie chciało prezentu, ponieważ wiedziało, że utrzymanie czy remonty pałacu wiążą się z bardzo dużymi kosztami. W końcu w 2008 roku decyzją administracyjną obiekt oddano spadkobiercom – opowiada Tomasz Barański, dyrektor hotelu Mała Wieś, syn Leszka i Wiesławy Barańskich, obecnych właścicieli zabytku. – Okazało się, że de facto współwłaścicieli jest czternastu. W tak licznej grupie trudno jest porozumieć się w sprawie podziału kosztów, odpowiedzialności za poszczególne części składowe majątku itd. Tak więc po pięciu latach zarządzania obiektem zapadła decyzja o jego sprzedaniu. Na kupno w 2013 roku zdecydowali się moi rodzice.
Co nimi powodowało?
– Chęć zmierzenia się z takim wyzwaniem.

To był zabytek klasy zerowej, jeden z najpiękniejszych na Mazowszu i ziemi grójeckiej.
Poza tym kupno to rodzaj lokalnego patriotyzmu. Główna siedziba naszej firmy znajduje się zaledwie trzy kilometry od Małej Wsi. Nie mogę powiedzieć, żeby ten pałac jakoś mocno uczestniczył wcześniej w naszym życiu. Był obiektem strzeżonym, rządowym, zamkniętym. Może to zabrzmi górnolotnie i pompatycznie, ale chodzi też o pozostawienie po sobie jakiegoś śladu, znaku – tłumaczy Barański.
„Podług dyspozycji i rysunków Pana Lessla”
Pałac w Małej Wsi zapewne nie wzbudzałby aż tak dużego zachwytu historyków sztuki czy miłośników zabytków gdyby nie jeden fakt.
Otóż we wnętrzach zachował się zespół zapierających dech w piersiach polichromii.
To jeden z niewielu obiektów w Polsce, w których możemy podziwiać tego typu oryginalny wystrój z przełomu XVIII i XIX wieku. Urokowi tych dekoracji poddajemy się natychmiast, gdy z sieni, skręcając w prawo, ruszamy na pierwsze piętro schodami z piękną, drewnianą balustradą. Układ wnętrz na piano nobile jest dwutraktowy. „Główna sala, Sala Warszawska, zdaje się wielką altaną otwierającą się na piękny, wymalowany na ścianie widok Warszawy inspirowany bez wątpienia słynną panoramą stolicy Canaletta z 1770 roku. Stajemy dokładnie w tym samym miejscu, na praskim brzegu Wisły, gdzie malarz w obecności króla Stanisława Augusta ustawił swą sztalugę.

Na sąsiedniej ścianie panorama Neapolu i Wezuwiusza ujęta w podobną iluzjonistyczną architekturę, kolumny, balustrady, gzymsy. Jakby te dwa miasta sąsiadowały ze sobą – pisze Piotr Libicki. – Malarski program małowiejskiego pałacu uzupełniają na piętrze, w pokojach traktu frontowego, medaliony z wizerunkami wielkich filozofów i poetów starożytnych: Arystotelesa, Arystydesa, Cycerona, Hipokratesa, Homera, Horacego, Platona i Sokratesa. Tu też znajduje się Sala Pompejańska o bogatej groteskowej dekoracji z figuralnymi przedstawieniami inspirowanymi »Przemianami« Owidiusza. Podobną polichromię, na którą składają się wyimaginowane jak u Claude’a Lorraina widoki antycznych ruin, zamku na wyspie, młyna, odnajdziemy w gabinetach parteru” – czytamy w pracy „Dwory i pałace wiejskie na Mazowszu”.
2. Fot. Archiwu pałacu Mała Wieś
Według specjalistów wystrój pałacowych wnętrz powstawał w dwóch etapach: w latach 1783–1786 wykonano sztukaterie, kominki i większość dekoracji malarskiej. Autorem sztukaterii był sam Hilary Szpilowski. Autor polichromii pozostaje nieznany. Po 1808 roku malarz Robert Stankiewicz uzupełnił polichromie, malując iluzjonistyczne gzymsy i plafony „w Czterech Pokojach i Gabinecie wszystko podług dyspozycji i rysunków Pana Lessla architekta”. W związku z unikatowym charakterem zewnętrza i wnętrz dawnej siedziby Walickich wszelkie prace remontowe przebiegały pod ścisłym nadzorem konserwatorskim, w tym delegatury radomskiej Mazowieckiego Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Warszawie.
– Trzeba przyznać, że przejęcie obiektu po wojnie przez Urząd Rady Ministrów było szczęściem w nieszczęściu – mówi Tomasz Barański. –
Pałac nie był bowiem zrujnowany tak jak inne tego typu arystokratyczne siedziby. Starano się go utrzymywać w dobrym stanie, przede wszystkim prowadzono bieżące remonty. Stropy i więźba dachowa były w miarę nowe. Dach był pierwotnie pokryty dachówką ceramiczną. URM wymienił ją na blachę. My tego nie zmienialiśmy.

Przeprowadzono za to renowację elewacji i stolarki okiennej. Dawna kaplica, którą po wojnie przekształcono w szatnię, odzyskała swoją pierwotną funkcję. Wróciło do niej tabernakulum, jedyny obiekt, który zachował się z oryginalnego wyposażenia.
Prawdziwym wyzwaniem były jednak pałacowe wnętrza. – Po przejęciu przez spadkobierców rezydencja była kompletnie pusta. Elementy ruchome znikały przez cały okres powojenny, a w momencie oddania pałacu w ręce prywatne nie było tutaj niczego oprócz owych niezwykłych polichromii, które siedzibie w Małej Wsi przyniosły sławę. Na szczęście dobrze zachowały się podłogi, drewniane okna, balustrady i drzwi – dodaje Barański.

Od razu przystąpiono do remontów. Podłogi oczyszczono, we wnętrzach usunięto rozmaite pawlacze i zbędne szafy, wymieniono instalację elektryczną i grzewczą, rozprowadzono wentylację, a także przywrócono pierwotny układ niektórych pomieszczeń z czasów, gdy mieszkała tutaj rodzina Walickich.
Największym wyzwaniem były jednak wspomniane malowidła ścienne. Interwencje konserwatorskie, których dokonywano przez cały okres zarządzania obiektem przez Urząd Rady Ministrów, były dość dyskusyjne. Ich stan budził zaniepokojenie u współczesnych konserwatorów.
– Dla mojej rodziny odnowienie polichromii było zadaniem priorytetowym. Ich konserwację przeprowadzono w latach 60. XX wieku, o czym świadczył ukryty pod sztukaterią stosowny napis. Podstawowy zarzut dotyczący tamtych prac dotyczył faktu, że w malowidłach został zatarty efekt przestrzenności, stały się mniej iluzoryczne, bardziej płaskie, a część oryginalnych elementów została po prostu zamalowana. I tak np. w Sali Złotej odkryto listki winorośli i wachlarze w narożnikach, które pieczołowicie odtworzono – tłumaczy Barański.

Pamiętajcie o ogrodach
Na większą swobodę działania służby konserwatorskie zezwoliły w przypadku parteru, na którym przed wojną znajdowały się biura. – Ta przestrzeń została przez nas przebudowana i zaadoptowana na cele usługowe. Zmieniony jest układ ścian, wbudowane nowoczesne łazienki.
Adaptacja dotyczyła tylko pomieszczeń, które nie miały charakteru zabytkowego – zapewnia syn właścicieli.

Jeśli chodzi o park, to największe zaskoczenie może budzić obiekt, który powstał na miejscu dawnej oranżerii. – Na początku oranżeria służyła do uprawiania i eksponowania egzotycznych roślin. Za czasów Morawskich była używana do składowania jabłek. To przecież w okolicach Grójca ponad sto lat temu dokonywano pierwszych nasadzeń jabłoni w tym regionie. Po wojnie spłonęła. Cyrankiewicz zdecydował, że w tym miejscu powstaną sala bankietowa, stołówka i kino. Przed pawilonem wybudowano basen – wyjaśnia Barański. Nowi właściciele zdecydowali o wyburzeniu dawnych obiektów. W ich miejscu znajduje się obecnie Nowa Oranżeria, ogromna sala bankietowo-usługowa nawiązująca kształtem do zabytkowych oranżerii w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Oprócz tego obecna właścicielka pałacu Wiesława Barańska zaprojektowała jeden z największych w Europie ogrodów różanych w stylu francuskim. – W parku zachowały się oryginalne boskiety (boskiet to grupa minimum pięciu krzewów lub drzew jednego gatunku – przyp. red.) grabowe. Trudno w to uwierzyć, ale rosną tutaj już prawie 200 lat. Stale je pielęgnujemy, dbamy o nie, by nadal tworzyły oryginalne ogrodowe gabinety. Po wojnie trochę zdziczały, ale na szczęście dzięki przycinkom odzyskaliśmy ten piękny element – Tomasz Barański nie kryje zachwytu nad tą częścią parku.
Ponadto w parku angielskim zachowało się sporo przykładów starodrzewu. Są to okazy liczące nawet 30–40 metrów, które raczej nie występują w naszej szerokości geograficznej. Wskazują na to, że czyniono próby stworzenia przy pałacu oryginalnego arboretum.
2. Fot. Rafał Masłow
Życie po życiu
Kupując zabytkowy pałac i park, Barańscy postawili sobie zadanie stworzenia tutaj centrum hotelarskiego. W dawnej wozowni funkcjonuje restauracja, w czterech zabytkowych pawilonach od frontu i w spichlerzu przygotowano pokoje hotelowe, działa także SPA. – Przede wszystkim należy rozpoznać rynek i odpowiedzieć sobie na pytanie, na jakie usługi w danej okolicy jest największy popyt. Na szczęście mieszkamy w jednym z najgęściej zaludnionych regionów, w trójkącie Warszawa – Łódź – Radom. Mamy tu prawie pięć milionów mieszkańców, a więc, mówiąc nieco przewrotnie, jest komu przyjeżdżać. Oczywiście pojawiają się nie tylko mieszkańcy z najbliższej okolicy, lecz także klienci z całego świata. Przyznam, że naszym założeniem było stworzenie tutaj jednego z ważniejszych centrów organizacji przyjęć weselnych. Taki cel sobie postawiliśmy i uważam, że z powodzeniem go realizujemy. Jeśli chodzi o drugi pomysł, to ważna była bliskość Warszawy, gdzie znajdują się siedziby wielu korporacji, które organizują wyjazdy, spotkania i konferencje dla swoich pracowników. Oczywiście są też goście indywidualni. W przyszłości będziemy poszerzać działalność skierowaną właśnie do nich – dyrektor hotelu Mała Wieś.
Podczas spaceru w parku łatwo natknąć się na zabytkowy głaz z umieszczoną obok tablicą, na której wyryto napis:

„Król Stanisław August odwiedzając Bazylego Walickiego odpoczywał w tym miejscu/w d. 20 i 21 lipca 1787 r.”.
Z kolei w pałacu, w eleganckim salonie kąpielowym, który powstał na miejscu dawnej łazienki zbudowanej na życzenie Niny Andrycz, aktorka spogląda na nas z wielkiego portretu. To słynna fotografia autorstwa Jerzego Dorysa, ukazująca Andrycz w roli… królowej Marii Stuart.
2. Fot. Rafał Masłow
Tekst powstał we współpracy ze Stowarzyszeniem Domus Polonorum – organizacją mająca na celu opiekę na zabytkami znajdującymi się w posiadaniu właścicieli prywatnych, propagowanie w Polsce i za granicą dworu polskiego jako zjawiska kulturowego, historycznego i architektonicznego oraz rozwijanie działań służących zachowaniu dziedzictwa narodowego i tożsamości kulturowej. Więcej: domuspolonorum.org.
Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 4/2024











