Matejko na barykadzie
Jan Matejko, „Autoportret”, 1892 r., olej na płótnie, 160×110 cm
Repr. Muzeum Narodowe w Warszawie
Artykuły

Matejko na barykadzie

Z tego artykułu dowiesz się:
  • dlaczego Matejko zgodził się namalować portret Podlewskiego
  • ile wynosiła dniówka malarza
  • co obraz robił na barykadzie

W 1882 roku wydaje się, że Jan Matejko jest u szczytu twórczych sił. Cztery lata wcześniej ukończył „Bitwę pod Grunwaldem”, a teraz nanosi ostatnie poprawki na „Hołdzie pruskim”. Darzony wielką estymą nie mógł narzekać na brak zleceń, mimo to w lipcu przyjął nietypową prośbę Marii Mierzejewskiej, marzącej o tym, by mistrz uwiecznił Karola Podlewskiego. Problem w tym, że… model nie żył już od dwóch lat.

Trzy dni pracy

Karol Podlewski przyszedł na świat w 1814 roku, a zatem niemal ćwierć wieku przed Matejką.

Podlewski, mogący poszczycić się dyplomem magistra medycyny i prawa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, był wybitnie zasłużonym działaczem patriotycznym, za co płacił nieraz wysoką cenę. Pod koniec lat 30. XIX wieku był więziony w warszawskiej Cytadeli z wyrokiem śmierci, zamienionym ostatecznie na pięcioletnie ciężkie roboty i bezterminowe zesłanie. Na Syberii spędził kilkanaście lat, a jego dom wspominano jako azyl przyjazny wszystkim politycznym więźniom. Razem z innymi zesłańcami, m.in. z Jerzym Brynkiem i Józefem Antonim Beaupré, pomagał rodakom, prowadząc tzw. Dom Zleceń.

Kiedy w 1858 roku, z okazji koronacji Aleksandra II ogłoszono amnestię, Podlewski wrócił do kraju i zamieszkał w Płocku.

Niedługo dane mu było cieszyć się wolnością, bo za wspieranie powstańców styczniowych został osadzony w Modlinie. Umierając w 1880 roku, zapewne nie przypuszczał, że niebawem Jan Matejko wykona jego portret. A chyba jeszcze trudniej byłoby przewidzieć, jak burzliwe losy czekają obraz.

Agata Wiśnioch podawała, że Matejko namalował portret na podstawie fotografii przechowywanej przez rodzinę zmarłego. Mimo niełatwych warunków wykonania zlecenia – wszak zdjęciu daleko do żywego modela, a także wysokich honorariów, które zwykł przeważnie pobierać – artysta potraktował Mierzejewską z dżentelmeńską galanterią. Jak pisał powiernik Matejki, sekretarz krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych Marian Gorzkowski,

mistrz „wziął według umowy tysiąc złotych z uwagi, że więcej było jej trudno zapłacić”. Inna rzecz, że praca nie trwała długo. Podobno artyście namalowanie portretu zajęło raptem trzy dni.

Repr. Muzeum Narodowe w Warszawie
Matejko na barykadzie
Jan Matejko, „Portret Karola Podlewskiego”, olej na desce, 93,5 x 65 cm

Na wystawie i w skrzyni

W rękach rodziny obraz pozostał ponad pół wieku. Wnuk portretowanego – Michał Podlewski – zdecydował się sprzedać Matejkowski portret Muzeum Narodowemu w Warszawie, do transakcji doszło 11 marca 1925 roku i wydawało się, że już na zawsze tej wybitnej klasy wizerunek pozostanie w kolekcji publicznej. Do księgi inwentarzowej wpisano go pod nr. 46589.

Kiedy jeszcze w tym samym roku warszawskie Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych przygotowywało wystawę „Portret polski”, nie ominęło niezwykłego wizerunku Karola Podlewskiego. Obraz ewidentnie darzono szacunkiem, skoro reprodukcja wizerunku patrioty została przeznaczona na tzw. premię roczną, czyli elegancki prezent dla członków Towarzystwa.

„Katalog Galerii Malarstwa Polskiego” wydany przez stołeczne Muzeum Narodowe na rok przed wybuchem II wojny światowej potwierdza, że dzieło znajdowało się w kolekcji.

1. Fot. Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa
2. Fot. Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa
Matejko na barykadzie
Matejko na barykadzie
„Katalog Galerii Malarstwa Polskiego” 1938 r. Wydany przez Muzeum Narodowe w Warszawie

Kilka miesięcy później, wiosną 1939 roku w stolarni muzeum panuje ruch. Przygotowywane są skrzynie przeznaczone do zabezpieczania najcenniejszych dzieł, w jednej z nich, oznaczonej jako MP3, niebawem złożony zostanie portret Podlewskiego.

Matejko portrecista

Talent Matejki objawiał się nie tylko w monumentalnych kompozycjach historycznych, lecz także – portretach. Formuła malarskich wizerunków tworzonych przez autora „Hołdu pruskiego” była jednak specyficzna. Jak pisał Waldemar Okoń, „postacie portretowane przez krakowskiego mistrza należą do specjalnej, bliskiej jego obrazom historycznym »Matejkowskiej« rasy ludzi potężnych, poważnych i smutnych, jednak sami portretowani nie zgłaszali specjalnych zastrzeżeń i posiadanie takiego obrazu uchodziło za wielki zaszczyt, artysta bowiem nie wszystkich chciał portretować, skupiając się na kręgu bliskich przyjaciół i członków ówczesnej elity towarzyskiej Galicji”. Z pewnością Matejko wiedział o patriotycznych zasługach Podlewskiego, jego heroizmie i niezłomności. W gruncie rzeczy wydaje się, że syberyjski zesłaniec był idealnym modelem dla malarza.

Ciekawe światło na Matejkowskie portrety rzuca także wypowiedź Ludwika Stasiaka. W 1910 roku monografista artysty zastrzegał, że

Matejko „portrecistą jednak w ścisłem tego słowa znaczeniu nie był.

Natura jego na wskroś subjektywna nie mo­gła zdobyć się na odpowiednią dozę objektywizmu, niezbędnego dla każdego portrecisty. Ludzie przezeń portretowani są z pewnością podobni do siebie w portretach, ale kształty ich wy­olbrzymione, muskulatura silnie podkreślona, wyraz powagi na twarzach, czynią z nich istoty podobne do tragicznych bohaterów, których oblicza mistrz twórczą siłą wywiódł z wyobraźni. Na portrety jego należy patrzeć tak jak i na inne obrazy, jako takie, bez względu na to, kogo przedstawiają, są wybitnemi dzie­łami sztuki, a niektóre arcydziełami”.

Co do jednego możemy być pewni – portret Karola Podlewskiego na miano arcydzieła zasłużył.

Tajemnica MP3

Aż do powstania warszawskiego skrzynia znajdowała się na terenie muzeum, a obraz cierpliwie czekał na lepsze czasy. Lepsze jednak bynajmniej nie nadchodziło, a choć dyrektor Lorentz uzgadniał podobno z władzami państwa podziemnego, że walki powstańcze oszczędzą gmach muzeum, niestety, rzeczywistość nie oszczędziła siedziby instytucji, a przede wszystkim – jej kolekcji.

Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie
Matejko na barykadzie
Pracownicy MNW przy fragmentach arabesek z Gabinetu Konferencyjnego, uratowanych z Zamku Królewskiego. Od lewej: Stanisław Lorentz, Józef Grein, Bohdan Marconi, Stanisław Pawłowski, Zygmunt Miechowski, Maria Friedlówna-Bogucka, Michał Walicki, Jan Morawiński, listopad 1939 r.

Kronikarzem bestialstwa wojny stał się dyrektor Stanisław Lorentz, prowadzący wstrząsające, skrupulatne notatki dotyczące sytuacji dzieł w muzeum zajętym przez Niemców. Po raz pierwszy portret Podlewskiego jest wzmiankowany 14 sierpnia, kiedy w jednej z sal dyrektor znajduje 25 porozrzucanych obrazów wyjętych ze skrzyń. Zbiera je i starannie układa pod ścianami. Jednym z nich jest Matejkowski portret.

Dzień po upadku powstania, 3 października, Lorentz znów natrafia na portret Podlewskiego. Tym razem już nie w jednej z muzealnych sal, ale na… niemieckiej barykadzie.

Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie
Matejko na barykadzie
Muzeum Narodowe. Fragment gmachu zniszczony w czasie II wojny światowej. Warszawa, 1945 r.

Cała skrzynia MP3 i jej zawartość posłużyła do budowy umocnień przed wejściem do gmachu. Skrzynie, mieszczące niegdyś wyroby złotnicze, teraz były wypełnione piaskiem i betonowymi płytami. Po raz drugi portret udało się uratować.

Nie miną trzy dni, a do muzeum zawita wysoki rangą oficer SS, deklarujący, że z rozkazu Hitlera ma ewakuować do Rzeszy wszystkie cenne dzieła. Tym razem obrazu nie udaje się już uratować, wypełniona siedmioma obrazami skrzynia MP3 opuszcza Warszawę 9 października, kierując się w stronę austriackiego zamku Fischhorn, o czym Lorentz jeszcze wówczas nie wiedział.

Fot. Chris Niedenthal / Forum
Matejko na barykadzie
Prof. Stanisław Lorentz w bibliotece królewskiej na Zamku w Warszawie, lata 70.

Zajmujący się malarstwem oficer Bohdan Urbanowicz już w lipcu 1945 roku dowiedział się, że w zamku niedaleko Bruck znajdują się polskie skarby. Niebawem uda mu się uzyskać stosowne pełnomocnictwa i ruszyć do Fischhorn na ratunek dóbr kultury. Prędko udaje mu się odnaleźć wiele cennych dzieł, które pozostawały w zamku, na inne natyka się w okolicznych domach, bowiem miejscowa ludność nie powstrzymała się przed kradzieżami.

Najgorsze jednak, że „na pamiątkę” brali sobie polskie muzealia amerykańscy żołnierze. I ten trop w poszukiwaniach bezcennego portretu Podlewskiego okazał się słuszny.

Matejko w słońcu Kalifornii

Amerykańska rodzina nie miała pojęcia o wartości portretu siwego staruszka malowanego na dębowej desce. Zlecili renowację obrazu profesjonalnemu konserwatorowi, który potwierdził, że widoczna na obrazie data 1882 jest autentyczna, a wtedy właściciele zaczęli szukać informacji o autorze. Wreszcie – zapewne ku swojemu zdumieniu – natrafili w odmętach internetu na czarno-białą fotografię wiszącego w ich domu obrazu.

Od tego momentu wszystko było już jasne. Dzieło rzeczywiście jest cenne, ale jest także polską stratą wojenną. Właściciele nie zamierzali tych informacji ignorować, podjęli kontakt z Departamentem Dziedzictwa Kulturowego za Granicą i Miejsc Pamięci, otwarcie przyznając, że są w posiadaniu portretu Karola Podlewskiego. Teraz pozostawało już tylko udowodnić, że stołeczne Muzeum Narodowe rzeczywiście było przed wywózką właścicielem obrazu.

Dzięki kwerendom w muzealnych archiwach oraz Bibliotece Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk udało się znaleźć przekonujące potwierdzenie. Odtąd do sprawy wkroczyła polska ambasada.

Negocjacje nie trwały długo.

Rodzina przechowująca portret postanowiła zwrócić go prawowitemu właścicielowi, nie roszcząc żadnych finansowych zadośćuczynień. Zdecydowała także, że woli pozostać anonimowa.

Fot. Ambasada RP w Waszyngtonie
Matejko na barykadzie
Odzyskanie portretu Karola Podlewskiego. Obraz pędzla Jana Matejki prezentowany w Ambasadzie RP w Waszyngtonie. USA, 2006 r.

Jeden z polskich kolekcjonerów, chcąc wesprzeć akcję, sfinansował ubezpieczenie i transport dzieła z Kalifornii do Waszyngtonu, gdzie Karol Podlewski po raz pierwszy mógł zobaczyć samolot Polskich Linii Lotniczych.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

28 lipca 2006 roku przekazano obraz Muzeum Narodowemu, a już trzy dni później publicznie zaprezentowano.

Karol Podlewski pędzla Jana Matejki po trwającej kilka dekad tułaczce po świecie wrócił wreszcie do domu,

a miłośniczki i miłośnicy malarstwa mogli się przekonać, jak wiele miał racji Mieczysław Treter, piszący niemal wiek temu, że olejny wizerunek bohatera można uważać za jeden ze wspanialszych przykładów światowego malarstwa portretowego.

Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 3/2024


Paweł Bień

Historyk sztuki, kulturoznawca, muzealnik i publicysta. Autor kilkudziesięciu tekstów popularnonaukowych, relacji z muzealnych podróży, programów towarzyszących wystawom, popularyzatorskich materiałów wideo i gospodarz podcastu "DNA muzyki polskiej", kurator wystawy "Cisza w przestrzeni. Prace Alfreda Lenicy na papierze" (Warszawa 2023). Adiunkt w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Popularne

O Dürerze, któremu zabrakło kreski

Cyprian Lachnicki zajmuje obszerny apartament przy ul. Brackiej 20 w Warszawie. Na zdjęciu Jana Malarskiego widzimy siwobrodego intelektualistę w domowym stroju, pochylonego nad arkuszem gazety. Podłogi wyłożone są kunsztownym parkietem, w oknie stoi palma, nad fotelem gospodarza wisi oprawny w złotą ramę olej, obok – imponujący empirowy zegar. Rok później, w grudniu 1906 roku, Lachnicki kładzie lakową pieczęć na swoim testamencie. „Życzyłbym [sobie] – pisze – gdyby po mojej śmierci przez dwa lata zbiory moje zostały na miejscu nienaruszone. […] Galerię Obrazów i rysunki zapisuję na rzecz muzeum”...

Bartholomäus Bruyn: tajemnica dwóch paneli  

Dwa kameralnych wymiarów obrazy na dębowych deskach brano za dzieła szkoły Jana van Eycka, eksponowano je w sąsiedztwie „Monny Luizy” (sic!), a finalnie okazały się formalnie związane z  Albrechtem Dürerem. Co mogło znajdować się między dwoma zachowanymi w warszawskim Muzeum Narodowym skrzydłami, i dlaczego na przestrzeni lat zmieniano nie tylko ich atrybucję, ale nawet wymiary?