Fragment ekspozycji z wachlarzami z kolekcji Hanny Szudzińskiej, Europa Zachodnia, ok. 1770/1780 r.
Fot. Zamek Książ
Recenzje

Kuriozalnie piękne

Wystawa „Gabinet osobliwości” w Zamku Książ to opowieść o dziejach miejsca, Dolnym Śląsku, a także o kolekcjonowaniu i o tym, że historia lubi wracać – nawet po 80 latach. Mamy tu meble z duszą i ekspozycję, która udowadnia, że określenie „kuriozum” to nie obelga, ale wyraz wyjątkowości i ekstrawagancji w podejściu do świata.

Ta historia zaczyna się po 1722 roku, gdy ówczesny właściciel Zamku Książ, Konrad Ernest Maksymilian Hochberg, zamówił gabloty pokryte czerwoną laką i złotymi ornamentami w stylu chinoiserie,

modnym w XVIII wieku, na bokach ozdobione widokami orientalnych krajobrazów czy scenkami rodzajowymi. Były przeszklone, co pozwalało oglądać znajdujące się w nich eksponaty bez dotykania.

I przez ponad 160 lat
9 witryn stanowiło wyposażenie zamku.

Hochbergowie – właściciele zamku przez kilka stuleci – mieli słabość do rzeczy niezwykłych: porcelany, minerałów, instrumentów naukowych, a także… różności z całego świata, które dziś nazwalibyśmy kuriozami. Wiele z nich stało się elementem Kunstkamery, gabinetu osobliwości, na którego potrzeby zamówiono właśnie wspomniane witryny.

Takie pokoje – będące protoplastami dzisiejszych muzeów – wyrażały ciekawość świata w różnych przejawach. Dziełom natury towarzyszyły tu artefakty wychodzące spod ręki człowieka. Najsłynniejsze tego typu komnaty należały do władców – jak cesarz Ferdynand I czy Rudolf II. Ale w ślad za nimi takie kolekcje tworzyli także arystokraci. A jednym z nich był właśnie przedstawiciel rodu Hochbergów.

Opis owego Kunstkabinettu, który został zamieszczony przez Gottfrieda Scharfa w dziele „Gelherten Neugikeiten Schlesiens”, wiemy, że w zbiorach znajdowały się monety, kamienie, kryształy, muszle i minerały – w tym kamień Poppei, żony Nerona, czy duży hiszpański topaz. Obok nich znalazły się z czasem takie eksponaty jak najstarsze na ziemiach niemieckich „elektryczne jajo”, czyli przyrząd do badań nad elektrycznością, czy wykonany w 1699 roku globus nieba matematyka i astronoma Erharda Weigla, nauczyciela Leibniza. Spisy wymieniają też „Antilę pneumaticę Renwolditscha”. Może chodzić o odwzorowanie gwiazdozbioru o tej nazwie, który kształtem przypomina pompę pneumatyczną, wynalezioną przez Denisa Papina.

Niestety, znamy ten zbiór tylko ze spisów i przedwojennych fotografii. II wojna światowa – trudna dla samego zamku, zajętego i przebudowywanego przez nazistów, którzy znacznie zniszczyli wnętrza, próbując je dopasować do nowych funkcji – przyniosła też rozproszenie kolekcji.

Kurz zapomnienia pokrył także także same gabloty. Nawet nie było wiadomo, co się z nimi stało.

Z Ziem Wyzyskanych do Poznania – i z powrotem

Historia powrotu tych mebli to niemal muzealny thriller – z happy endem. Oto bowiem po ośmiu dekadach te same meble, które kiedyś zdobiły wnętrza Książa, znów przyjechały do zamku.

Dziś już można zrekonstruować ich dzieje. Ze składnicy muzealnej w Narożnie, do której trafiały rozmaite dzieła i wyposażenie z Dolnego Śląska, trafiły z rozdzielnika do placówki w Poznaniu, a dokładniej do jego oddziału – pałacu w Rogalinie (jedna z kolei w dość niejasnych okolicznościach trafiła do warszawskiego Muzeum Narodowego), gdzie nie zaginęły bezpowrotnie w odmętach nieopisanych – jak to się czasem zdarza – magazynów. Czekały po prostu na powtórne odkrycie.

I co ważne: ten cud nie wydarzył się sam. Za jego kulisami kryje się międzymuzealna współpraca.

1. Fot. Zamek Książ
2. Fot. Zamek Książ
Kuriozalnie piękne
Kuriozalnie piękne
Gabloty z Książa przed renowacją

W świecie, gdzie każdy kustosz zazdrośnie strzeże swoich zbiorów, niechętnie wypuszczając je spod swojej kurateli, to też godna odnotowania ciekawostka.

Choć i te postawy zaczynają się – na szczęście – zmieniać. I kilka na to dobrych przykładów mamy zarówno w Polsce, jak i na świecie.

Ale w tym niezwykłym powrocie pomógł przypadek: gdy opublikowano historyczne zdjęcia wnętrz przedwojennego Książa wykonane przez kucharza Louisa Hardouina, trafił na nie Michał Błaszczyński z poznańskiego muzeum. I to on zawiadomił dolnośląski zamek, że to właśnie w stolicy Wielkopolski są prawdopodobnie ich witryny. Potem jeszcze konserwacja, w którą zaangażowało się Muzeum Porcelany w Wałbrzychu, i teraz powrót w pełnym blasku do komnat po latach tułaczki.

Pieczołowitość, z jaką zostały odrestaurowane, należy docenić. Współpraca muzeów wyszła witrynom na dobre – i to nie tylko ze względu na ich wygląd. Bo mimo zgodności między muzealnikami co do kwestii proweniencji mebli i chęci ich eksponowania na Dolnym Śląsku sprawa okazała się prawnie skomplikowana. Wreszcie oddano je w depozyt do Muzeum Porcelany, które zorganizowało wystawę w zamku Książ. Dzięki temu legalnie mogą wrócić na swoje pierwotne miejsce, wyrównując rachunki z historią, która z Książem obeszła się bez taryfy ulgowej, nawet jeśli dziś zamek zachwyca.

Fot. Zamek Książ
Kuriozalnie piękne
Nowa ekspozycja z wykorzystaniem historycznych gablot

Wiadomo, dla Książa takie meble mają właściwie status relikwii – są elementem przedwojennego wyposażenia. Dlatego dziś nie tylko eksponują, lecz także same są eksponatami. A wraz z ich powrotem powrócono do myśli o stworzeniu wystawy stałej „Gabinet osobliwości”.

Kolekcjonerzy i duch Dolnego Śląska

Wystawa nie odtwarza gabinetu Hochbergów jeden do jednego, bo nie było nawet takiej możliwości ze względu na wspomniany już status kolekcji: „zaginione”. Kuratorzy z Książa postanowili pójść inną drogą. Drogą żywego dialogu z dziedzictwem – zarówno książęcym, jak i społecznym. Dzięki temu zyskaliśmy przestrzeń, która pulsuje w rytmie opowieści przedmiotów z różnych epok i kontekstów.

Co ważne, część z nich pochodzi nie tylko ze zbiorów własnych zamku, lecz także innych placówek oraz kolekcji prywatnych, bo

Książ stawia na partnerstwo z kolekcjonerami.

To efekt współpracy z aż 22 partnerami. Ruch odważny, ale i mądry. Bo to właśnie pasjonaci, miłośnicy historii ratują dziś pamięć o przedmiotach – zwłaszcza na Dolnym Śląsku. Przez lata pozostałości na Ziemiach Odzyskanych (czy raczej Wyzyskanych) nie miały w Polsce dobrego PR-u, czego najlepszym dowodem jest zamazanie historii wspomnianych muzealnych mebli po wyjeździe do Wielkopolski.

To wystawa, która nie boi się „osobliwości” w pełnym tego słowa znaczeniu. Są tu sztychy, porcelana, biżuteria grobowa. Ale są i „dziwadełka”, jak przystało na szanującą się Wunderkamerę. Mamy tu więc: czaszkę niedźwiedzia jaskiniowego, XVIII-wieczne modele anatomiczne z kości słoniowej, wyjątkowej klasy karkonoskie szkło (w tym szklanice należące do Hochbergów), koronki karkonoskie, wachlarze, steampunkowe modele skorupiaków z kolekcji rodu Sapiehów, gilotynka do cygaretek. Mamy tu też paletę malarską Michaela Willmanna, zwanego dolnośląskim Rembrandtem. Co szczególnie cieszy, są w tym zestawie pozostałości innego znanego dolnośląskiego gabinetu osobliwości, mieszczącego się przy Kościele Łaski w Kamiennej Górze. Jak widać, to zbiór różnych odprysków historii Dolnego Śląska.

To opowieść o tym, co piękne, a także o tym, co intrygujące, dziwne, niepokojące. A wystawa – choć stała – będzie podlegała zmianom.

Obiekty będą wymieniane, co dobrze zrobi zarówno im – ze względów konserwatorskich – jak i samej wystawie. Taka stałozmienna ekspozycja pozwoli instytucji nie tylko wciąż zacieśniać relacje z kolekcjonerami, lecz także zachęcać publiczność do częstszych wizyt. W czasach ciągłego apetytu na nowości i zmianę to nie do przecenienia.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Zamek jako wehikuł czasu

Nie sposób nie docenić pracy członków merytorycznego zespołu Zamku Książ, który konsekwentnie od kilku lat odzyskuje dla historii i współczesności to, co często przez dekady było zapomniane. Ich działania są próbą opowiedzenia dziejów Dolnego Śląska nie z piedestału, lecz z bliska – przez przedmioty, biografie i konteksty. I robią to w sposób nowoczesny: oparty na współpracy, pasji i otwarciu na różne formy dziedzictwa – zarówno te „pomnikowe”, jak i te „z odzysku”, czasem dość zaskakujące. Potrafią opowiedzieć i odtwarzać historię, przedstawiając ją bardzo współcześnie, nie bojąc się odważnych kroków. A mimo to jest to wciąż praca z dziejami miejsca, a także całego Dolnego Śląska. To rewitalizowanie pamięci, które warto docenić.

W czasach, gdy muzea bywają (na szczęście coraz rzadziej!) zamknięte w muzealnych schematach, Książ staje się przestrzenią narracji i relacji, gdzie eksponat nie jest fetyszem, lecz opowieścią.

A wystawa „Gabinet osobliwości” jest swoistym hołdem dla kolekcjonerskiego szaleństwa, które ostatecznie okazuje się narzędziem zrozumienia historii i otaczającego świata.

Kuriozalnie piękne

Tekst ukazał się drukiem w kwartalniku „Spotkania z Zabytkami” nr 4/2025.

Pismo dostępne na rynku od początku października 2025.

Do kupienia ONLINE oraz w Salonikach Prasowych Kolportera, w Empiku i sklepach z prasą. Zachęcamy do kupna przenumeraty i egzemplarzy archiwalnych.

Polecamy serdecznie!


Łukasz Gazur

Krytyk sztuki i teatru, wieloletni szef działu kultury w "Dzienniku Polskim" i "Gazecie Krakowskiej". Publikował i współpracował m.in. z "Przekrojem", "Tygodnikiem Powszechnym", "Wprost", TVP Kultura. Wykładowca akademicki na kierunkach kolekcjonerskich i antykwarycznych oraz dziennikarskich. Czterokrotnie wyróżniony Nagrodą Dziennikarzy Małopolski. Członek polskiej sekcji międzynarodowego stowarzyszenia krytyków AICA. Zastępca redaktora naczelnego magazynu "Spotkania z Zabytkami". Laureat jubileuszowej edycji nagród „Kolekcjonerstwo – nauka i upowszechnianie” im. Feliksa Jasieńskiego.

Popularne

Ostatnia urodzona w Książu

Puszczając wodze fantazji można by powiedzieć, że jest tu od zawsze. A tak naprawdę jest tu po prostu najdłużej. Pamięta idylliczny świat ostatnich książąt pszczyńskich w zamku Książ, pierwszych turystów, okrucieństwo i zniszczenia wojenne czy Dziki Zachód, jak mówi się nieraz o powojennym osadnictwie na Dolnym Śląsku. Zapytana o wydarzenia z przeszłości potrafi precyzyjnie przywołać konkretny dzień, pogodę czy wypowiedziane słowa ich uczestników...