Jak Polska nie została drugą Szwajcarią
Zabytki techniki

Jak Polska nie została drugą Szwajcarią

Z tego artykułu dowiesz się:
  • dlaczego produkcja zegarków ruszyła właśnie w Błoniu
  • które kraje były po wojnie liderami w produkcji czasomierzy
  • co wytwarzano w zakładzie po zakończeniu produkcji zegarków

„Musimy sobie postawić jako zadanie jak najszybsze osiągnięcie własnej masowej produkcji zegarków ręcznych i aparatów fotograficznych” – oświadczył szef rządzącej Polską partii komunistycznej w listopadzie 1953 roku. Nie był to oczywiście temat główny referatu Bolesława Bieruta na tematy gospodarcze. Ściśle biorąc, zegarkom i aparatom poświęcił on jedno zdanie. Lecz przekaz nie był błahy. Informacja o produkcji przedmiotów służących wygodzie i przyjemności życia wpisywała się w widoczną zmianę trendu. Osiem miesięcy wcześniej zmarł Józef Stalin, a kierownictwo partii radzieckiej, stawiającej drogowskazy przed swoimi mniejszymi siostrami, zaczęło podkreślać konieczność reform. Mówiono o dobrach konsumpcyjnych, poprawie usług, reklamie. Oznaczało to wsparcie tzw. produkcji B, czyli rzeczy służących codzienności, a odpuszczenie części inwestycji A, czyli w przemysł ciężki i zbrojeniowy.

Właśnie grupa A obciążała gospodarkę PRL, traktowaną przez Związek Radziecki jak zaplecze produkcji militarnej. Nacisk na zbrojenia deformował i tak już wyśrubowane zadania planu sześcioletniego, realizowanego od 1950 roku. Jego celem było uprzemysłowienie Polski.

Bierut twierdził, że zadanie to jest z powodzeniem realizowane, ba, kraj zbliżył się do poziomu produkcji przemysłowej per capita Francji. Była to jednak produkcja stali, obrabiarek i czołgów. Tymczasem obywatel PRL miał kłopoty ze zdobyciem gwoździa, wiadra i żelazka.

Nie poprawiało to nastrojów. Bierut wyjaśniał, że trudności wynikają z obciążeń historycznych i zniszczeń wojennych, a partia zmienia priorytety. Mówił o pieczywie i wędlinach, butach, rowerach i odkurzaczach, a wśród powodzi tych dóbr miały spłynąć na obywateli także aparaty i zegarki.

W tydzień po publikacji referatu prasa nagłaśniała jego cudowną sprawczość. „Życie Warszawy” doniosło 13 listopada 1953 roku, że stołeczna Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego, specjalizująca się w lekkich samolotach, „przystępuje do produkcji zegarków na rękę wysokiej jakości. Dokumentację techniczną tych zegarków opracowuje brygada inżynieryjno-techniczna pod kierunkiem inż. mgr Bielawskiego”. Byłaby to więc tzw. produkcja uboczna polegająca na organizowaniu w fabrykach dodatkowych warsztatów, w ramach których powstałyby rozmaite rzeczy: od łopat po motocykle. Według doktryny planista mógł wycisnąć z podległych zakładów dowolne dobra, dlaczego więc nie zegarki? Nawet jeśli do dziś nic nie wiadomo o sukcesie brygady Bielawskiego, to sprawa produkcji zegarków nie umarła.

Fot. Z archiwum Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Błońskiej
Jak Polska nie została drugą Szwajcarią
Brygada montaży przystawki balansowej

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NID. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Zamiast pocisków przeciwlotniczych

Oto w miasteczku Błonie, położonym 35 km od Warszawy, organizowano od 1953 roku, na miejscu starej fabryki zapałek, Zakłady Mechaniczno-Precyzyjne (ZM-P). Miały one wytwarzać proste narzędzia pomiarowe, ale w istocie służyć tajnej produkcji „N” (niekatalogowej), czyli zbrojeniowej. Była to więc kontynuacja stalinowskiej polityki. Załoga liczyła 360 osób, wzmocniona przez pracowników z Warszawy, zatrudnionych dotąd przy innych projektach „N”. Tak miał powstać potencjał produkcji zapalników do pocisków przeciwlotniczych z mechanizmem zegarowym. Dokumentację otrzymano ze Związku Radzieckiego, a początek produkcji przewidziano na 1955 rok – lecz nagle przedsięwzięcie zatrzymano. Był to zapewne element wspomnianych zmian kursu. Zgromadzeni w Błoniu fachowcy pozostali bez zajęcia i zaczęli szukać wyrobu, który by mogli wdrożyć. „Zegarowy” charakter ich specjalizacji skłaniał do zainteresowania szybkościomierzami, gdyż inne zakłady uruchomiały właśnie produkcję motocykli. Wkrótce powstały prototypy liczników prędkości, wzorowanych na wschodnioniemieckich.

Ministerstwo Przemysłu Maszynowego miało szersze plany.

Wiosną 1956 roku wezwało na konsultacje Kazimierza Żelazkiewicza, jednego z nielicznych specjalistów mechaniki precyzyjnej.
Fot. Z archiwum Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Błońskiej
Jak Polska nie została drugą Szwajcarią
Wydział montażu;Od lewej: Jerzy Grzelak z wydziałowej kontroli technicznej, Stanisław przysiwek, kierownik wydziału i inż. Kazimierz Żelazkiewicz, główny technolog

Obejrzał on mizerne zabudowania po fabryce zapałek. Projekt rozruchu w tym miejscu produkcji zegarków wydawał się ekstrawagancki. Rozgłaszane wcześniej wysiłki zakładów lotniczych można włożyć między socrealistyczne bajki. Wytwarzanie filigranowego urządzenia, jakim jest zegarek mechaniczny, wymaga zastępu fachowców i specjalnych hal z precyzyjnymi obrabiarkami. Ta złożona struktura może powstać albo wskutek długiego rozwoju lokalnego, albo transferu: zakupu pod klucz zakładu czy inwestycji kapitału obcego. Istnieje też możliwość praktykowana szeroko od XIX wieku, czyli produkcja częściowa, oparta na dostarczanych przez innego wytwórcę surowych mechanizmach (ébauches). Tak chciano postąpić w Błoniu.

Tymczasem odwilż polityczna zamieniła się w potop. W czerwcu 1956 roku w Poznaniu rozlał się protest przeciwko władzy i nędzy materialnej. Na robotników posłano czołgi, było kilkadziesiąt ofiar. W następnych miesiącach narastało napięcie, a żądania socjalne łączyły się z wolnościowymi. Doprowadziło to do przesilenia w partii i przejęcia władzy przez Władysława Gomułkę, utożsamianego z „polską drogą do socjalizmu”. W programowym przemówieniu skrytykował on anachroniczność stalinowskiego przemysłu i orzekł, że Polska znajduje się na progu bankructwa. Starano się przed tym bronić, racjonalizując zatrudnienie, zwłaszcza w administracji, ale w efekcie bez pracy znalazły się tysiące ludzi. W mniejszych miastach narastało bezrobocie kobiet. Stanowiło to zagrożenie dla legitymizacji władzy, która opierała się też na pełnym zatrudnieniu. Takie było tło działań błahych w zestawieniu z dramatyzmem jesieni 1956 roku: produkcji zegarków. 

Z USA do PRL via ZSRR 

Łańcuch transferów technologicznych przenosi nas z Błonia sto lat wstecz i o niemal siedem tysięcy kilometrów – do miasta Ansonia w pobliżu Nowego Jorku. Dziś Ansonia jest tylko nieco większa od Błonia, ale ma silną tradycję przemysłową. Tam też powstała (1851) fabryka zegarków, która przeniosła się na nowojorski Brooklyn, gdzie w 1929 roku zbankrutowała. Wtedy to zainteresowała się nią radziecka centrala handlowa Amtorg i kupiła ją w całości. Tak kapitał prywatny przeistoczył się w państwowy i został implementowany do gospodarki ZSRR, którą skokowo modernizowano. Amtorg kupił także inną upadłą fabrykę zegarków: Dueber-Hampden z miasta Canton (Ohio).

Fot. Jerzy Bezpałka
Jak Polska nie została drugą Szwajcarią
Zegarek produkowany w latach 1961-1969

Oba zakłady rozebrano i przewieziono statkami do ZSRR wraz z grupą amerykańskich „speców”. Pomogli oni przy zmontowaniu Pierwszej Moskiewskiej Fabryki Zegarków, jednego z emblematycznych zakładów Wielkiej Pięciolatki, opatrzonego potem nazwiskiem Siergieja Kirowa.

W czasie II wojny światowej zakład ewakuowany został w głąb ZSRR i przestawiony na produkcję militarną, ale zaraz po wojnie powrócił i zaprezentował zegarek Pobieda (Zwycięstwo). Miał się on stać podstawą dla zegarków z Błonia, ale wybrano nowocześniejszy mechanizm wylansowanego w 1956 roku zegarka Kirowskije.  

Rozmowy o licencji odbywały się ponad głowami załogi błońskiej. Poinformowano ją o projekcie wiosną 1958 roku, a latem wysłano na praktyki do ZSRR. W roku następnym ruszył montaż zegarków z moskiewskich części.

Tak „Kirow” stał się fabryką-matką dla Błonia. W realiach epoki lepiej być nie mogło. PRL nie miała zasobów, by stworzyć własną technologię ani by kupić – jak Związek Radziecki – zakład pod klucz na Zachodzie lub chociażby dobrą szwajcarską licencję. Mechanizmy z Moskwy były zresztą na poziomie średnich szwajcarskich, a rozmach przemysłu zegarkowego ZSRR – uderzający. Historyk Pierre-Yves Donzé podaje, że w 1950 roku produkcja globalna zegarków sięgnęła 47,7 mln sztuk i była zbliżona do tej z ostatnich lat międzywojennych. Szwajcaria wyprodukowała połowę, Stany Zjednoczone 20 proc., trzecim wytwórcą były dwa państwa niemieckie z udziałem 11 proc. W porównaniu ze schyłkiem lat międzywojennych Szwajcaria zachowała pozycję, USA trochę straciły, Niemcy utrzymały się, mimo klęski wojennej, czwarta Francja nieco się umocniła. Spektakularny był awans piątego wytwórcy, Związku Radzieckiego: 2,1 mln zegarków w 1950 roku, czyli 4.5 proc. produkcji światowej, trzykrotnie więcej niż przed wojną. Żaden inny znaczący producent nie odniósł podobnego sukcesu.

W 1955 ZSRR zajmował już drugie miejsce,
wytwarzając 10 mln zegarków rocznie.

Produkty z Błonia osiągają „klasę światową”, czytał lektor „Polskiej Kroniki Filmowej” w 1959 roku. Pokazano kobiety pracujące pod okiem technika-mężczyzny, przy czym kamera skupiła się na nogach jednej z nich. W ten sposób często traktowano młode kobiety w „Kronice”, choć jednocześnie ukazywano ich awans. Pochylone nad mechanizmami od „Kirowa”, pochodziły z rolniczej okolicy, dla większości była to pierwsza praca. Wymagająca: wielogodzinne siedzenie nad cząstkami, które należało składać, justować, oprawiać. Na tarczach widniał napis „Błonie” i informacja „Licencja ZSRR”, ale wkrótce zastąpiła ją dumna: „Made in Poland”, choć mechanizm był radziecki. Zaprojektowano też różne modele kopert i tarcz z patriotycznymi nazwami: Lech, Wars, Bałtyk…  

Jak Polska nie została drugą Szwajcarią
Lech, Zodiak i Delfin – zegarki produkowane w Błoniu

Latem ogórek, zimą zegarek

Przy wtórze kampanii reklamowej zegarki pojawiły się w sklepach sieci „Jubiler”. W 1962 roku stanowiły 5 proc. sprzedanych przez tego monopolistę, w roku następnym – już 15 proc. Wzrost był jednak skutkiem zatorów w imporcie zegarków radzieckich. „Jubiler” sygnalizował, że nabywcy wykazują się „brakiem zaufania, na co niemały wpływ ma brak tradycji rodzimego przemysłu zegarkowego. Występujące […] wady i usterki pogłębiają dodatkowo ten brak zaufania”. Wbrew „Kronice Filmowej”, jakość produkcji była bardzo niska. Błonie zmagało się z poszukiwaniem i szkoleniem kadry. Załoga składała się w dużej części z młodocianych (16-18 lat), którzy rzadko wiązali przyszłość z zakładem. Wiele osób traktowało to zajęcie jako sezonowe dorobienie do pracy na roli: „Latem ogórek, a zimą zegarek”. Nie było to niczym nowym w dziejach zegarmistrzostwa. Rozwijało się ono w ubogich regionach rolniczych (szwajcarskiej Jurze, niemieckim Szwarcwaldzie), gdzie chłopi przyjmowali na zimę produkcję części. To jednak, co sprawdzało się w wytwórczości chałupniczej, dla fabryki było zgubne: część załogi znikała w czasie żniw czy wykopek. Z kolei inżynierowie znikali wabieni propozycjami z pobliskiej Warszawy. 

Produkcja zegarków rozniecała też jednak ambicje. Wymyślono mniejszą wersję „młodzieżową”, co wynikało z popytu na prezenty komunijne, oraz „wodoszczelną” dla pokolenia powojennego baby boomu, aktywnego wczasowo i sportowo. W 1961 roku zaś, na mocy dyspozycji rządowej, podjęto się wytwarzania własnych mechanizmów (in-house). Byłaby to pierwsza w historii ziem polskich fabryczna produkcja całych zegarków. Malutka w skali: podczas gdy w tymże roku na całym świecie wytworzono 102 mln zegarków, w Błoniu złożono ich 90 tysięcy i tysiąc z mechanizmami in-house, zrobionymi na sprowadzonych z Zachodu obrabiarkach. Ten tysiąc z wybitym znakiem ZM-P wykonano do jesieni. Produkcja trwała chyba przez kolejny rok, do jesieni 1962, gdy nagle nadszedł z góry nakaz: zatrzymać! Nie wiadomo, ile zegarków in-house wytworzono; stanowi to dziś gorący temat wśród kolekcjonerów. Są one rarytasem i mnożą się fałszerstwa – do radzieckich mechanizmów dodaje się część (mostek) z logo Błonia.  

Zatrzymanie własnej produkcji było ciosem dla inżynierów błońskich. Nie wyjaśniono przyczyn takiej decyzji. Zapewne wynikła z polityki Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG), której PRL była częścią. Organizacja ta, z siedzibą w Moskwie, przyjęła właśnie „socjalistyczny podział pracy”. Wedle koncepcji forsowanej przez przywódcę ZSRR Nikitę Chruszczowa poszczególne kraje dążyć miały do specjalizacji, skupiając się na tych sektorach gospodarki, w których mogły osiągnąć sukcesy, a wygaszając te, które dublowały się w RWPG. Projekt był racjonalny, bo miał zwiększyć konkurencyjność bloku, ale narzucany z właściwym Chruszczowowi brakiem subtelności. Pionowe struktury władzy PRL zareagowały kaskadą decyzji rodzących zamęt w fabrykach. W Błoniu zamarły nowe kosztowne obrabiarki, a wielki zapas części przeznaczono na złom. Załoga w następnych latach apelowała o przywrócenie produkcji, zwodzona obietnicami Warszawy. W 1965 roku dyrekcja twierdziła, że produkcja własna jest „niemal przesądzona”, a zegarki mogą trafić na eksport do „KK”, jak to skracano: krajów kapitalistycznych, zwanych też „strefą dolarową”. 

Dalekowzroczność na krótką metę

Nic takiego się jednak nie stało. Składano nadal „Kirowa”, co nie odpowiadało ambicjom kadry. Prawdą jednak było, że wcześniejsze próby eksportowe zakończyły się fiaskiem.

W 1962 roku wysłano
390 sztuk (!) do „strefy dolarowej”.

Nie wiadomo, jakie kraje przyjęły te zegarki – chyba chłodno, gdyż kontraktów nie wznowiono. Natomiast w roku następnym udało się zakontraktować 12,7 tys. sztuk, ale do „KS”, czyli krajów socjalistycznych: Bułgarii, Albanii i na Węgry. Dalszy eksport osiągał podobne rozmiary, co trudno uznać za sukces. Apetyt krajowy także był ograniczony: nie działały chwytliwe nazwy i reklama. Zapasy zegarków piętrzyły się, co skłoniło w 1966 roku do zmniejszenia produkcji. Zbiegło się to z decyzjami władzy, która – dostrzegając ociężałość gospodarki PRL – planowała reformę dotyczącą wydajności pracy i wdrażania zaawansowanych technologii.

Historia produkcji zegarków w Błoniu

1953 rok

„Musimy sobie postawić jako zadanie jak najszybsze osiągnięcie własnej masowej produkcji zegarków ręcznych i aparatów fotograficznych” – oświadczył szef rządzącej Polską partii komunistycznej Bolesław Bierut

1953 rok

W miasteczku Błonie, położonym 35 km od Warszawy, zorganizowano na miejscu starej fabryki zapałek Zakłady Mechaniczno-Precyzyjne (ZM-P).

1955 rok

Przewidziano początek produkcji zegarków. Dokumentację otrzymano ze Związku Radzieckiego,  lecz nagle przedsięwzięcie zatrzymano.

1959 rok

Produkty z Błonia osiągają „klasę światową” – czytał lektor „Polskiej Kroniki Filmowej”. Pokazano kobiety pracujące pod okiem technika-mężczyzny, przy czym kamera skupiła się na nogach jednej z nich.

1962 rok
W tym roku wysłano
390 sztuk (!) do „strefy dolarowej”
1966 rok

Zapasy zegarków piętrzyły się, co skłoniło do zmniejszenia produkcji. Zbiegło się to z decyzjami władzy, która – dostrzegając ociężałość gospodarki PRL – planowała reformę dotyczącą wydajności pracy i wdrażania technologii.

1969 rok

Zakończenie produkcji zegarków w fabryce w Błoniu. Wdrożono jednocześnie produkcję drukarek wierszowych do komputerów na angielskiej licencji ICL.

Rozwiń Zwiń

Różne lobby przemysłowe starały się też zmiękczyć doktrynerstwo Gomułki i zawierać kontrakty z Zachodem. Efektem była umowa z koncernem Fiat i uruchomienie w 1967 roku produkcji Polskiego Fiata 125p na Żeraniu, co wpłynęło na kooperantów, w tym Błonie, gdzie rozpoczęto produkcję wskaźników i termostatów do samochodów. Negocjowano też z firmami zachodnimi licencje na drukarki komputerowe, którą miałyby wdrożyć ZN-P. W tej sytuacji produkcja zegarków – redukowana i tak z braku popytu – straciła sens. 

Fot. Jerzy Bezpałka
Jak Polska nie została drugą Szwajcarią
Zegarek produkowany w latach 1961-1969

Zakończono ją bez rozgłosu w 1969 roku. W tymże roku pojawił się na Zachodzie pierwszy zegarek kwarcowy dla masowego nabywcy – Astron japońskiej firmy Seiko. Oczywiście, nikt nie przewidywał zakresu „rewolucji kwarcowej”, która w następnych latach zniszczy większość firm zegarkowych Szwajcarii. Ale tym bardziej decyzja rządu PRL wydaje się dalekowzroczna. W Błoniu wdrożono produkcję drukarek wierszowych do komputerów na angielskiej licencji ICL. Przeciętny mieszkaniec nie miał jednak z nimi żadnego kontaktu. Władze przeczuwały może „rewolucję kwarcową”, nie potrafiły jednak dostrzec gniewu społecznego, związanego z uciążliwościami codzienności. W grudniu 1970 roku w Trójmieście rozlał się protest. Na robotników posłano czołgi, było kilkadziesiąt ofiar. Doprowadziło to do przesilenia w partii i przejęcia władzy przez Edwarda Gierka, w którym chciano zobaczyć „dobrego gospodarza”. 


Błażej Brzostek

Historyk, autor książek "Robotnicy warszawscy. Konflikty codzienne 1950-1954" i "Życie codzienne w przestrzeni publicznej Warszawy1955-1970".

Popularne