Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Nic nie rozbudza narodowych fantazji tak mocno jak zamki. Odbudować czy zostawić resztki murów? To pytanie szczególnie aktualne dla tych, którym marzy się przywrócenie starym budowlom dawnego blasku. Niestety te, które znalazły się w prywatnych rękach, czasem śmiało mogłyby konkurować z parkami rozrywki.
Lepiej zabezpieczać, niż naprawiać, lepiej naprawiać, niż restaurować i lepiej restaurować, niż rekonstruować
– już w XIX wieku ostrzegał prekursor ochrony zabytków, francuski historyk sztuki Adolphe Napoléon Didron. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Zwłaszcza w Polsce, gdzie około jedna trzecia zamków to ruiny. Większość z nich stała się nimi jeszcze w XVI i XVII wieku nie tylko ze względu na wojny, lecz także z powodu upływu czasu i konserwatorskich zaniedbań. Zresztą żaden z niemal 400 obiektów zamkowych w Polsce nie zachował się w swoim pierwotnym stanie. W XX wieku, na fali budowania poczucia wspólnoty i dumy narodowej, wiele z nich zostało odrestaurowanych niemalże od zera, a dokładnie od fundamentów sięgających kolan. Dziś konserwatorzy zabytków i znawcy historii coraz głośniej przyznają – to był błąd.
Odbudować czy zachować dotychczasowy kształt – kontrowersje są tak stare jak ruiny. Temat prowokuje do dyskusji od początków nowożytności, kiedy w ogóle zaczęto myśleć o ochronie zabytków. Przez lata ścierały się z sobą różne pomysły na to, jak właściwie chronić czy rekonstruować pamiątki przeszłości. W Europie kolebką tych rozważań były Włochy. W latach 80. XIX wieku na konferencji budowlanej w Rzymie włoski architekt i konserwator Camillo Boito zaproponował ośmiopunktową Kartę konserwatorską. Wskazywała ona na potrzebę zachowania autentyczności zabytkowej substancji oraz wyraźnego zaznaczania i dokumentowania elementów do niej dodawanych w trakcie przekształceń.
Jednak wizja przywracania zamkom dawnego blasku nawet za cenę autentyczności wciąż kusi. W ostatnich dekadach prywatni właściciele obiektów, inwestorzy oraz władze samorządów lokalnych znowu stawiają pytania: jak wykorzystać potencjał zamku, żeby przyciągnąć turystów? Jaką funkcję mu nadać, by jak najmniej dokładać do prac remontowych? I wreszcie – jak dużo na zamkach można zarobić?
Pomocy w znalezieniu odpowiedzi podjął się Narodowy Instytut Konserwacji Zabytków. Zamiast biernie przyglądać się sporom, przeniósł je na merytoryczny i międzynarodowy poziom. Zapoczątkował ekspercką debatę. „Odbudować, zmienić, zachować? Zamki w krajobrazie Polski” to cykl konferencji naukowych (dwie odbyły się w listopadzie 2023 roku) z udziałem wybitnych naukowców, historyków, konserwatorów
i urzędników nie tylko krajowych, lecz także z Litwy, Czech czy ze Słowacji.
„Przez Polskę przelewa się kolejna fala odbudowy. Przede wszystkim zamków, a także – choć w mniejszym stopniu – pałaców, kościołów i całych zespołów zabytkowych. Myślę, że warto w tym kontekście spojrzeć na historię odbudowy nie tylko w Polsce, lecz także w naszym regionie Europy” – mówiła na otwarciu konferencji dr Anna Czyż, prezeska Stowarzyszenia Historyków Sztuki. Nie chodzi tylko o pogłębienie wiedzy czy o wymianę poglądów w akademickiej dyskusji. NIKZ poszedł o krok dalej i postawił uczestnikom konkretny cel – przedstawić rekomendacje dotyczące odbudowy ruin zamkowych dla Generalnego Konserwatora Zabytków i w ten sposób przyczynić się do lepszej ochrony takich obiektów w Polsce.
Ale zacznijmy od podstaw. – Między konserwacją a rekonstrukcją obiektu istnieje nomen omen fundamentalna różnica – mówi Wojciech Wółkowski z Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. I tłumaczy: – Konserwacja zakłada zaopiekowanie się tym, co pozostało, i zabezpieczenie przed dalszym zniszczeniem. Rekonstrukcja najczęściej oznacza, że powstaje coś, co jest dla odbiorców formą nową, której nie pamiętają, a nawet nie mogli sobie wyobrazić, i na jej podstawie budują swój obraz przeszłości zaznacza Wojciech Wółkowski. – W zamierzeniach mamy wrócić do formy sprzed zniszczenia, ale kłopot w tym, że w 99 proc. przypadków po prostu jej nie znamy – stwierdza.
Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele. Łukasz Malczewski, prawnik i znawca architektury, wymienia niektóre z nich:
Wojny, rabunki i pożary nie pomogły w zachowaniu dokumentacji zamków. Ale współcześni naukowcy też mają swoje na sumieniu. Zabrakło współpracy między specjalistami wielu dziedzin.
Czyli historykami sztuki, architektami, archeologami. Jeśli już badania były prowadzone, często nie zostały opublikowane, nie przeprowadzono ich analizy, nie poddano wyników naukowej krytyce.
– A to dziś uniemożliwia wyciągnięcie właściwych wniosków, przez co tracimy fragment rzeczywistego obrazu dziedzictwa materialnego – dodaje Malczewski.
Zgadza się z nim Jarosław Trybuś, doktor historii sztuki i muzealnik. Pyta retorycznie: – Czy zamki, które były obiektami do obrony, mogą dziś spełniać swój podstawowy cel? Na szczęście już nie. Ale możemy nadać im nową funkcję. I tu wkraczamy często na drogę komercji. Rozumiem inwestorów, którzy kupili zamek i chcą mieć teraz drogi hotel. Rozumiem gminy, które dokładają z budżetu na opiekę nad obiektem, i chcą wykorzystać go np. jako centrum kultury. Rozumiem też względy ideologiczne i założenie wzniecenia poczucia narodowej potęgi. Jednak trudno jest mi zgodzić się na dewastację – mówi.
Podkreśla, że konserwacja czy rekonstrukcja to nie zbieranie kapsli. Cała zabawa nie polega na tym, żeby było ładnie, ale żeby zostawić prawdziwe dziedzictwo. Jako przykład podaje zamek w Poznaniu, który został niemal doszczętnie zrujnowany w czasie wojen w XVII wieku, przez ostatnie dwa stulecia był dewastowany, rozbierany i na zmianę odbudowywany, co zatarło jego pierwotną formę. Oprócz oryginalnych piwnic w zasadzie nic z niego nie pozostało. – Mimo to uznano, że nad miastem powinien górować zamek Piastów. Zbudowano go z niczego, nikt też nie miał pojęcia, jak on wyglądał. Wątpliwe jest nawet to, czy miał wieżę. Wyszło bardzo źle – uważa Jarosław Trybuś.
To niejedyny niechlubny przykład. W 2017 roku wielu konserwatorów zabytków zadrżało, kiedy na kongresie partyjnym Jarosław Kaczyński rzucił hasło: „Odbudujemy zamki Kazimierza Wielkiego!”. Słowa wzięło sobie do serca kilku prywatnych inwestorów, w tym Jarosław Lasecki – przedsiębiorca, działacz społeczny, senator, a także właściciel Zamku Bobolice na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Kupił go jako malowniczą ruinę, a dziś, po wieloletniej „rekonstrukcji”, stoi kompletny, odbudowany obiekt. Nie byłoby może w tym niczego zdrożnego, gdyby nie fakt, że kształt jest po prostu zmyślony. Obok działa restauracja i hotel – ten przynajmniej nie narusza struktury zamkowych murów. Ale i takich rozwiązań nie brakuje. XIV-wieczny krzyżacki zamek w Gniewie dzięki prywatnemu właścicielowi swoje komnaty przekształcił na pokoje dla gości. Również tych, którzy przylecieli śmigłowcem, bo tuż obok murów obronnych zbudowano prywatne lądowisko. W sezonie nie brakuje atrakcji – turniejów rycerskich, pokazów kowalstwa artystycznego czy kolonii tematycznych, np. w stylu Harry’ego Pottera.
– Dramat zaczyna się wtedy, kiedy nowa funkcja przerasta możliwości obiektu i staje się zbyt inwazyjna. Kucie kanalizacji w XIV-wiecznych murach, plastikowe okna i klimatyzacja w pomieszczeniach z kamienia oznacza jedno – zniszczenie – twierdzi Wojciech Wółkowski. I wymienia właśnie zamek w Gniewie, gdzie dziedziniec, do niedawna nadający miejscu oryginalny klimat, zadaszono szkłem, wyłożono płytkami z granitu i przerobiono na salę bankietową. Z kolei na zamku w Rynie oryginalny gotycki klimat piwnic miesza się z wystrojem w stylu Disneylandu, a basen wykopano między kilkusetletnimi filarami. Tropsztyn nie chce być gorszy, też ma lądowisko dla helikopterów – na dachu zamku. Gdy w latach 90. stał się on własnością Fundacji Odbudowy Zamku Tropsztyn nad Jeziorem Czchowskim, ruszyły z kopyta prace budowlane. Po co zamek odbudowywać? Odpowiedź, jak czytamy na stronie internetowej obiektu, jest prosta. „Obecny właściciel chce coś po sobie zostawić”.
Czy zdarza się, że częściowa odbudowa zamku jest uzasadniona? W końcu gdyby tego nie zrobiono, Kraków nie miałby Wawelu. – Najlepszym i zarazem najgorszym przykładem odpowiedzi na to pytanie jest Zamek Królewski w Warszawie – mówi Jarosław Trybuś.
Powojenna odbudowa została wykonana z wielką fachowością, w oparciu o zachowaną dokumentację i ikonografię, a co najważniejsze – z wykorzystaniem fragmentów oryginalnych elementów we wnętrzu. Choć i w tym przypadku w środowisku trwała debata, czy odbudowa jest możliwa i moralnie właściwa. Zwyciężyło stanowisko prof. Jana Zachwatowicza, ówczesnego generalnego konserwatora, który stwierdził, iż poczucie odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń domaga się odbudowy tego, co nam zniszczono, bo ma to rangę symboliczną. Z jednej strony – skoro Niemcy w czasie II wojny światowej zbombardowali, a potem wysadzili warszawski zamek na znak dominacji, naszym obowiązkiem jest udowodnić, że nie udało im się pogrzebać rodzimej kultury. Z drugiej – ten precedens otworzył furtkę dla kolejnych przypadków. I wyszły z tego współczesne potworki.
Co zatem zrobić, żeby nie naruszać autentyczności, ale ocalić zabytek od zapomnienia? Z debaty eksperckiej NIKZ wynika, że najwłaściwsze działanie to pozostawienie ruin w stanie nienaruszonym. – W końcu nikomu nie przyszło do głowy, żeby odbudowywać ruiny greckie czy rzymskie. Jedyne, na co się odważono, to anastyloza, czyli podniesienie tego, co leży, ale przy zachowaniu autentycznych elementów – mówi Trybuś. Bo choć słowo „ruina” ma ciężar pejoratywny, to w nomenklaturze konserwatorskiej trwała ruina oznacza po prostu widoczne pozostałości po zniszczonym obiekcie. Co nie znaczy, że nie wymaga nakładów finansowych i prac konserwatorskich.
Chociaż status ontologiczny ruin jest niejasny (nie wiadomo do końca, czy wciąż są architekturą, czy już nie), bez wątpienia stanowią autentyczną część nieistniejącego świata. Rozbudzają wyobraźnię. Roztaczają magiczny czar.
Są w Polsce piękne zamki, np. Ogrodzieniec, ale są też takie, gdzie oryginalny gotycki klimat piwnic miesza się z wystrojem w stylu Disneylandu, a inspiracje właściciele czerpią z seriali.
– Taki mamy klimat – kwituje Wółkowski. Większość zamków była budowana z cegły, czasem z kamienia. W związku z tym obiekt bez dachu nasiąka, zamarza, rozmarza i niszczeje. Jeżeli nie zabezpieczymy ruin choćby zadaszeniem, przyroda szybko sobie z nimi poradzi. – Żeby nakład finansowy na konieczne prace konserwatorskie się zwrócił, władze lokalne inwestują w tworzenie wokół ruin infrastruktury, dobudowanie kubatury, chociażby po to, żeby otworzyć muzeum. Starają się ściągnąć zwiedzających i zatrzymać ich na dłużej niż kwadrans – dopowiada. Nie widzi przeciwwskazań, by z trwałej ruiny uczynić atrakcyjny turystycznie obiekt. Tak jest np. z pozostałościami XIV-wiecznego zamku w Kazimierzu Dolnym czy leżącymi po drugiej stronie Wisły ruinami zamku w Janowcu. Oba są częścią Muzeum Nadwiślańskiego.
Równie sprawnie zagospodarowano pozostałości krzyżackiego zamku w Toruniu, od XIII wieku bazy wypadowej do Prus. Był rozbudowywany przez kolejne 200 lat i zasłynął tym, że nikt nie zdołał go najechać ani zdobyć. Z budynków do dzisiaj zachowała się wieża ustępowa (gdanisko) wraz z prowadzącym do niej gankiem, a zamek… zburzyliśmy sami. Niemieckojęzyczni mieszczanie toruńscy uczynili to z pobudek
patriotyczno-narodowych, na znak zwycięstwa nad zakonem krzyżackim. I chociażby z tego powodu ten obiekt nigdy nie powinien być – zdaniem wielu specjalistów – odbudowywany.
Co jednak, gdy zalecenia konserwatorskie nie idą w parze z oczekiwaniami społecznymi? W trakcie konferencji „Odbudować, zmienić, zachować? Zamki w krajobrazie Polski”, której celem było także stworzenie rekomendacji dla inwestorów, trwała dyskusja, jak duży wpływ na ostateczny kształt zabytkowych obiektów mogą mieć wymagania turystów i ich fantazje rozpalane fikcją popularnych seriali takich jak „Gra o tron”?
– Nie możemy oczekiwać od zwiedzających, żeby odbierali dawne budownictwo w ten sam sposób co naukowcy i pasjonaci – uważa Łukasz Malczewski. Jego zdaniem prawdziwym wyzwaniem, przed którym stoją zarządcy obiektów zabytkowych, jest zróżnicowanie oferty pod kątem grup wiekowych i ich upodobań. – Na zamkach we Francji czy w Niemczech ta oferta jest zindywidualizowana. Jedni chcą napić się wina z lokalnej winnicy, inni wziąć udział w średniowiecznych grach lub posłuchać koncertu. Jeszcze inni zwiedzają zamki śladami bohaterów literackich, a kolejni studiują lapidaria gotyckiej kamieniarki – mówi Łukasz Malczewski, zastrzegając: – Wszystko, ale z poszanowaniem dla dziedzictwa. Najważniejsze, żeby zachować prawdę, autentyczność i pierwotny charakter budowli. Schlebianie gustom turystów musi mieć swoje granice.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
W roku 2016 w Malborku udało się cofnąć czas. Od tego czasu każdego, kto w pogodny dzień zbliża się od wschodu do rozległego kompleksu dawnego serca zakonu krzyżackiego, ponownie wita oślepiający odblask słońca w szklistej powierzchni jednego z najbardziej niezwykłych...
Na początku lipca 2015 roku, podczas prac konserwatorskich na zamku w Lidzbarku Warmińskim, znaleziono zamurowany w jednej z blend narożnej wieżyczki list w butelce. Butelka była zwykła, ciemnozielona, z porcelanką zamykającą szyjkę. Pochodziła w zamkniętego w 1945 roku miejscowego browaru...
Wybieram się do sklepu filatelistycznego, który znajduje się po drugiej stronie ulicy, trzysta pięćdziesiąt metrów od mojego mieszkania. Wychodzę z kamienicy prosto na plan zdjęciowy historycznego serialu. Akcja dzieje się podczas II wojny światowej. Pełna scenografia i kostiumy. Aktorki w...