
Fot. Zamek Królewski w Warszawie – Muzeum
„Jedna jest tylko droga, która wzniesie nas na wyżyny wielkości, gdzie nikt nas naśladować nie zdoła – ta droga to naśladowanie starożytnych. O Homerze powiedział ktoś, iż każdy, kto nauczy się go rozumieć, będzie go podziwiał; [prawda ta] dotyczy również dzieł sztuki starożytnej” – przekonywał Johann Joachim Winckelmann w wydanych po raz pierwszy w 1755 roku „Myślach o naśladowaniu greckich rzeźb i malowideł”, jednej z tych książek, która wpłynęła na sposób myślenia kilku pokoleń Europejczyków. Znacznie starsze jest oczywiście przekonanie o tym, że starożytność jest wzorem, do którego należy dążyć. Jednak to w dobie Oświecenia – a Johann Joachim Winckelmann – jest jednym z jego najważniejszych przedstawicieli, kult antyku przybrał szczególny charakter. I wpłynął na jego postrzeganie, także w Polsce, na długi czas.
Wystawa „Anatomia antyku” na Zamku Królewskim w Warszawie przygląda się temu, jak funkcjonowały antyczne wzorce w oświeceniowej Europie, jaki był ich odbiór i sposób ich recepcji w XIX wieku.

Są na niej antycznie rzeźby, prace ważnych twórców czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego, jak André Le Brun, Antonio Canova, Jean-Antoine Houdon czy czołowych jego architektów Jana Chrystiana Kamsetzera i Dominika Merliniego. Są wreszcie dzieła tworzących w kolejnym stuleciu: Olgi Boznańskiej, Wiktora Brodzkiego, Jacka Malczewskiego czy Pietro Teneraniego.
Rola odlewu
„Anatomia antyku” opowiada w sposób niebanalny o sztuce powstającej przez blisko półtorej stulecia. Jednak nacisk został położony na czasy Stanisława Augusta Poniatowskiego – to kolejna wystawa, w której Zamek Królewski przygląda się własnej historii w sposób intrygujący i ciekawy. Niedawno zakończyła się inna ekspozycja „Saskie wizje. Architektura władzy”, poświęcona rezydencji w czasach Augusta II i Augusta III.

Co więcej, w centrum obecnej ekspozycji znalazły się historyczne odlewy rzeźb antycznych, obiekty pozostające na uboczu zainteresowania, a nawet lekceważone. Dominujący w naszych czasach kult autentyczności skazał je na marginalizację.
Jednak nadal ich kolekcje prezentuje chociażby Victoria and Albert Museum w Londynie czy Muzeum Puszkina w Moskwie, a zorganizowany niedawno „Michelangelo Imperfect” w kopenhaskim Statens Museum for Kunst pokazuje, że gipsowe odlewy mogą stać się częścią fascynującej wystawy.
Gipsowe kopie rzeźb antycznych są zresztą ważną częścią dziejów Zamku Królewskiego. Wystawę zorganizowano zaś w Bibliotece Królewskiej, wzniesionej w latach 1780–1784 według projektu Dominika Merliniego i będącej nie tylko jednym z kluczowych dzieł architektury stanisławowskiej, ale też jedyną zachowaną oryginalną częścią królewskiej rezydencji. Obiekty bardzo dobrze wpisały się z jej architekturę – co bywa problem w przypadku niektórych innych ekspozycji organizowanych w tej przestrzeni.
Punkt odniesienia
W 1757 roku ceniony malarz Giovanni Paolo Pannini maluje na zamówienie księcia de Choiseul, ówczesnego ambasadora Francji w Rzymie, parę bardzo znaczących płócien. Są to widoki dwóch imaginacyjnych galerii. W pierwszej z nich zgromadzono na ścianach obrazy przedstawiające widoki najważniejszych antycznych zabytków Rzymu. W pomieszczeniu znalazły się także najgłośniejsze ze starożytnych rzeźb, jakie wówczas można było zobaczyć w tym mieście z Laokoonem, Apollem Belwederskim i Herkulesem Farnese na czele. Druga galeria została poświęcona Wiecznemu Miastu współczesnemu artyście. Na jej ścianach zawieszono widoki najważniejszych budowli i głównych placów miasta. Tu także są rzeźby: „Mojżesz” Michała Anioła, „Apollo i Dafne” oraz „Dawid” Berniniego.
Oba płótna Giovanniego Paolo Panniniego są ucieleśnieniem Rzymu jakim go widzieli ludzie XVIII wieku: miejsca stałej współobecności nowoczesności i antyku. Jednak to ten ostatni coraz bardziej zaczął wpływać na gusta artystyczne. Kluczowe stanie się odkrycie Pompejów i Herkulanów, co pozwoli na pełniejsze poznanie sztuki starożytnych. Jednak w samym Rzymie zachodzi też inna, znacząca zmiana: powstają muzea publiczne.
W 1734 roku Klemens XII otwiera Muzeum Kapitolińskie. W 1771 roku na polecenie Klemensa XIV najcenniejsze dzieła antyczne z kolekcji antycznych zostają zgromadzone w jednym miejscu i udostępnione zwiedzającym. Powstaje pierwsze z licznych watykańskich muzeów – Pio-Clementino.
W Rzymie osiada wreszcie Johann Joachim Winckelmann i niemalże dekadę po publikacji „Myśli o naśladowaniu…” wydaje „Dzieje sztuki starożytnej”, jedną z najważniejszych książek w dziejach sztuki.

Dla Stanisława Augusta Poniatowskiego Rzym był także stałym punktem odniesienia. Nawet więcej, obiektem tęsknoty – po abdykacji myślał o zamieszkaniu w Wiecznym w Rzymie, do czego jednak nie doszło. Inaczej niż wielu jemu współczesnych nie odbył swego Grand Tour, który był wtedy jednym z podstawowych elementów kultury oświeconych, niezbędnym dla uzyskania odpowiedniego wychowania. Z tych podróży przywożono też dzieła sztuki antycznej i współczesnej, o czym do dziś przypominają zbiory antyków rozsiane po całej Europie. Posiadanie bowiem oryginalnych rzeźb starożytnych lub przynajmniej ich kopii lub obiektów było swoistym poświadczeniem dobrego smaku i przynależności do ówczesnej elity. Na wystawie znalazł się bardzo ciekawy przykład ówczesnego kolekcjonerstwa – zestawy odlewów gipsowych starożytnych gemm – daktylioteka – wraz ze specjalnie wykonanymi na nie kasetami przypominającym z zewnątrz oprawione w skórę księgi.

Trzeba się z nimi zżyć
Stanisław August Poniatowski podzielał wspólnotę wyobrażeń, upodobań i poglądów ówczesnych europejskich elit kształtowanych pod wpływem tych wypraw. U Bernarda Bellotta zamówił nawet 16 wedut Rzymu, wśród których znalazły się widoki najważniejszych starożytnych zabytków: Forum Romanum ze świątynią Kastora i Polluksa czy Forum Boarium, Panteonu czy Kolumny Trajana. Jednak przede wszystkim kolekcjonował antyki. Posiadał 40 waz uchodzących w jego czasach za greckie oryginały, gemmy, ale też ok. 8-10 tys. antycznych monet. Znacznie skromniej prezentował się zbiór oryginalnych rzeźb antycznych. Najcenniejszym zaś obiektem była nabyta przez André Le Bruna w Rzymie w 1777 roku Afrodyta Anadyomene. Król umieścił ją w Białym Domku w Łazienkach Królewskich i tam też do dziś się znajduje.
Jednak przede wszystkim Stanisław August Poniatowski skupił się na zbieraniu gipsowych kopii starożytnych rzeźb. Z niezwykłą konsekwencją. Korzystał z usług agentów rezydujących w tym czasie w Rzymie, w tym Ignazia Brocchiego, zięcia Marcello Bacciarellego, jednego z najbliższych współpracowników Stanisława Augusta Poniatowskiego. Nabywano je w warsztatach cenionych odlewników, jak Carla Albaciniego, ale też zapewne u Bartolomea Cavaceppiego, rzeźbiarza i bardzo cenionego restauratora antycznych rzeźb. Wreszcie, odlewy nabywali artyści wysyłani przez Stanisława Augusta Poniatowskiego na studia w Rzymie.
„Trzeba zżyć się z nimi jak z przyjaciółmi” – radził Johann Joachim Winckelmann. Król stale przebywał w otoczeniu antycznych dzieł lub ich nowożytnych kopii. Były na Zamku Królewskim i w Łazienkach. W dla tamtejszej Starej Oranżerii, wzniesionej w latach 1785-1788 według projektu Dominika Merliniego, Johann Christian Kamsetzer zaprojektował galerię antycznych rzeźb z m.in. kopiami Apollina Belwederskiego, Amazonki Mattei i Grupy Laokoona, które miały znaleźć się na tle malowidła przedstawiającego dorycką kolumnadę z italianizującym pejzażem z ruinami. Podczas niedawnej konserwacji odnaleziono fragmenty tych fresków. Obecnie można to pomieszczenie oglądać w kształcie przybliżonym do zaplanowanego za czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego.
W stronę Akademii
Jednak odlewy gipsowe król zbierał przede wszystkim w innym celu – z myślą o powołaniu Akademii Sztuk Pięknych.
Zamysłu nie udało się zrealizować, same rzeźby wykorzystywano w działających w zamkowych murach Malarni oraz Rzeźbiarni. Pod koniec panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego kolekcja gipsów składała się z 542 odlewów i była jedną z najciekawszych w Europie. Nabyta od spadkobierców trafiła na utworzony w 1816 roku Uniwersytet Warszawski, do Oddziału Sztuk Pięknych, pierwszej polskiej akademii artystycznej. Rzeźby umieszczono w efektownej Sali Kolumnowej nowo powstałego budynku, obecnie nazywanego Pomuzealnym, gdzie zbiór, nieustannie powiększany, przez ponad 100 lat służył kolejnym pokoleniom artystek i artystów. Do 1940 roku, kiedy to przewieziono je do gmachu Muzeum Narodowego.
Podczas II wojny światowej część z nich uległo zniszczeniu. Pozostałe leżały zapomniane. Dopiero w 1962 roku Marek Kwiatkowski, ówczesny dyrektor Łazienek Królewskich, zaproponował stworzenie w Starej Oranżerii galerii rzeźb. I jak obliczał tylko ok. 50 z nich ocalało z dawnej królewskiej kolekcji. Od tego czasu przynajmniej część gipsów była prezentowana. Na początku ubiegłej dekady starannie odnowiono także niezniszczoną podczas wojny Salę Kolumnową UW. I wtedy do niej też trafiły rzeźby z dawnej kolekcji odlewów gipsowych. Oba te pomieszczenia – galerię w Starej Oranżerii i salę na Uniwersytecie Warszawskim – warto potraktować jako swoiste aneksy do zamkowej ekspozycji.

Nie tylko magazyn póz
Wystawa na Zamku Królewskim opowiada o dawnym kolekcjonerstwie sztuki antycznej – obok zbiorów królewskich przypominano także o fragmentarycznie ocalałej kolekcji stworzonej przez Ludwika Michała Paca. Jednak przed wszystkim stawia ona pytanie o znaczenie tych dzieł w XVIII i XIX stuleciu. „Anatomia, obecna już w tytule wystawy, odwołuje się do fascynacji ludzkim ciałem, tak charakterystycznym dla sztuki antycznej” – podkreśla kurator wystawy Norbert Haliński. I dodaje: „Na bardziej metaforycznym poziomie tytułowa anatomia odwołuje się do nowożytnych interpretacji i adaptacji antycznych wzorców, które stały w centrum zainteresowania klasycyzmu”.
Kolekcje gipsowych odlewów pełniły bardzo ważną funkcję w ówczesnej edukacji artystycznej. Jednak dla artystów naśladowanie antyku nie było „celem samym w sobie”, o czym czasami się zapomina. „Starożytność dostarczała artyście nie tylko magazynu póz, dawała mu o wiele więcej” – podkreśla Hugh Honour w klasycznej już książce „Neoklasycyzm”.
Starożytne posągi „uważane były za niemal niezawodny przewodnik w trudnym procesie wybierania z natury, selekcji służącej tworzeniu dzieł idealnych”.
Przekonanie to stało się podstawą wykształcenia artystycznego, jednak podzielali je nie tylko artyści i artystki związani z akademizmem w sztuce, jak przypominany na wystawie modny w XIX wieku rzeźbiarz Witold Brodzki, ale także od niego odlegli. W Zamku Królewskim znalazły się m.in. rysunki Olgi Boznańskiej, ale też malarskie studium Jacka Malczewskiego.
Przypominano także jego mało znane dziś słowa: „doskonała forma sztuki greckiej, która jest syntezą wieków pracy i geniuszu, uczy nas kochać nie tylko to, co zaklęte zostało w martwy materiał, ale przede wszystkim to, co żyje w przyrodzie, w niej bowiem tkwi cały pierwowzór sztuki greckiej”. Odlewy gipsowe, dzięki ich dostępności w szkołach artystycznych, pełniły kluczową rolę jako dostępny pośrednik z oryginałem.
Jednak nie tylko taką spełniały funkcję. Z rewolucją francuską i rozwojem muzeów stały się ważnym narzędziem w procesie demokratyzacji sztuki, która była dostępna jedynie dla przedstawicieli królewskich dworów i związanych z nimi elit. Stąd tworzenie wyspecjalizowanych kolekcji gipsowych odlewów najcenniejszych dzieł sztuki, nie tylko starożytnej, ale powstałej później.
W katalogu wystawy przypominano zresztą o mało znanym projekcie powołania w latach 20-tych XX wieku Gliptoteki Polskiej – prace nad nią przerwał wybuch drugiej wojny światowej.

Moda na stylizacje all’antica
„Anatomia antyku” pokazuje jeszcze jedną, być może najgłębszą zmianę. Za czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego rozpoczął się proces zmiany gustów artystycznych. Tradycja antyczna i jej współczesna recepcja znalazły się w centrum zainteresowania. Jest to widoczne także w zakupach dzieł sztuki. W kolekcji królewskiej znalazło się m.in. „Popiersie Aleksandra Wielkiego” Jeana-Antoine’a Houdona, kluczowego francuskiego rzeźbiarza tego czasu, w ciekawy sposób interpretującego antyczne dziedzictwo. Ceniono w Polsce Antonia Canovę – na wystawie znalazł się gipsowy odlew marmurowej rzeźby przedstawiającej Henryka Lubomirskiego jako Amora (oryginał jest przechowywany w Zamku w Łańcucie). W Zamku Królewskim można zobaczyć także inne dzieła tego artysty – ich obecność to jeden z największych atutów tej ekspozycji. Wreszcie, nie można zapomnieć o polskich realizacjach nieobecnego na „Anatomii antyku” Bertela Thorvaldsena. Natomiast na wystawie znalazły się portrety Polek i Polaków w stylizacjach all’antica zamówione u włoskich rzeźbiarzy Francesco Massimiliano Laboureur i Pietro Teneraniego, Anglika Johna Deare’a czy polskich twórców Henryka Stattlera i Tadeusza Oskara Sosnowskiego.
Jednak ta zmiana nie dotyczyła jedynie stylistyki. Jak przed laty zauważył wybitny historyk sztuki Lech Kalinowski, w czasach ostatniego króla powstały podstawy do ukształtowania się rodzimej tradycji antyku.
Jak swego czasu w renesansie zachodnioeuropejskim, tradycja ideowa antyku (temat i treść) połączyła się z tradycją materialną (motyw i forma). Dopiero teraz naśladowanie antyku doprowadziło do jego asymilacji.
I dodawał: „Kontakt z materialną tradycją antyku dawał impuls sztuce opartej na wzorach antycznych, wpływając decydująco na sztukę polską w cechach uchodzących za rodzime.” W ten sposób antyk stał się nieodłączną do dziś częścią naszej tradycji.

Wystawa „Anatomia antyku. Ciało i ruch w rzeźbie”
13 czerwca – 21 września 2025 r. Biblioteka Królewska, Zamek Królewski w Warszawie
kurator: Norbert Haliński