Prawda o dzikich za kratami
“Pokazy ludów etnicznych” – zoo w ówczesnym Breslau
Fot. Z archiwum ZOO Wrocław
Artykuły

Prawda o dzikich za kratami

Z tego artykułu dowiesz się:
  • dlaczego to w stolicach mocarstw przełomu XIX i XX wieku rozkwitły „ludzkie zoo”
  • w którym mieście na ziemiach polskich można było wziąć udział w takiej rozrywce
  • jaki ma związek z takimi pokazami pruderyjna wiktoriańska moralność

Rok 1904 dla zoo w Breslau – czyli dzisiejszym Wrocławiu – był rekordowy. W ciągu jednego dnia przewinęło się przez nie 41 tysięcy zwiedzających. Był to pierwszy dzień niezwykłego pokazu. Ludzie przyszli oglądać… ludzi. Eksponatami stali się bowiem mieszkańcy Tunezji.

Dziecko polityki kolonialnej

Przełom XIX i XX wieku to czas, gdy popularność w Europie zyskały „ludzkie zoo”. Pojawiły się one m.in. w Paryżu, Londynie i Berlinie. I to nie przypadek. Zjawisko stało się bowiem dzieckiem polityki kolonialnej. Rządy mocarstw chciały udowadniać, że podboje dokonywane w Afryce, Ameryce Południowej czy Azji to poszerzanie granic cywilizacji. Pokazy stały się więc nie tylko elementem wystaw światowych w Paryżu, odbywając się w cieniu będącej symbolem nowoczesności wieży Eiffla, ale także np. prezentacji w 1903 roku w Osace, która służyła usprawiedliwieniu japońskiej ekspansji kolonialnej. To wtedy pokazano Koreańczyków jako kanibali.

Zoo w Breslau pierwsze takie wystawy zorganizowało w 1876 roku. Były dla ogrodu czasem finansowej hossy. Co ciekawe, takie ekspozycje w tym miejscu odbywały się aż do lat 20. XX wieku.

Odwiedziło je w sumie 318 tysięcy osób. Wszystko z wytłumaczeniem: „ciekawość świata”.

Ale to tylko jeden z czynników, który doprowadził do pojawienia się ludzkich „eksponatów” w zoo. Były one bowiem także pochodną cyrkowych pokazów dziwaków, rodzenia się teorii ewolucji i zasad eugeniki, wreszcie – spętania moralności epoki wiktoriańskiej. Jak podkreślają badacze, to właśnie sztywne zasady przełomu wieków miały sprawiać, że pokazy, które reklamowano jako „prawdę o dzikich”, stały się tak popularne. Pokazywani w skąpych strojach lub bez stawali się obiektem seksualnych fantazji (ponoć płacono nawet za noc z egzotycznym kochankiem lub kochanką, choć niezbitych dowodów na to brak) i przedmiotem dyskusji o ciałach.

A wszystko z wygodnym wytłumaczeniem: „ciekawość świata”. Temu służyło też dawanie poczucia autentyczności. Dlatego nie tylko budowano całe wioski. „Dzicy” mieli odgrywać swoje codzienne życia. Od gotowania po rytuały religijne. Od pokazów władania bronią po zaloty.

Z dzisiejszej perspektywy pokazy te stoją w oczywistej sprzeczności z prawami człowieka,

są wytworem patriarchalnego społeczeństwa i imperialnej polityki. Wielu z Nubijczyków, Somalijczyków czy Beduinów było uprowadzanych. Niektórych kupowano jako niewolników i warto zwrócić uwagę, że czasem sprzedawani byli przez własne plemiona. To ich tragedię czyni jeszcze większą.

Łukasz Gazur

Krytyk sztuki i teatru, wieloletni szef działu kultury w "Dzienniku Polskim" i "Gazecie Krakowskiej". Publikował i współpracował m.in. z "Przekrojem", "Tygodnikiem Powszechnym", "Wprost", TVP Kultura. Wykładowca akademicki na kierunkach kolekcjonerskich i antykwarycznych oraz dziennikarskich. Czterokrotnie wyróżniony Nagrodą Dziennikarzy Małopolski. Członek polskiej sekcji międzynarodowego stowarzyszenia krytyków AICA. Zastępca redaktora naczelnego magazynu "Spotkania z Zabytkami".

Popularne

Niekanoniczne życia pisarzy z kanonu

Okazuje się, że w zasadzie żaden z polskich pisarzy, którzy weszli do kanonu, nie miał uporządkowanego życia. Witkacy romansował z kim popadnie, Stefan Żeromski wiódł podwójne życie, Zofia Nałkowska jako dojrzała kobieta gustowała w młodych literatach, a wiele pisarek - w tym Maria Dąbrowska - w drugiej połowie życia związało się z kobietami. Oto burzliwe historie autorów szkolnych lektur.

Bohaterowie wychodzą z obrazów

Od 28 lutego czeka na widzów nowa odsłona Galerii im. Lanckorońskich w Zamku Królewskim w Warszawie. A my przypominamy historię jednych z najcenniejszych obiektów w polskich zbiorach. „Portret kobiety z rękami Rembrandta” i „Czytający mężczyzna tegoż samego” to najstarsze znane nam wzmianki o dziełach Rembrandta wystawianych na ekspozycji. Historia nigdy ich nie rozdzieliła...