Odbudował, ale czy odwiedzał?
Fot. Zofia Nasierowska
Wywiady

Odbudował, ale czy odwiedzał?

Z Krystyną Zachwatowicz, córką jednego z najbardziej znanych polskich konserwatorów zabytków Jana Zachwatowicza, o atmosferze rodzinnego domu, odtwarzaniu Warszawy i związanych z tym kontrowersjach oraz… o podrabianiu biletów do teatru.

Justyna Nowicka

Fot. Renata Pajchel / Archiwum prywatne
Odbudował, ale czy odwiedzał?
Krystyna Zachwatowicz z ojcem.

Pani pierwsze wspomnienie związane z ojcem?

Jak przez mgłę pamiętam to, co działo się w Warszawie przed wojną. Wie pani, co oznacza słowo „rajzbret”? Dziś już niewiele osób określa w ten sposób deskę kreślarską, przyrząd, który służył do wykonywania rysunków technicznych czy architektonicznych. Leżały na nim tusze, piórka, rysownice, wszystkie te przedmioty, który nikt już dziś nie używa – projekty robi się na komputerze.

Taki właśnie rajzbert stał w pokoju rodziców. Któregoś dnia, jeszcze jako bardzo małe dziecko, wdrapałam się na rysownicę i rozlałam butelkę czarnego tuszu, niszcząc rysunek ojca. Sama nawet tego nie pamiętam, ale opowiadał mi później, że ten jeden jedyny raz dostałam od niego wtedy klapsa. Mogłam mieć wtedy trzy lata.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Doszło do wielkiej awantury?

Właśnie nie. Dom był bardzo spokojny, zgodny, ojciec nigdy nie podnosił głosu. Publikuje się dziś rozmaite opowieści o przemocy w rodzinach, wspomnienia o awanturach, pijaństwach itd. Ja takich historii nie mam. Miałyśmy z siostrą bardzo szczęśliwe dzieciństwo, byłyśmy kochane przez rodziców i dziadków. Nasz dziadek ze strony mamy był lekarzem, w 20-leciu międzywojennym pełnił funkcję ministra zdrowia publicznego. Z kolei dziadek ze strony ojca był kolejarzem, babcia zajmowała się domem i była fantastyczną gospodynią. Z czasów przedwojennych nie mam żadnych przykrych wspomnień.

W czasie wojny to się zapewne zmieniło?

Z tego okresu pamiętam ciągły strach o ojca. W chwili wybuchu II wojny światowej miałam dziewięć lat, byłam dzieckiem. Najpierw ojciec był zaangażowany w obronę oblężonej Warszawy, jeszcze we wrześniu 1939 roku otrzymał Krzyż Walecznych. Przez całą okupację działał dla Delegatury Rządu RP na Kraj, prowadząc ewidencję wojennych strat. Wykładał na tajnym Wydziale Architektury, patronował komórce AK produkującej fałszywe dokumenty. Władek Bartoszewski powiedział mi kiedyś, że ojciec działał też w Żegocie, ale nigdy nie udało mi się tego potwierdzić. Nie powinno to dziwić – ojciec używał trzech różnych nazwisk, a konspiracja w tamtym okresie nie była zabawą. Proszę mi wierzyć, że ani w czasie wojny, ani nawet po jej zakończeniu nic nie wiedziałam o jego tajnej działalności. To był bardzo pilnie strzeżony sekret.

Po kapitulacji powstania warszawskiego wyszliśmy ze stolicy 6 października. Ponieważ obóz dla warszawiaków w Pruszkowie był już zapełniony, nasz transport został uwolniony w Grodzisku Mazowieckim i zamieszkaliśmy w Podkowie Leśnej. Skąd – wraz ze Stanisławem Lorentzem i Piotrem Biegańskim – zorganizował tzw. akcję pruszkowską, której celem było ratowanie dóbr kultury z płonącej Warszawy, finansowane oczywiście przez rząd londyński. Ocalenie dokumentów z Zakładu Architektury Polskiej Politechniki Warszawskiej miało potem fundamentalne znaczenie dla odbudowy miasta. A w stolicy było wtedy naprawdę bardzo niebezpiecznie.

Fot. FORUM
Odbudował, ale czy odwiedzał?
Warszawa, 1973. Odbudowa Zamku Królewskiego.

A bywał po prostu zwyczajnym rodzicem? Miał czas dla córek?

Oczywiście. Byłam nawet taką typową „córką tatusia”, łączyło mnie z nim szczególne porozumienie, bliskość. Nie był wylewną osobą, to prawda. Kiedyś przyjechał do Starego Teatru w Krakowie na spektakl „Nie-boskiej komedii” w reżyserii Konrada Swinarskiego. Robiłam tam dekoracje i kostiumy, a po premierze pojawiły się recenzje chwalące pracę „młodej, obiecującej scenografki”. Ojciec był ze mnie dumny. Dopiero wtedy wyznał mi, że tak naprawdę marzył, żeby zostać scenografem. Nie było mu to dane, musiał myśleć o bardziej „praktycznym” zawodzie.

Fot. Zofia Nasierowska
Odbudował, ale czy odwiedzał?
Krystyna Zachwatowicz w obiektywie Zofii Nasierowskiej.

Muszę tu powiedzieć choć kilka słów o swojej mamie, dla nas najlepszej matce, a dla ojca najlepszej żonie. Była także po architekturze. Studiowali razem na Politechnice Warszawskiej. Jej wspaniała bezinteresowność pozwoliła mu na także bezinteresowną pracę nad odbudową zabytków po wojnie.

Odbudował, ale czy odwiedzał?
Krystyna Zachwatowicz w obiektywie Wojciecha Plewińskiego i Macieja Plewińskiego, 2024 r. (po prawej), oraz Wojciecha Plewińskiego, 1964 r. (po lewej). Drugie z wymienionych został wydrukowane w tygodniku “Przekrój”. Teraz ta sesja została powtórzona z myślą o okładce “Spotkań z Zabytkami”.

Całość tekstu w wydaniu 3/2024 kwartalnika „Spotkania z Zabytkami”, dostępnym na rynku od 1 lipca 2024 roku. Do kupienia TUTAJ.

Sprostowanie

W bieżącym numerze kwartalnika 3/2024 w podpis do zdjęcia wkradł się błąd. Autorem pomnika prof. Jana Zachwatowicza jest artysta, Karol Badyna.

Justyna Nowicka

Dziennikarka Radia Kraków. Była wieloletnią szefową działu kultury tej rozgłośni oraz redaktorką naczelną Radia Kraków Kultura. Jest także m.in. autorką książki o fotograficznej twórczości Mieczysława Karłowicza „Widok bez zastrzeżeń”. Autorka wywiadów i audycji publicystycznych, krytyczka, członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków AICA. 

Popularne