Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Miejsce, o którym tutaj mowa, jest bezcenne i unikatowe. Ceglana budowla, znajdująca się kiedyś w parku pełnym „osobliwości”, powstała na zlecenie Kazimierza Poniatowskiego. Zaprojektował ją Simon Gottlieb Zug, jeden z najznamienitszych architektów tamtych czasów. Spotkanie księcia ekscentryka z wizjonerem o nieposkromionej wyobraźni zaowocowało powstaniem tej niezwykłej konstrukcji, która frapuje i zachwyca nas do dziś.
By podczas spaceru po Warszawie, trafić do Elizeum należy skierować swoje kroki w stronę Parku im. Marszałka Rydza-Śmigłego przy ul. Książęcej. Charakterystyczny, widoczny już z daleka kopczyk porośnięty trawą, stanowi zwieńczenie tej niezwykle oryginalnej budowli. Reszta ukryta jest pod ziemią.
Do tej pory rotundę mogli obejrzeć tylko ci szczęśliwcy, którzy “załapali” się na jej zwiedzanie podczas kolejnych odsłon „Nocy Muzeów” oraz eksperci, którzy od lat zaglądali do wnętrza budowli (nie licząc tych ciekawskich, którzy przez lata, korzystając z braku nadzoru, zakradali się tu nielegalnie).
Prawdziwi entuzjaści Elizeum od dawna zastanawiali się nad tym, jak ten coraz bardziej wilgotny i zatęchły obiekt odnowić, a tym samym uratować przed całkowitym zniszczeniem i zapomnieniem. Nawet profesorowi Jerzemu Miziołkowi, który w latach 2018-2019 kierował Muzeum Narodowym w Warszawie i który z budynkiem rotundy wiązał niezwykle ambitne wizje, nie udało się to zamierzenie.
Na szczęście, stosunkowo niedawno, pojawiła się realna szansa na to, żeby Elizeum doczekało się upragnionej renowacji. W 2023 roku, po wielu latach starań, Biuro Stołecznego Konserwatora Zabytków wraz z Zarządem Zieleni Miasta Stołecznego Warszawy, pozyskało fundusze na ratowanie budowli. Michał Krasucki, stołeczny konserwator zabytków, podkreśla, że finansowanie remontu Elizeum będzie pochodziło z dwóch źródeł.
Uzyskaliśmy niemal maksymalną dotację z pieniędzy krajowych, z programu nazywanego „ Polskim Ładem dla zabytków”. To trzy miliony złotych. Pięćset tysięcy złotych dołożyliśmy z kasy miasta. To daje nam możliwość wykonania najważniejszych prac, które muszą zostać wykonane przy poprawie konstrukcji Elizeum.
Najważniejszym zadaniem, które trzeba zrealizować na początku, jest osuszenie budowli. -Wilgoć jest szczególnie niebezpieczna dla obiektów zbudowanych z cegieł a właśnie takiego materiału użyto w tym przypadku – dodaje Michał Krasucki.
Prace, które będą wykonane mają znacząco poprawić konstrukcję i izolację rotundy.
-Gliniana warstwa, która miała chronić sklepienie wytrzymała bardzo długo, teraz trzeba wymienić ją na nową – zauważa Andrzej Wolański z Biura Stołecznego Konserwatora Zabytków.
Eksperta od gliny już znaleziono. Wykorzystanie w konstrukcji tego znanego i cenionego od wieków budulca nawiązuje do historii tej części wiślanej skarpy, gdzie znajdowały się królewskie fabryki cegieł i miejsca wydobycia gliny.
O ile informacja o pozyskaniu funduszy na remont już do nas dotarła, to wciąż nie mamy jasności odnośnie funkcji, jaką w przyszłości, ma pełnić “nowe” Elizeum. Wiemy tylko tyle, że gdybyśmy każdy z pomysłów na jego ponowne zagospodarowanie zamienili na złotówki, uzbierałaby się już pokaźna kwota. Na „giełdzie pomysłów” pojawiła się, między innymi, koncepcja stałej wystawy edukacyjnej przybliżającej czasy stanisławowskie, idea Elizeum jako galerii sztuki, sali koncertowej, a nawet ekskluzywnej restauracji.
Wszystko powinno wyjaśnić się niedługo. A przynajmniej taką nadzieję budzą informacje, które docierają z kręgów zabytkoznawców.
Uzyskano bowiem pozwolenie na budowę.
Kiedy prace budowlane przy renowacji budynku ruszą już pełną parą, warszawiacy będą mieć niepowtarzalną okazję by podejrzeć i przekonać się, jak żmudna jest praca konserwatorów i archeologów.
Prace nad renowacją będą mozolne i będą wykonywane partiami, cegła po cegle. Ale za to, być może, podczas prowadzenia prac ziemnych, otoczenie wokół Elizeum odsłoni kolejne “rewelacje” z czasów stanisławowskich. Badaczka zabytku, Aneta Bojanowska, studzi jednak emocje.
-Ten teren został już przekopany, kiedy w latach 60. XX wieku zakładano tam Park im. Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. Kto miał znaleźć niespodzianki w ziemi ten już je znalazł – mówi.
Do niedawna, do wnętrza rotundy można było się dostać tylko jednym wejściem. Pierwotnie były ich trzy. Drugie prowadziło bezpośrednio z innego, połączonego z Elizeum, budynku. Trzecie drzwi, stosunkowo niedawno, zamieniono na ażurową kratę. Ten zabieg pozwolił na poprawę wentylacji korytarzy i pomieszczeń znajdujących się na dwóch kondygnacjach budynku: niewielkiej sali, prawdopodobnie przeznaczonej pierwotnie dla muzyków oraz dużej, otoczonej niszami i zbudowanej na planie koła.
Dziś, w tych książęcych wnętrzach mieszkają tylko traszki i kilka nietoperzy. Niestety, wkrótce – ze względu na zaplanowane prace – „dzicy lokatorzy” będą się musieli wyprowadzić. Zwisające głową w dół ssaki, zamieszkały tu, zapewne wyczuwając zamysł pierwszego właściciela tego miejsca, Kazimierza Poniatowskiego, by Elizeum uczynić azylem dla osobników, które uwielbiają „nocny tryb życia”. Wcześniej, po ukończeniu budowy w roku 1778, w jego progach gościło wielu „nocnych marków”, „wolnych duchów” epoki i innych, szukających mocnych wrażeń, gości.
W tamtym czasie Warszawa zmagała się z przeludnieniem i – w konsekwencji – unoszącym się w powietrzu wszechobecnym odorem. Szczególnie latem zapach przepełnionego miasta stawał się nieznośny. Nad – niestety tylko częściowo – wybrukowanymi ulicami unosił się dławiący kurz, a po deszczach miasto zalewały masy błota. Niechlubnym symbolem tamtych czasów stała się słynna „góra gnojowa”, która rosła pod zamkiem królewskim. Miasto, jak to często bywa, miało też swoje drugie oblicze. Na tyłach pałacu Saskiego i pałacu Krasińskich, w których rezydowali miejscy urzędnicy, zakładano wspaniałe publiczne parki. Rósł popyt na sztukę, a nad Wisłę przybywali słynni architekci tacy jak Domenico Merlini, Johann Christian Kamsetzer czy, wspomniany już powyżej, przybyły z Saksonii, Simon Gottlieb Zug.
W obrębie, wzniesionych w 1770 roku, murów miejskich, znajdowało się także sporo pół, łąk i sadów. Powstały też okazałe, prywatne ogrody. Izabeli i Adama Czartoryskich, na Powązkach, Augusta Czartoryskiego, w Wilanowie, Izabeli Lubomirskiej, na Mokotowie, Michała Poniatowskiego w Jabłonnej a na Solcu i na Książęcem, interesujący nas tu najbardziej, park należący do Kazimierza Poniatowskiego. Niemal każdy, kto posiadał odpowiedni zasób finansowy, chciał uciec jak najdalej od zgiełku miasta. Dla elit, potrzeba prywatności zdawała się być tak samo ważna jak komfort oddychania świeżym powietrzem. Warszawska “śmietanka” z pewnością z zazdrością spoglądała na wiślaną skarpę, na której, w bezpiecznym oddaleniu od miasta powstawał park, z pięknym widokiem na rzekę.
Fundator parku, Kazimierz Poniatowski, syn charakternej Konstancji Czartoryskiej, nie był człowiekiem bez skazy. Najstarszy brat króla Stanisława Augusta, zasłynął jako skandalista.
Biografowie nie mieli dla niego litości. Pisali o „pasożycie” i człowieku nikomu „nieprzydatnym”, który „żył tylko dla siebie i dla swoich kochanek”. O jego prostackim języku pisał sam monarcha.
Decyzje, które podejmował Kazimierz, często też wzbudzały zdziwienie i niezrozumienie współczesnych elit. Na przykład wtedy, gdy wbrew woli swej rodziny, postanowił sprzeciwić się poślubieniu córki niezwykle wpływowego ministra, Augusta Brühla a jego wybranką została Apolonia Ustrzycka, rozwódka, której urodę można podziwiać do dziś na obrazie Marcello Bacciarellego. Losami Kazimierza skutecznie kierowała jego matka Konstancja Czartoryska, która świadoma braków intelektualnych syna, robiła wszystko, by ten został „pierwszym rozbójnikiem Familii”. To właśnie ona sprowokowała słynny pojedynek Kazimierza z Adamem Tarłą. Pod płaszczykiem obrony honoru kobiety doszło wtedy do potyczki, z której Poniatowski wyszedł cało. Zniszczyły go jednak plotki. Powtarzano, że strzelał nie on a jego poplecznik. Po tym zdarzeniu, etykietka człowieka niehonorowego, przylgnęła do niego na dobre. Kazimierz, choć ostatnie dwadzieścia siedem lat życia spędził skupiając się głównie na prostych rozrywkach, wcześniej odnosił niemałe sukcesy, w tym na polu polityki. Profesor Richard Butterwick przytacza jego osiągnięcia – Na tle arystokracji polsko- litewskiej tamtego czasu wcale nie wypadał tak źle. Może nie był wybitny ale miał zalety. Był odważny, miał pewien talent do wojskowości. Potrafił być dowódcą i organizatorem wojskowym. Potrafił też zjednać ludzi. Pod koniec panowania Augusta III i na początku panowania Stanisława Augusta, to on często pośredniczył w próbach pozyskania dawnych wrogów. Obóz królewski i w dużej mierze chodzi o tu właśnie o Księcia Kazimierza, chciał pogodzić zwaśnione umysły.
Choć Kazimierzowi zdarzało się wypowiadać źle o Moskalach, w 1767 roku wszedł w skład delegacji Sejmu, wyłonionej pod naciskiem bezpośredniego wykonawcy rozkazów Katarzyny II, Nikołaja Repnina. Śladów jego moskiewskich ciągot możemy się też doszukiwać w samych wnętrzach Elizeum. Na ścianach jednego z pomieszczeń namalowano panoramę bitwy ukazującą zwycięstwo cesarzowej rosyjskiej nad Turkami. W innej części budynku można było podziwiać różne sceny z niechlubnego życia Katarzyny II. Wiemy o nich z pamiętników historyka William Coxa, który podczas podróży po Polsce odwiedził również ten znamienity przybytek Kazimierza Poniatowskiego. Być może jego świadectwo stanie się jednym z kluczy do odtworzenia dawnego wystroju Elizeum? Cox opisał dobrze oświetlone wnętrza, „prześliczną” kopułę, kolumny i „nisze ze sztucznego marmuru malowane al fresco przedstawiające triumfy Bacchusa, Sylene i Amora”.
Uwagę Anglika zwróciła też niesamowita akustyka pomieszczeń.
„Uszy nasze zachwycił nagle koncert wybornej muzyki, wykonany przez jakąś niewidzialną orkiestrę. Słuchając tych cudownych tonów, zastanawialiśmy się, z którego zakątka mogły nas one dochodzić”.
Sonosferą tego miejsca interesowali się również współcześni muzycy i akustycy. W 2017 roku skrzypaczka Marta Orzęcką i Patryk Rogoziński, wiolonczelista, wzięli udział w niecodziennym eksperymencie. Dzięki inicjatywie archeologa Wiesława Małkowskiego, mieli okazję sprawdzić, jak w przeszłości mogły tu brzmieć koncerty organizowane przez królewskiego brata.
Marta Orzęcka wizytę w Elizeum pamięta bardzo dobrze. Towarzyszyła jej niezmierna ekscytacja pomieszana z lękiem o cenny, drewniany instrument który nie znosi wilgoci.
-Wdrapywaliśmy się z głównej sali na poziom wyżej. Po schodach pozostało ceglane wzniesienie. Z góry kapała woda. Zagraliśmy Straussa. Akustycy, którzy słuchali naszego koncertu z sali balowej, byli zachwyceni dźwiękiem i jego przestrzennością. Choć nas wcale nie było widać.
– Tego typu rozwiązania, w XVIII wieku były po prostu modne – tłumaczy brytyjski historyk Profesor Richard Butterwick.
– To, że orkiestra jest niewidzialna, że niewidzialna jest służba, a z drugiej strony goście są obsługiwani, to powszechne rozwiązanie z tego okresu. Arystokracja przywiązywała coraz większą wagę do prywatności. Z dala od wścibskich tłumów. Książę Kazimierz nie był wyjątkiem – dodaje.
W podziemnej rotundzie, oprócz kawałków oryginalnego tynku imitującego skałę i śladów po zdobiących kopułę kasetonach, zachowały się również fragmenty polichromii. Są to trójbarwne pasy na jednej ze ścian, które konserwatorzy zamierzają poddać badaniom i renowacji. By preparaty przywracające blask starym farbom zadziałały skutecznie, trzeba koniecznie osuszyć ścianę.
-Musimy doprowadzić do zmniejszenia wilgotności cegły i tynku, do dziesięciu lub dwunastu procent. Obecnie mamy wilgotność na poziomie osiemnastu procent, możemy więc mówić o stanie granicznym- alarmuje Aneta Bojanowska z Biura Stołecznego Konserwatora Zabytków.
Jakim celom służyło Elizeum? Domysły o rzeczywistym charakterze spotkań odbywających się w grocie, rozpalają dziś nasze zmysły. Fakt ten jest podsycany także wymownym dopiskiem, sporządzonym przez architekta, Simona Gottlieba Zuga, na papierowym projekcie budynku. „Elizeum dla przyjaciół i pięknych pań”. Nie powinno nas to dziwić. Jak już wspominaliśmy, sam Kazimierz Poniatowski słynął z rozlicznych romansów. Na liście jego kochanek znajdowały się „czarnooka Józefka”, Józefa Bodachowska czy aktorka Agnieszka Truskolaska. Profesor Richard Butterwick zwraca jednak uwagę na to, że wszystkie źródła, z których czerpiemy opinie o moralności księcia, pochodzą z czasów późniejszych niż okres tajemniczych schadzek w grocie. Śmiało jednak można zaryzykować stwierdzenie, że już dużo wcześniej nie prowadził się zbyt dobrze. Choć do gości rotundy zaliczyć można prawdopodobnie samego króla Stanisława, to drzwi Elizjum pozostawały szeroko otwarte także dla kobiet “dotrzymujących towarzystwa” mężczyznom. Ekscentryczne uosobienie Kazimierza Poniatowskiego i chęć zwrócenia na siebie uwagi, znalazły odbicie w wyglądzie całego parku. A może zadziałała rywalizacja między braćmi, których ogrody sąsiadowały ze sobą? Łazienki Królewskie, zakupione przez Stanisława Poniatowskiego aranżowano i urządzano niemal w tym samym czasie.
Można tylko żałować, że tworzący wówczas w Warszawie Bernardo Bellotto, swoim reporterskim okiem nie przyjrzał się gościom zapraszanym do parku „Na Książęcem” i nie uwiecznił ich na płótnie. Na szczęście, Elizeum zostało przedstawione na rysunku przez Zygmunta Vogela. Ten wspaniały artysta, zwany „Ptaszkiem”, był ulubieńcem Zygmunta Augusta. Odwzorował na papierze słynną grotę i otaczający ją park czyli spektakularne dzieło Simona Gottlieba Zuga. Jeszcze kilka słów o architekcie.
Choć początkowo nie znalazł wyraźnego poparcia u króla Stanisława Augusta, to otrzymał je od jego brata. Lista jego zasług dla warszawskiej architektury jest imponująca. Są to między innymi projekty budynków w parku Arkadia, projekt cmentarza ewangelicko-augsburskiego, projekt wodozbióru Gruba Kaśka czy też projekt warszawskiego kościoła Świętej Trójcy, za który to Zug nawet zrzekł się honorarium. Gdy ten rozchwytywany architekt epoki stanisławowskiej, którego realizację uchodzą za podręcznikowe dzieła polskiego klasycyzmu, otrzymał zlecenie od księcia Kazimierza, mógł wreszcie puści wodze fantazji. W dodatku do zagospodarowania dostał olbrzymi, ciekawy pod względem krajobrazu, teren.
Profesor Richard Butterwick podkreśla mnogość niekonwencjonalnych rozwiązań jakie zastosowano przy projektowaniu parku i budowlach, które się w nim znalazły. -Zug objawił się jako twórca awangardowy. Rysunki kolejnych projektów parku czy samego Elizeum, są dowodem że pierwotny pomysł architekta ewoluował, a przyczyn należy upatrywać w kaprysach Księcia. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że projekt stał się pomnikiem rozbuchanego ego Kazimierza Poniatowskiego. Gości parku miały intrygować architektoniczne nawiązania do kultury indyjskiej, egipskiej czy tureckiej. Oprócz osobliwego Elizeum, w pobliżu zaplanowano także szereg pozornie niepasujących do siebie budynków: chińską altanę na wyspie, a także minaret, którego nie dało się przeoczyć. Ta ostatnia, strzelista budowla nie przetrwała niestety do naszych czasów. Można ją jednak podziwiać na starej, przedwojennej fotografii, przedstawiającej ulicę Książęcą, która swoją nazwę zaczerpnęła od starszego brata Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Jednak nie wszystko co zaplanowali architekt i Książę Kazimierz doczekało się realizacji. Nie powstał na przykład kamienny pałac. Z notatek poczynionych przez Zuga wiadomo, że choć budulec sprowadzono do Warszawy, to książę wycofał się z realizacji tego planu. Zbudowano Domek Imama, który pełnił rolę zaplecza kuchennego dla Elizeum. Była to trójkondygnacyjna budowla, z czego dwa piętra znajdowały się pod ziemią. Jeszcze w dziewiętnastym wieku budynek istniał i był zagospodarowany przez Szpital Świętego Łazarza. – Do domku Imama prowadził podziemny korytarz, który być może w jakiejś części zachował się jeszcze pod warstwami ziemi. Nie zachowała się także budowla z kolumnami jońskimi, pod którą prawdopodobnie znajdowała się grota, dodaje Andrzej Wolański, z Biura Stołecznego Konserwatora Zabytków. Kreślone na papierze plany Zuga, sprzed dwustu lat, można dziś obejrzeć wśród wielu cymeliów przechowywanych w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. -To był wspaniały rysownik, który prawdopodobnie szybko reagował na zmiany w pomysłach inwestora i przedstawiał kolejne warianty architektoniczne, podkreśla Przemysław Wątroba z Gabinetu Rycin BUW.
Po śmierci Kazimierza Poniatowskiego w roku 1800 park „Na Książęcem” często zmieniał właścicieli, a wykwintny salon zamieniono na magazyn beczek z piwem i lodownie. Elizeum przerwało niemal bez szwanku II Wojnę Światową. Opiekunowie i badacze tego miejsca sądzą, że żelbetowa płyta, którą ktoś ochronił budynek od zewnątrz pochodzi z lat 40. XX wieku. Niemiecka napaść na Warszawę zapisała się w grocie wyrwą w sklepieniu, załataną dopiero kilkadziesiąt lat po wojnie. Dla dzieci dorastających w pobliżu warszawskiej skarpy wiślanej, grota była miejscem zabaw, a co odważniejsi próbowali wślizgnąć się do środka. Wnętrza podziemnego salonu stały się w 1987 r. scenerią dla finałowej sceny filmu „Pan Samochodzik – praskie tajemnice”.
Profesor Richard Butterwick popiera pomysł by stworzyć tu rodzaj immersyjnego muzeum, w którym dzięki systemowi projektorów, widzowie będa mogli zanurzyć się w estetyce rodem z osiemnastego wieku. Michał Krasucki, przypomina że każdy pomysł na przeznaczenie tego miejsca wiąże się z kolejnymi kosztami – Błotnistą podłogę trzeba by zastąpić inną, być może potrzebne byłyby szatnie i sanitariaty a na to Elizeum jest za ciasne.
Parę pomysłów jest na stole, jednym z nich jest powiązanie groty z Muzeum Narodowym w Warszawie, ale to wszystko jest przed nami. Musiałoby dojść do porozumienia między miastem a ministerstwem, w zakresie przekazania, współprowadzenia lub dzierżawy na razie nie chce mówić o szczegółach – dodaje konserwator. Miasto próbowało zainteresować zabytkiem prywatnych inwestorów. Jak na razie specyfika tego miejsca nie pomogła tej koncepcji.
Prace które niebawem rozpoczną się przy Elizeum to dopiero początek przywracania świetności tego miejsca. To akcja ratunkowa. Miejmy nadzieję że nic nie stanie już na przeszkodzie ratowania osiemnastowiecznego zabytku. Przywracanie świetności tego miejsca być może rozbudzi apetyt opinii publicznej, na zainteresowanie innymi podziemnymi budowlami Warszawy. A tych wcale nie brakuje.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Przy wtórze kanonów Barbary Kingi Majewskiej wchodzimy do świata „Arkadii” w warszawskim Muzeum Narodowym. Wielowarstwowa, gęsta od wątków wystawa prowadzi widza tropem arkadyjskiego mitu przez epoki, kultury i artefakty, karmi pięknem i radością, ale przygląda się też mrokom w „krainie...
Nic nie rozbudza narodowych fantazji tak mocno jak zamki. Odbudować czy zostawić resztki murów? To pytanie szczególnie aktualne dla tych, którym marzy się przywrócenie starym budowlom dawnego blasku. Niestety te, które znalazły się w prywatnych rękach, czasem śmiało mogłyby konkurować...
Nowy Wiśnicz: widzę od razu kilka historii, kilka zwisających nitek, za które miałbym ochotę pociągnąć, żeby się potoczyły szpulki z opowieściami. Pierwsza nitka: w mojej kuchni jem gołąbki z zamkowej restauracji, nitka druga: w więzieniu, trzecia: w archiwum słynnego fotografa,...