Dwór ryglowy w Sieniawce, 2023 r.
Fot. Katarzyna Sielicka
Architektura

Ostatni taki budynek na Śląsku

Z tego artykułu dowiesz się:
  • czym charakteryzuje się architektura ryglowa
  • jak budynkiem mieszkalnym stał się klasztor
  • jak wcześniej nazywała się Sieniawka
  • jakie błędy popełniono w przeszłości podczas modernizacji budynku

Tylko jedna rzecz jest w tej historii prosta – reszta zadziwia, a wręcz domaga się śledztwa. Prosty jest tu tylko absolutny zachwyt, który wywołuje widok tego budynku. Nawet w zamglony i mokry dzień. Dlatego, że takich budynków w Polsce po prostu nie ma. W Niemczech, we Francji, może w Czechach, ale w Polsce? Tak, mamy dwa zachowane Kościoły Pokoju, ale przywykliśmy myśleć, że to jedyne tak duże, tak ciekawe i złożone, tak stare budynki ryglowe w Polsce. Między innymi dlatego są pomnikami historii i znajdują się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Oczywiście, kościoły pokoju mają też niesamowitą historię. A dwór w Sieniawce?

Siedziba rycerska, klasztor, PGR

Jego historia jest na tyle złożona, że muszę wynotować – kilka zaledwie – znanych dat i osób z nim związanych, żeby jakoś poukładać sobie ten obraz w całość. Może dlatego, że coś w tej całości nie gra, albo jest tu jakaś biała plama. No bo… jak to miałby być klasztor? A przecież jako klasztor wpisano go do rejestru zabytków. Mamy w głowie utarty wizerunek barokowego klasztoru. Fasada powstałego mniej więcej w tym czasie klasztoru w Lubiążu jest drugą w Europie pod względem długości po hiszpańskim Eskurialu.. Sieniawka nijak ma się do tego obrazka.

Dobrze widzę nad portalem wejściowym datę 1678 rok.

Tymczasem na karcie zabytku u wojewódzkiego konserwatora ktoś ręcznie odnotował: “późnorenesansowy”.

Może myślał o budynku, który znajdował się tu jeszcze wcześniej? Pierwszy raz widziałam go w deszczowej aurze i nie zastałam nikogo w środku. Później przekopałam się przez wszystkie dostępne źródła, a te wprowadziły chaos – siedziba rycerska, klasztor, PGR, mieszkania – wszystko w jednym.

Czas zatem na drugą wizję lokalną, tym razem za wszelką cenę chcę porozmawiać z mieszkańcami. Całą drogę myślę, jak namówić na rozmowę ludzi, którzy zapewne mają dość ciekawskich wycieczek do ich domu, zwłaszcza, że zamierzam tę historię upublicznić. Wchodzę przez most nad suchą dziś fosą, staję w malowniczej sieni z klatką schodową – na prawo drzwi wielkości portalu wejściowego, na lewo wąski, ledwie oświetlony korytarz, wzdłuż niego rzędy niskich drzwi.

Fot. Katarzyna Sielicka
Ostatni taki budynek na Śląsku
Dwór ryglowy w Sieniawce, 2023 r.

Pukam, nabieram powietrza i rozpoczynam moją przemowę komiwojażera w przeróżny sposób nagabującego, żeby wpuścić go do zabytku. Bez owijania w bawełnę, mówię prawdę, nie próbuję zatajać powodu mojego przyjazdu. Wiem, że ludzie wyczują fałszywe intencje, kiedy się ich nagabuje na rozmowę o ich domu. Tutaj lokatorka – jak się okazuje jedyna –  też wyczuwa, że tak mówić, jak potłuczony, może chyba tylko prawdziwy miłośnik zabytków, a nie jakiś czy inspektor czy sprzedawca fotowoltaiki. Ale nie można robić zdjęć w środku i zaglądać wszędzie. Tyle co widziałam, to moje, a teraz możemy porozmawiać na zewnątrz.

Elżbieta mieszka tu od 37 lat, a wcześniej mieszkała tu jej babcia, jej tato lubił siedzieć wieczorem na ławeczce pod kasztanem, gdzie schodziła się po pracy cała wieś. Być może babcia Elżbiety była jedną z pierwszych mieszkanek tego domu po wojnie? Lepiej trafić nie mogłam. Ela – chyba podświadomie, bo nie mówi tego na głos – kocha ten dom. Nie kończyła konserwacji zabytków, ale mówi, że tych okien nie będzie chciała wymienić. Choć to nie jej decyzja, bo tu jest właściciel całego tego olbrzymiego gospodarstwa ze stawami rybnymi i potężnymi murowanymi stodołami. To prezes i to on decyduje o remontach. Ale Ela dba bardzo o te okna, żeby nie trzeba było ich wymieniać. Wietrzy też strych, mimo, że potem musi sprzątać po jaskółkach. Kosi trawę, uprawia warzywniak.

Nawet jak ktoś zmarł na wsi, to tu przynosili…

– Koleżanka w Niemczech miała podobny dom. I w nim wszystko zmieniła. Ociepliła go. Ten dom już stracił swój charakter. Ja bym tego nie zrobiła – zamyśla się, instynktownie wyczuwając, jak ważna jest autentyczna tkanka zabytku. – Tutaj kiedyś był gwar, było pełno ludzi. Tu stała ławka, przy której wieczorem wszyscy się spotykali. Dużo śmiechu i rozmów. Była stołówka. Rano tłoczono, ludzie szli w pole, szli krowy wypasać. Jak był PGR. – wspomina z sentymentem i żalem za minionymi czasami. – A czego właściwie chce się pani dowiedzieć? – pyta z nutą zniecierpliwienia.

– Chciałabym się dowiedzieć, czy to był kiedyś klasztor czy dwór rycerski, bo spotkałam dwie wersje.

– Klasztor? Jak to? Tu mówią, że to siedziba rycerzy była … – Ela waha się przez chwilę, przeczesując pamięć.

– O, a tu? – wskazuję małe dobudowane od strony wschodniej pomieszczenie, przez pana Piotra Paska wypełniającego kartę zabytku w 1980 roku nazwane aneksem. – Tu miał być ołtarz, czy to możliwe?

– A! Tak! Wie pani, że faktycznie coś było. Nawet jak ktoś zmarł na wsi, to tu przynosili… aż mnie ciarki przechodzą. – Ela sięga daleko w głąb dzieciństwa i wzdryga się.

– Ale co przynosili? Świece?

– Nie, no tego zmarłego w trumnie wystawiali. Modlili się, zdjęcia robili, wiesz tak, jak to kiedyś z trumną.

Cieszę się, że wzbudziłam chyba jakąś sympatię, skoro po chwili jestem już na “ty”. Ale co tam sympatia! Wiem, już na pewno, że ta kaplica naprawdę tu była, a osiedlający się w 1945 roku Polacy z Kresów i z Centrali musieli zobaczyć święte obrazy, może krucyfiks, skoro pielęgnowali w zbiorowej świadomości pamięć o sacrum i czuwali tu przy zmarłych. Potem była tu stołówka i po prostu – duża sala, a więc miejsce spotkań.

– A tam były biura PGR-u – Ela wskazuje na piętro po lewej stronie. – Szatnie dla pracowników.

– To po prawej.

– No a tu zawsze mieszkania.

To na dole, po lewej, tam gdzie i ona mieszka, a wcześniej jej babcia.

 – A tam podobno były dzwony? – pytam wskazując na stożkowate daszki na ścianach szczytowych wypuszczone z kalenicy w narożach między połaciami głównego dachu.

– A był, przynajmniej ja pamiętam jeden. Poprzedni właściciel przyjechał i ściągnął.

 No tak, normalne. Wyniósł, co się dało przed sprzedażą.

Krach roku 1618

A co mówią źródła oficjalne? To prawdopodobnie jedyny ocalały na Śląsku budynek świecki w całości wzniesiony w konstrukcji ryglowej. Starszy o ponad sto lat dom stoi w podwałbrzyskim Chwaliszowie, ale tamten jest tylko częściowo szkieletowy.

Fot. Katarzyna Sielicka
Ostatni taki budynek na Śląsku
Dwór ryglowy w Sieniawce, 2023 r.

Wieś Sieniawka (obecnie w powiecie dzierżoniowskim), a dawniej Lauterbach powstała najprawdopodobniej w wyniku akcji wyrębu polany w środku lasu i osuszenia bagien podczas kolonizacji na prawie niemieckim. Choć w źródłach raz pierwszy możemy przeczytać o wsi „Lutribach” dopiero w 1370 roku. Później w 1945 roku Polacy przemianowali ją na Lutyrów, ale na krótko, bo już od 1947 roku jest Sieniawką. Znamy wiele nazwisk kolejnych właścicieli: Niclos Glossyn, Heyndric de Predil, Hans von Logan, Hans von der Heine. Ten ostatni zyskał prawo warzenia piwa i być może to on wzniósł przy drodze do Łagiewnik umocniony dwór otoczony fosą. Ale mógł to być też jeden z kolejnych właścicieli wsi, wśród których wymienia się barona von Naihaus, dalej Ernsta Georga von Ullersdorfa i panów Bibra.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Ważnym momentem w ówczesnych dziejach osady było wykupienie okręgu dzierżoniowskiego od rodziny von Rosenberg przez Joachima Fryderyka, księcia brzeskiego w ostatniej dekadzie XVI wieku. Czy zmiana administracji mogła być powodem budowy umocnionej siedziby rycerskiej? Sama wieś Lauterbach stała zaś … rybami – w czasach największego rozkwitu były tu aż 24 stawy hodowlane, do dziś zachowało się ich sześć czy siedem. Krach przyniósł roku 1618, kiedy katolicy nie mogli już dłużej żyć w pokoju z luteranami. Pożoga wojny religijnej spustoszyła wieś, w której działał już wtedy tartak, cztery warsztaty rzemieślnicze i cztery młyny. Lauterbach najpierw splądrował Albrecht Wallenstein, a później dżuma.

Fot. Katarzyna Sielicka
Ostatni taki budynek na Śląsku
Dwór ryglowy w Sieniawce, 2023 r.

Wojacy złupili kościół, ale dzwony udało się uratować. Znalazły bezpieczne schronienie w … budynku folwarku. Te dzwony! Ten dzwon, który tak niedawno ściągnął i sprzedał przedostatni właściciel. Jak to mówią, czego wojna trzydziestoletnia nie zniszczy, to prywatny właściciel sprzeda. W 1656 roku, na mocy postanowień kończącego krwawą wojnę pokoju westfalskiego, zawartego 8 lat wcześniej, wmurowano kamień węgielny pod budowę kościoła pokoju w położonym 60 km od Sieniawki Jaworze – ogromnej świątyni w konstrukcji drewnianej szkieletowej ryglowej.

A później jeszcze bliżej Sieniawki, bo w Świdnicy, dwadzieścia lat później do Sieniawki przybywają wrocławscy Jezuici. Od Tobiasa Ferdynanda von Giesenburga za 18 tysięcy talarów śląskich kupują zrujnowany dwór wraz z przetrzebioną wsią. Co sprowadziło ich do podłagiewnickiej osady nad brzegiem Krzywuli? To pewnie historia na oddzielną opowieść. Wyrytą na belce skromnego portalu wejściowego datą 1678 oraz chrystogramem IHS uświetnili wzniesiony przez siebie nowy budynek na starych fundamentach.

Konstrukcja ryglowa nie była wówczas rzadkością na Śląsku, a takich dworów, jak Kościoły Pokoju, można było spotkać tu więcej.

Z założenia miały to być konstrukcje nietrwałe. I rzeczywiście prawie wszystkie zniknęły z krajobrazu. Na szczytach szachulcowego budynku zawiesili dwa uratowane z pożogi wojny trzydziestoletniej dzwony. Jakże to musiało być symboliczne, kiedy po raz pierwszy zabrzmiały po latach ukrycia. Być może początkowo pola szachownicy między słupami, ryglami i zastrzałami konstrukcji wypełniono drewnianymi szczeblinami wylepionymi polepą, a ceglane mury pojawiły się dopiero później. To dość częsta praktyka.

Fot. Katarzyna Sielicka
Ostatni taki budynek na Śląsku
Dwór ryglowy w Sieniawce, 2023 r.

Na wschodniej ścianie umieszczono ołtarz wychodzący z dużej sali, prawdopodobnie kaplicy. A na północnej – ledwie dziś widoczny – zegar słoneczny. Urządzenie użyteczne z pewnością by wyznaczyć godziny mszy, bo przecież nie dla rolników, którym czas odmierzało słońce w sposób bardziej dosłowny i nie wymagający cyferblatu. Mija kolejne 99 lat i Jezuici sprzedają sieniawskie dobra hrabiemu Hansowi Ferdinandowi von Sandretzky und Sandraschütz z Bielawy. Siedziba Jezuitów staje się sercem prężnie rozwijającego się folwarku. Wkrótce przytłaczają ją gigantyczne murowane stodoły, obory, stajnie i inne budynki gospodarcze. Ale ołtarz w „aneksie” zostaje. Kto odważy się wypędzić świętość z domu, nawet w czasach, kiedy Śląsk zmienił już barwy na pruskie? Nawet w epoce PGR-ów.

Nawet okna zmieniły miejsce

Dwór przechodzi wiele remontów, cierpliwie znosi racjonalizatorskie koncepcje kolejnych właścicieli. Ślady niektórych z nich widać gołym okiem, inne dostrzeżemy na archiwalnych fotografiach, o kolejnych przeczytamy w białej karcie zabytku. Pierwotnie podmurówka wykonana była z łamanych kamieni na zaprawie wapiennej, później częściowo przemurowano ją w cegle – sądząc po wątku, zaprawie i wymiarach cegły – co najmniej dwukrotnie. Na konstrukcji widać wyjęte miecze i zastrzały. Nawet okna zmieniały swoje miejsce. I to właśnie w dużej sali, w dawnej kaplicy, zmieniono położenie okien. Sądząc po przedwojennych pocztówkach musiało to nastąpić w latach 1920-1940.

Fot. Katarzyna Sielicka
Ostatni taki budynek na Śląsku
Dwór ryglowy w Sieniawce, 2023 r.

Już po wojnie w 1956 roku przeprowadzono duży remont. Naprawiono więźbę i przełożono cały gontowy dach, który w ferworze remontu stracił większość lukarn. A gont sprowadzono spod samiuśkich Tater. I trwa do dziś. Podobno aktualny właściciel spryskał czymś belki, pomalował gont, no i na bieżąco łata. Ela mówi, że nie może narzekać, bo prezes naprawdę dba i interesuje się losami dworu. Z pewnością się interesuje, bo z każdego zakamarka podczas rozmowy spoglądają na nas czujnie kamery monitoringu. Gdyby nie one, i gdyby nie Ela pewnie tego wszystkiego już by nie było. Podmurówkę jeszcze raz przemurowano w 1979 roku. Później notatki o remontach urywają się, może już nikt ich nie zgłasza, a może nie uaktualnia karty. Ważną informacją jest, że II wojnę światową przetrwał bez szwanku.

W 1845 roku we wsi odnotowano 96 domów, 672 mieszkańców, w tym 124 protestantów, 4 młyny wodne, browar, gorzelnię, 3 zajazdy i tyleż samo sklepów, 11 krosien bawełnianych, 26 rzemieślników i 5 handlarzy. Ostatnim zarządcą majątku był inspektor Hein, który mieszkał we dworze z żoną i dziećmi. Mieszkał dokładnie tam, gdzie osiedliła się babcia Eli. Prawie minęli się w drzwiach. A dwór dalej żył, a lipa dalej szumiała. Ale trzeba było ją wyciąć, Ela mówi, że już była tak stareńka, aż strach był, że kogoś zabije. Teraz szumi kasztan. Tylko nie ma już ławeczki pod kasztanem, nie ma gwaru, nie ma robotników. Stodoły powoli burzą, bo groziły zawaleniem, a ludzie wyrzucali tam opony.

Sieniawski dwór był już w swojej historii domem i kaplicą, siedzibą administracji folwarku i biur PGR-u. A w kaplicy modlono się, żegnano zmarłych urodzonych jeszcze za Bugiem i jedzono wspólne posiłki, śmiano się, i spotykano. Dziś na straży pozostała Ela. Zastanawiam się, dlaczego akurat ten jeden dwór przetrwał. Choć przez swoją konstrukcję miał być nietrwały i prawie wszystkie inne jemu podobne już dawno się spaliły, albo zgniły. Pewnie w jego trzy i pół wiecznej historii, zawsze był jakiś inspektor Hein z rodziną, albo babcia Eli, czy wreszcie sama Ela. Kończymy długą rozmowę, a Elżebieta sama przed sobą, bardziej niż przede mną, przyznaje, że nie chce się stąd wyprowadzać, choć mogłaby mieszkać w mieście. Ale gdzie indziej życie mogłoby być tak spokojne i uważne, jak w sieniawskim dworze?

Katarzyna Sielicka

Archeolożka i konserwatorka zabytków architektury. Od lat zaangażowana w ratowanie i promocję zabytków Dolnego Śląska. Wprowadza obiekty historyczne na rynek turystyczny, edukuje o dziedzictwie, pracuje przy odbudowie zabytków, prowadzi badania archeologiczne, jest współredaktorką audycji regionalnej.

Popularne

Brzeg – Zamek Piastów Śląskich z renesansową bramą i kaplicą zamkową pw. św. Jadwigi – nekropolią Piastów

Zamek Piastów Śląskich w Brzegu jest najwspanialszą renesansową rezydencją książęcą na Śląsku. Budowla z wewnętrznym dziedzińcem na wzór włoski ukształtowana została pod wrażeniem Zamku Królewskiego na Wawelu. Spośród rezydencji książęcych na Śląsku zamek w Brzegu zajmuje szczególną pozycję. Był siedzibą...